13 | Pokój Życzeń

1.8K 118 159
                                    

Obudził mnie ostry ból kolana. Cholera, dlaczego tak napieprzało mnie kolano?

To był dopiero początek dnia... a przynajmniej tak myślałam – a życie już postawiło przede mną bojowe zadanie. Otworzenie oczu. Było mi tak przyjemnie! Słońce pierwszy raz nie atakowało mnie promieniami w oczy, za to moje łóżko zdawało się być cieplejsze oraz wygodniejsze niż kiedykolwiek wcześniej. Dodatkowo pościel pachniała jak senne marzenie. W pierwszej chwili pomyślałam sobie, że to skrzaty zaczęły używać nowego środku piorącego. Po kilku sekundach jednak coś mi pstryknęło w głowie. Znałam ten zapach. Doskonale go znałam. Cedr i pergamin. Pergamin i...

Gwałtownie zerwałam się do siadu. Zbyt gwałtownie. Nagle wszystko mnie zaatakowało; począwszy od bombardującego od środka bólu głowy, przez palącą suchość w gardle i kończąc na nieznośnym ssaniu w żołądku. Od razu rzuciłam się na szklankę wody, stojącej na szafce, którą łapczywie wypiłam duszkiem. Gdy już jeden problem załatwiłam, rozejrzałam się dookoła.

Słońce nie uśmiechało się do mnie wrednie zza okna, bo o okno pukała falująca woda.

Łóżko faktycznie było wygodniejsze, bo wcale nie należało do mnie. Narzuta była butelkowo zielona. Nie ciemno granatowa.

W powietrzu unosił się zapach cedru i pergaminu, bo tak przecież pachniał właściciel tego pokoju.

Cholera, spałam w dormitorium Regulusa Blacka!

Przyłożyłam dłoń do czoła, jakbym chciała coś pod nim wyczuć. Myśli, obrazy, wspomnienia. Cokolwiek! W mojej pamięci wypalono spore luki, które jeszcze dymiły od ognistej whiskey. Słabo pamiętałam poprzedni wieczór. Widziałam imprezę Syriusza, kłótnię Archiego i Jamesa, jakąś tarte owocową oraz pukanie do włazu Slytherinu. I film się urywał. Dalej była już tylko cisza i czerń.

Nim zaczęłam panikować i wyrywać włosy z głowy, ktoś donośnie chrząknął. Z łóżka po przekątnej radośnie uśmiechał się do mnie Evan Rosier. Był również Avery, jednak on wciskał tylko twarz w poduszkę łóżka naprzeciwko mojego.

Nie, nie mojego. Tego, na którym aktualnie siedziałam, a wcześniej spałam. Tylko dlaczego tam spałam?!

— Dzień doberek, słodki śpioszku — zaświergotał Rosier. — Miło się spało?

— Co jest grane? Czemu... jak... dlaczego...

— Łap.

Na początku nie załapałam. Dopiero gdy w ostatnim momencie złapałam coś, co prawie uderzyło mnie w głowę i co było eliksirem na kaca, podziękowałam mu bez słów. Evan wciąż szelmowsko się uśmiechał.

Ledwie upiłam dwa łyki, gdy wspomnienia zaatakowały moją głowę. Pierw wirowały jak huragan pod czachą, po chwili układając się w puzzelki. Przypomniałam sobie smak ognistej whiskey w moich ustach. Intensywny wzrok Regulusa na mojej sukience, na którą nie mógł patrzeć, więc dał mi swoją bluzę. Zabijającą ciszę. Zdmuchnięcie przez niego świeczki i jego rześki oddech na policzkach. I słowa. Cholerne słowa, które paplał bezmyślnie mój pijacki język. Było już rano, a mnie dalej było gorąco tak jak poprzedniego wieczora.

Aż się zachłysnęłam. Drżącą ręką podniosłam kołdrę i z ulgą przyjęłam fakt, że pod bluzą z herbem węża wciąż miałam na sobie czerwoną sukienkę.

Wtem z jękiem głowę uniósł Avery. Popatrzył zmrużonymi oczami na buteleczkę w mojej dłoni, po czym cisnął oburzonym spojrzeniem w Rosiera.

— Mnie piciu nie dałeś, szujo.

Uśmiech mulata się tylko powiększył. Z dziwnym błyskiem spojrzał na mnie.

— Reg kazał dać Willy. O tobie nic nie mówił.

Taniec Śmierci • Regulus Black HPWhere stories live. Discover now