· twenty three ·

202 22 0
                                    

ᴡʜᴀᴛ ɪs ᴛʜɪs ɪʟʟᴜsɪᴏɴ ᴄᴀʟʟᴇᴅ ᴛʜᴇ ɪɴɴᴏᴄᴇɴᴄᴇ ᴏғ ʏᴏᴜᴛʜᴍᴀʏʙᴇ ᴏɴʟʏ ɪɴ ᴏᴜʀ ʙʟɪɴᴅ ʙᴇʟɪᴇғ ᴡᴇ ᴄᴀɴ ᴇᴠᴇʀ ғɪɴᴅ ᴛʜᴇ ᴛʀᴜᴛʜ · • · • · • · • · • · • ·

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.

ᴡʜᴀᴛ ɪs ᴛʜɪs ɪʟʟᴜsɪᴏɴ ᴄᴀʟʟᴇᴅ ᴛʜᴇ ɪɴɴᴏᴄᴇɴᴄᴇ ᴏғ ʏᴏᴜᴛʜ
ᴍᴀʏʙᴇ ᴏɴʟʏ ɪɴ ᴏᴜʀ ʙʟɪɴᴅ ʙᴇʟɪᴇғ ᴡᴇ ᴄᴀɴ ᴇᴠᴇʀ ғɪɴᴅ ᴛʜᴇ ᴛʀᴜᴛʜ
· • · • · • · • · • · • ·

Zaczął się grudzień. Było coraz zimniej, śnieg padał prawie cały czas, a ja właściwie nie pamiętałem, kiedy ostatnio na święta warstwa puchu miała być tak gruba.

W sklepach puszczane były wesołe świąteczne hity, które - choć oklepane i kiczowate - wprawiały mnie w cudowny nastrój. Nie chodziło o samo szczęście, po prostu im bliżej swiąt, tym bardziej zaczynałem wierzyć w magię, chociaż byłem dorosłym facetem. Każda przystrojona choinka, każda piosenka świąteczna, każdy sznur lampek nad wejściem do kawiarni czy nawet wszechobecny zapach goździków, cynamonu i anyżu sprawiały, że jakoś łatwiej było mi uwierzyć w rzeczy niezwykłe.

Nie wierzyłem, nie byłem chrześcijaninem. Nie patrzyłem na Święta jak na narodzenie Bożego Syna, ale kochałem to, że mimo wszystko ludzie w większości spotykają się wtedy z rodziną. Razem przygotowują się do Świąt i mimo częstych kłótni mogą potem usiąść przy stole i stwierdzić, że otaczają ich ludzie, których jednak kochają najbardziej na świecie.

Kochałem to, że nawet jeśli ktoś nienawidzi świąt albo nie może ich świętować z rodziną czy nawet sam, to może popatrzeć przelotnie na ciemne niebo i wyobrazić sobie, że widzi tam zaczarowane sanie ciągnięte przez renifery. Może po prostu przypomnieć sobie, że wszystko się kiedyś ułoży. Bo takie właśnie uczucie powinny zostawiać w sercu Święta - dziwny spokój, który rozrywa i ściska serce równocześnie, zostawiając po sobie przyjemne ciepło i nadzieję na to, że każdy następny dzień przyniesie coś lepszego.

Osobiście zacząłem co wieczór siadać przy zgaszonym świetle przed malutką choinką w moim salonie, patrząc na skrzące się lampki i ich odbicia w kolorowych bombkach. Włączałem wtedy playlistę i z kubkiem ciepłego kakao w dłoniach, owinięty w miękki koc, słuchałem kawałków takich jak It's beginning to look a lot like Christmas, Driving home for Christmas, Grown-up Christmas list lub Thank God it's Christmas. Wpatrywałem się w drzewko, widząc w nim jakąś osobliwą wyjątkowość, czując bijącą od niego nostalgię. I w takich momentach zaczynałem tęsknić za domem.

Obaj z Jiminem wyjeżdżaliśmy na święta do swoich rodzin, więc o wręczeniu sobie prezentów w Wigilię nie było mowy. Ustaliliśmy zatem, że dziesiątego grudnia spotkamy się u mnie i wtedy zrobimy przedwczesne święta. Czyli, mówiąc dokładniej, wepchniemy w siebie tyle świątecznego żarcia, ile się tylko da, a potem damy sobie prezenty.

Problem w tym, że nie miałem zielonego jak bożonarodzeniowa choinka pojęcia, co mam kupić Jiminowi. Jeden prezent miałem, bo o nim pomyślałem już wcześniej, ale potrzebowałem jakiegoś stylowego wykończenia.

Chodziłem właśnie po galerii handlowej, zawzięcie szukając jakiegoś uroczego dodatku do wcześniej przygotowanej bazy, jednak żaden ze sklepów nie oferował nic, co by mi się przydało.

Byłem za to w kilku sklepach, gdzie kupiłem składniki do ciasteczek, które miałem zamiar zrobić, a także uzupełniłem zapasy przypraw korzennych, herbaty i kakao. Prezenty dla rodziny miałem od dawna kupione, ale musiałem jeszcze znaleźć jakiś ładny paper do pakowania. Do moich rodziców zawsze przyjeżdżało też sporo wujków ze swoimi dziećmi, które szczerze lubiłem, choć nie znałem ich zbyt dobrze. Chciałem więc sprawić im radość drobnymi upominkami.

Kiedy papier już miałem, zacząłem coraz bardziej desperacko rozglądać się w poszukiwaniu tego czegoś. Nagle wpadłem na pomysł.

Głupio było się ostentacyjnie walnąć w głowę albo zacząć skakać z radości w samym środku centrum handlowego, więc swoje małe zwycięstwo przemilczałem, uśmiechając się tylko nieznacznie. Jakaś dziewczyna w stroju aniołka, która sprzedawała ciasteczka, odwzajemniła mój uśmiech, myśląc, że to było do niej.

Nie chciałem jej wyprowadzać z błędu, zwłaszcza że wyglądała na naprawdę zmęczoną, więc podszedłem, kupiłem jedną paczkę waniliowych i życzyłem jej wesołych świąt. Wyraźnie się ucieszyła z miłej odmiany. Widziałem wcześniej, jak jakaś matka jej marudzi, że czemu nie może dać jej dziecku ciasteczka do spróbowania za darmo. Potworna praca, powiedziałbym nawet, że gorsza niż w szkole jako nauczyciel.

Szczęśliwy wziąłem jedno ciasteczko do ust i poszedłem w stronę sklepu, który już wcześniej rzucił mi się w oczy. Przy okazji wstąpiłem jeszcze do sklepu z biżuterią, po chwili wychodząc z czarnym pudełeczkiem w ręce. Było niewielkie, może wielkości zaciśniętej pięści, ale prawie płaskie. Miałem przeczucie, że jeszcze kiedyś mi się przyda. W końcu kiedy zobaczyłem je na wystawie, w głowie miałem tylko tę jedną, jedyną osobę.

Wreszcie dotarłem do ruchomych schodów, którymi przejechałem na trzecie piętro. To tutaj były sklepy właśnie z tym, czego potrzebowałem. Już wiedziałem, że to będzie najlepszy prezent na świecie.

Bardzo dziwnie się czuję, pisząc to w połowie lipca.

Piosenki wspomniane w tekście:

"It's beginning to look a lot like Christmas" - Bing Crosby
"Driving home for Christmas" - Chris Rea
"Thank God it's Christmas" - Queen
"Grown-up Christmas list" - Jordan Smith

Project || m.yg. x p.jm ||Where stories live. Discover now