· twelve ·

377 27 2
                                    

ʏᴏᴜ'ᴅ sᴀʏ, "ᴏʜ, sᴜᴄᴋ ɪᴛ ᴀʟʟ ᴜᴘ, ᴅᴏɴ'ᴛ ɢᴇᴛ sᴛᴜᴄᴋ ɪɴ ᴛʜᴇ ᴍᴜᴅᴛʜɪɴᴋɪɴ' ᴏғ ᴛʜɪɴɢs ᴛʜᴀᴛ ʏᴏᴜ sʜᴏᴜʟᴅ ʜᴀᴠᴇ ᴅᴏɴᴇ"ɪ'ʟʟ sᴇᴇ ʏᴏᴜ ᴀɢᴀɪɴ, ᴍʏ ʟᴏᴠᴇᴅ ᴏɴᴇ· • · • · • · • · • · • ·

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

ʏᴏᴜ'ᴅ sᴀʏ, "ᴏʜ, sᴜᴄᴋ ɪᴛ ᴀʟʟ ᴜᴘ, ᴅᴏɴ'ᴛ ɢᴇᴛ sᴛᴜᴄᴋ ɪɴ ᴛʜᴇ ᴍᴜᴅ
ᴛʜɪɴᴋɪɴ' ᴏғ ᴛʜɪɴɢs ᴛʜᴀᴛ ʏᴏᴜ sʜᴏᴜʟᴅ ʜᴀᴠᴇ ᴅᴏɴᴇ"
ɪ'ʟʟ sᴇᴇ ʏᴏᴜ ᴀɢᴀɪɴ, ᴍʏ ʟᴏᴠᴇᴅ ᴏɴᴇ
· • · • · • · • · • · • ·

Obudził mnie dźwięk deszczu obijającego się o parapet. Na zewnątrz strugi wody uderzały z hałasem o chodnik, a drzewa uginały się od głośno wiejącego wiatru. Mimo że według zegarka na stoliku nocnym była już prawie dziewiąta rano, za oknem wciąż świeciły się latarnie, a niebo przysłaniały brunatne chmury. Jak ja nienawidzę listopada.

Z kuchni dobiegało czyjeś wesołe nucenie oraz buczenie czajnika. Na początku myślałem, że to jakiś fatalnie niekompetentny włamywacz, który z niezrozumiałego powodu upodobał sobie repertuar Troya Sivana, ale potem zdałem sobie sprawę z tego, że to po prostu Jimin.

Wciąż nucąc „Take yourself home", wparował mi tanecznym krokiem do pokoju z dwoma kubkami herbaty imbirowo-pomarańczowej i posłał mi rozbrajający uśmiech.

- Och, już nie śpisz - udał zdziwienie (jakby to nie jego śpiewanie przeszkadzało mi w ponownym zaśnięciu). - Jak noga?

- W porządku. - Postanowiłem nie wspominać o tym, jak źle mi się zasypiało w gipsie i ile razy obudziłem się w środku nocy przez rozdzierający ból w kostce.

Jimin przechylił głowę, najwyraźniej starając się znaleźć na mojej twarzy coś, co świadczyłoby o kłamstwie.

- Nie wierzę ci - odpowiedział po chwili radośnie i rzucił we mnie opakowaniem leków przeciwbólowych. Przysiadł koło mnie na łóżku i podał mi kubek z moją ulubioną herbatą.

Podziękowałem mu cicho i zabrałem się za wyciskanie tabletek z opakowania, a kątem oka zauważyłem, że Jimin w tym czasie usadowił się wygodniej, wciągając bose stopy na materac i siadając po turecku.

Przypatrywał mi się, samemu sącząc po cichu gorący napój. Nie wyglądał, jakby przeszkadzała mu paskudna pogoda za oknem, fakt że musiał spędzić noc na kanapie, a nawet to, że oglądał mnie właśnie w podejrzanie wyglądającej szopie na głowie, z podpuchniętymi oczami i prawdopodobnie nieciekawym oddechem. Przeciwnie - wydawać by się mogło, że czerpie z tego wszystkiego radość, traktując to po prostu jak fajną przygodę. Nie mogłem się nadziwić jego delikatnemu uśmiechowi i błyszczącym lekko oczom.

Park Jimin był przeciwieństwem mnie i doskonale zdawałem sobie z tego sprawę.

Kiedy biorąc ostatnie łyki napoju i przechylając kubek pod niebezpiecznym kątem, wylał na siebie resztę zawartości, nie mogłem powstrzymać śmiechu. Co prawda oberwałem za to w głowę, ale nic nie mogłem poradzić na to, że ten chłopak wprawiał mnie w dobry humor.

- Jak chcesz, to weź sobie ode mnie z szafy jakąś czystą bluzę - okazałem mu swoją nieskończoną dobroć. Facet jest wyjątkowy: ja nigdy nikomu nie pożyczam swoich ubrań.

- Dzięki!

Poszperał trochę w mojej szafie, po czym spojrzał na mnie z niesmakiem.

- Czy ty masz tutaj cokolwiek, co nie jest czarne lub szare?

- Ależ oczywiście - obruszyłem się.

- Co niby?

- Na przykład wieszaki.

Jimin wywrócił oczami, znów prawie całkowicie zanurzając się w szafie. Minęła chwila, podczas której prychał, marudził i rzucał w moją stronę zgryźliwymi komentarzami, ale ostatecznie wyciągnął z czeluści mebla ciepły, kremowy sweterek, który swego czasu lubiłem nosić. Swoją drogą nie mam pojęcia, jakim cudem go znalazł - musiał chyba przedostać się do Narnii, bo nie widziałem tego swetra już z pół roku.

- Jak miło, że nosimy ten sam rozmiar. - Ucieszył się, zdejmując mokrą koszulkę i wymieniając ją na mój sweter (w którym prezentował się zresztą irytująco wręcz dobrze). - Dobra, będę już leciał. Mam praktyki.

- Ale wrócisz jutro? Musisz mi przecież oddać sweter.

- Wrócę nawet dzisiaj, ale o odzyskaniu tego - wskazał na ubranie i uśmiechnął się zwycięsko - możesz sobie pomarzyć.

- Ej! Czemu niby?

- Jest ładny. - Wzruszył ramionami z miną niewiniątka. - A teraz pozwolisz, że już pójdę. Chyba że jeszcze czegoś potrzebujesz?

- Nie, nie, dzięki.

- W takim razie będę tu o dziewiętnastej. Och, no i zapomniałem wspomnieć - wyprowadziłem ci Holly, ale trzeba będzie z nim iść najpóźniej koło piętnastej. Na razie, Yoongi!

- Na razie - odpowiedziałem, ale on już skierował się w stronę wyjścia z mieszkania, machając mi radośnie na pożegnanie. Nie minęła minuta, a ja już usłyszałem cichy trzask ostrożnie zamykanych drzwi.

Opadłem na poduszki.

To było dla mnie za dużo. Znałem tego chłopaka tak krótko, że nie wiedziałem, do czego powinienem zaliczyć swoje emocje. Cieszyło mnie spędzanie z nim czasu i naprawdę zapragnąłem go lepiej poznać, ale dziwne uczucie nie dawało mi spokoju. Uczucie, które przekonywało mnie, że to nie jest zwyczajna relacja.

Dziwaczność sposobu, w jaki się poznaliśmy, mogła odegrać w tym znaczącą rolę, ale osobiście brałem pod uwagę coś zupełnie innego. Coś, o czym zdążyłem już dawno zapomnieć, a co tliło się w moim sercu od wielu, wielu lat, wytrwale przygniatane kolejnymi porcjami nauki i wysiłku.

Ta cząsteczka nieznanego, a jednak kojarzącego się z idylliczną rutyną uczucia, nie zgasła we mnie. To wiedziałem od zawsze. Ale dlaczego obudziła się i zaczęła mnie delikatnie ogrzewać od środka akurat przy tak bardzo przypadkowym chłopaku, jakim był Jimin? Wiedziałem o nim sporo w teorii, ale w praktyce prawie nic. Wiedziałem, że lubi dużo mówić, a mnie jego słowotok sprawia niewyjaśnioną radość, podobnie jak ten szczery, szeroki uśmiech, od którego policzki zakrywały mu oczy. Wiedziałem, że uwielbia zapychać się niezdrowym jedzeniem, choć i tak ma szczupłą i wysportowaną sylwetkę. Wiedziałem, że uwielbia bawić się z moim psem (chociaż trochę bez wzajemności).

I od wczoraj wiedziałem też, że nie lubi filmów animowanych. A w każdym razie tamtego, który oglądaliśmy, bo z jakiegoś powodu nie patrzył w ekran, tylko skupiał wzrok na mnie, co zdążyłem zarejestrować dosłownie kątem oka. A najbardziej niespodziewane było w tym wszystkim to, że przez to po moim ciele rozchodziło się ciepło, a serce wypełniała dziwna euforia. A ja wciąż - mimo moich studiów - nie kojarzyłem prostych faktów.

Project || m.yg. x p.jm ||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz