33 | Grimmuald Place 12

1.7K 125 139
                                    

Całą drogę na stację King's Cross przespałam. Tego właśnie potrzebowałam po nieprzespanej nocy. Moja bateria musiała być pełna, jeśli chciałam przeżyć spotkanie z Meduzą. Musiałam jako tako żyć, aby w razie czego szybko spieprzać.

Siła hamowania wyrwała mnie ze snu i pchnęła na podłogę. Mnie udało się w ostatniej chwili zaczepić siedzenia, ale czarny płaszcz, który najwidoczniej mnie przykrywał, nie miał tyle szczęścia. Avery też nie.

— Kurwa mać — stęknął z podłogi. Opuszczając nogi, prawie nadepnęłam mu na twarz. — Patrz gdzie te łopaty kładziesz.

— Ja?! Łopaty?! — prychnęłam, kryjąc uśmiech. Po dobrym śnie zawsze miałam dobry humor. — Jeszcze słowo, a obcasem zrobię ci z nosa rozpłaszczonego pomidora.

W tej samej chwili do przedziału wparował Evan, a ja zorientowałam się, że prócz jego, mnie i Avery'ego nie było w przedziale nikogo innego. To dopiero fajni koledzy.

— Ja już muszę lecieć, więc przyszedłem się pożegnać.

Rosier przedarł się przez Avery'ego na podłodze, chyba po nim depcząc, żeby do mnie dotrzeć. W sekundę pociągnął mnie do góry i mocno przytulił, co zrodziło we mnie przyjemne ciepło. Jakbym miała gorącą czekoladę w brzuchu. Z uśmiechem odwzajemniłam uścisk, zaciągając się jego korzennym zapachem.

— Wytrzymaj mi tam. W razie czego nie hamuj się przed rzuceniem zaklęcia. Regusia możesz tak szurnąć bez powodu, bo to czub — zachichotałam na jego słowa. Brunet odsunął się ode mnie i uśmiechnął jak łobuz. — Mam nadzieję, że do mnie też wpadniesz. U mnie jest ładniej. Mogę się z tobą podzielić pokojem.

— Zobaczymy — zaśmiałam się. — Zobaczymy, czy będę mogła — sprostowałam.

— Nie możesz, a wręcz musisz tam być — podkreślił. Potem spojrzał w dół. — Ty też będziesz? Nie wiem, czy odkurzać ci budę do spania.

— Co się będziesz przemęczał — rzucił Avery z sarkazmem, podnosząc się z podłogi.

— Masz rację, jeszcze się pobrudzę. Będziesz spał z pająkami.

W jednej sekundzie spojrzeli na siebie groźnie, aby już w następnej tulić się w bracholskim uścisku. Evan poklepał Avery'ego po plecach, a Avery poczochrał Evana po ciemnych włosach. Uśmiechnęłam się na ten widok.

Węże wcale nie były takie zimnokrwiste.

Chciałam zrobić krok, ale mój but zaplątał się o czarny płaszcz. Podniosłam go ze zmarszczonymi brwiami i otrzepałam z kurzu. Mój gest sprawił, że w powietrze wzbiło się coś więcej od brudnych pyłków. Zapach, który kochały moje zmysły. Czułabym go nawet, gdybym w innym życiu była Voldemortem.

W pierwszym momencie poczułam motylki w brzuchu, a chwilę później... stado os mających ochotę zadźgać pewnego pajaca.

— Wyszedł bez płaszcza? W taki ziąb?

Na moje słowa Evan i Avery spojrzeli na mnie z głupimi minami. Mrugali jak na wyścigi, patrząc raz na płaszcz, a potem mi w twarz. Płaszcz, ja, płaszcz, ja, płaszcz, ja. Avery chyba dostał zeza.

— Merlinie, jakie to jest puste — fuknęłam i nerwowo przepchnęłam się między nimi, wychodząc na ciasny korytarz. — Jakie to jest głupie i nierozważne! Patrzcie na mnie! Jestem od was lepszy i nie potrzebuję płaszcza! Bo nigdy nie choruję! Jestem lepszy! Ha! Kretyn! KretynKretynKretyn!

Przeciskałam się między uczniami i gadałam do siebie, przez co musiałam wyglądać jak chora na głowę. Choć czułam na sobie zdziwione spojrzenia, nie miałam czasu się nimi zajmować. Musiałam kogoś ochrzanić. Gdy byłam już o krok od drzwi, gdzie mroźne powietrze Londynu wkradało się do pociągu, usłyszałam za sobą krzyk Avery'ego.

Taniec Śmierci • Regulus Black HPWhere stories live. Discover now