34 | Ulica Pokątna

1.7K 130 101
                                    

a/n: to ostatni rozdział tego roku. w ciągu tych 365 dni napisałam 136 tys. słów tylko w tej książce. dziękuję wam za ten rok i mam nadzieję, że w 2023 wreszcie ją skończymy razem XD

co do nowego roku, życzę wam dużo odwagi i mocnego pancerza. nie wiemy czym nas zaskoczy. niech będzie dla was litościwy oraz obfity w szczęśliwe dni. pamiętajcie jednak o tych radosnych chwilach z tego roku, a o wszystkim co złe - zapomnijcie. szczęśliwego 2023! 

to chyba najsłodszy rozdział w tej książce. nie dziękujcie

●●●

REGULUS

Idąc do łóżka z Willow Rookood, należało się rozebrać.

Na początku, gdy poczułem się rozpalony jak cholera, próbowałem to ignorować i zatopić się w sen, gdzie nie czułbym już takiego gorąca. Ale nie mogłem wytrzymać. Ostrożnie, aby jej nie obudzić, ściągnąłem koszulę i z powrotem się położyłem. Tuż obok niej.

Nie chciałem, aby pomyślała sobie niestworzone rzeczy, gdyby się obudziła i zobaczyła mnie półnagiego, więc po czasie znów się ubrałem.

Rozbierałem się i ubierałem tak cztery razy w ciągu jednej nocy.

Finalnie obudziłem się bez koszuli. Leżała zmięta po jej stronie łóżka. Jakby w pewnym momencie dziewczyna sama ją zabrała, aby ułatwić mi sytuację, odbierając jeden z wyborów. Leżeliśmy przytuleni do siebie na łyżeczki – ona przyciskała swoje plecy do mojego torsu i splątała ze sobą nasze nogi. Bo to była jej sprawka. Byłem tego pewien.

Byłem wtulony czołem w jej włosy, wargami prawie dotykając jej skórę na karku. Leżałem w takiej pozycji jeszcze piętnaście minut. Czasem poruszyłem palcem ręki, której ramieniem otulałem talię brunetki. Chciałem sprawdzić, czy w ogóle mam czucie w kończynach. Bo tak naprawdę od chwili przebudzenia nie słyszałem żadnych sygnałów wysyłanych mi przez ciało. Nie mówiąc o sercu. Pikawa mi nawalała jak po zielsku od Avery'ego, gdy przy dobrej zabawie zapominaliśmy o własnych granicach.

Wreszcie zmusiłem się do opuszczenia łóżka. W tym Willow. Kiedy stałem już na nogach, jeszcze przez chwilę ją poobserwowałem. Wyglądała jak nimfa, która uwodziła mężczyzn swoim pięknem i uwodzicielskim spojrzeniem. Wtedy nie widziałem jej oczu, bo spała, ale mogłem zaręczyć, że obie te cechy posiadała.

Kilka kosmyków jej włosów uciekło z luźnego warkocza i rozsypało się na poduszce. Policzki miała delikatnie zaróżowione, wargi rozchylone. Jeszcze jej skóra pachniała jak brzoskwinie. Wciąż czułem w nosie ten zapach od czasu, gdy byłem tak blisko niej.

I nienawidziłem siebie za takie porównania, bo czułem się jak ten głupiec, który dał się jej uwieść.

— Na co patrzymy, panie?

Nawet nie mogłem oderwać od niej wzroku, żeby popatrzeć na Stworka. Irytowało mnie to. Sam siebie irytowałem.

— Zostań tu i czekaj, aż się obudzi — rzuciłem do skrzata, sobie rozkazując iść do łazienki. Moje ciało wszczęło jakiś bunt. Nie chciało się słuchać. — Powiedz jej, że czekam na dole ze śniadaniem.

— Tak jest, panie. Stworek będzie pilnował panienki Rookwood, tak jak pan przed chwilą.

— Stworek, wcale jej nie pilnowałem — powiedziałem tuż przed drzwiami.

Skrzat podrapał się palcem po łysej głowie, zaraz ten sam palec unosząc w górę.

— Aha! Więc Stworek będzie się gapić na panienkę Rookwood, tak jak pan przed chwilą — po czym cupnął na podłodze, patrząc się w dziewczynę jak w obrazek. Ograniczył nawet mruganie.

Taniec Śmierci • Regulus Black HPWhere stories live. Discover now