· twenty ·

278 26 10
                                    

ɪғ ɪ ᴊᴜsᴛ ʟᴀʏ ʜᴇʀᴇwᴏᴜʟᴅ ʏᴏᴜ ʟᴀʏ ᴡɪᴛʜ ᴍᴇ ᴀɴᴅ ᴊᴜsᴛ ғᴏʀɢᴇᴛ ᴛʜᴇ ᴡᴏʀʟᴅ?ғᴏʀɢᴇᴛ ᴡʜᴀᴛ ᴡᴇ'ʀᴇ ᴛᴏʟᴅ ʙᴇғᴏʀᴇ ᴡᴇ ɢᴇᴛ ᴛᴏᴏ ᴏʟᴅsʜᴏᴡ ᴍᴇ ᴀ ɢᴀʀᴅᴇɴ ᴛʜᴀᴛ's ʙᴜʀsᴛɪɴɢ ɪɴᴛᴏ ʟɪғᴇ

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.

ɪғ ɪ ᴊᴜsᴛ ʟᴀʏ ʜᴇʀᴇ
wᴏᴜʟᴅ ʏᴏᴜ ʟᴀʏ ᴡɪᴛʜ ᴍᴇ ᴀɴᴅ ᴊᴜsᴛ ғᴏʀɢᴇᴛ ᴛʜᴇ ᴡᴏʀʟᴅ?
ғᴏʀɢᴇᴛ ᴡʜᴀᴛ ᴡᴇ'ʀᴇ ᴛᴏʟᴅ ʙᴇғᴏʀᴇ ᴡᴇ ɢᴇᴛ ᴛᴏᴏ ᴏʟᴅ
sʜᴏᴡ ᴍᴇ ᴀ ɢᴀʀᴅᴇɴ ᴛʜᴀᴛ's ʙᴜʀsᴛɪɴɢ ɪɴᴛᴏ ʟɪғᴇ

· • · • · • · • · • · • ·

Aż głupio przyznać, ale przez następne dwa tygodnie zachowywałem się jak... no, jak zombiak. Z jakiejś przyczyny (taa, ciekawe jakiej) chodziłem niewyspany i w okropnym humorze, na pytania znajomych na studiach mruczałem coś od rzeczy, gderałem na ból mięśni i konieczność chodzenia o kulach, a na wykładach najczęściej ucinałem sobie drzemki.

Ludzie z mojego otoczenia początkowo przymykali oko na moje dziwne zachowanie, jednak kiedy w ciągu jednego dnia walnąłem twarzą w latarnię, prawie wpadłem pod samochód, niechcący zepchnąłem profesora od łaciny za schodów i pomyliłem rogalika z telefonem, boleśnie wgryzając się w twardą obudowę, cóż... postanowili wszystko ze mnie wyciągnąć.

Ale co miałem im powiedzieć? Że poznałem w internecie faceta, przy którym czuję się tak, jakbym znał go całe życie, który jest miły, zabawny i anielsko przystojny - a z którym przypadkiem się spotkałem, zaprzyjaźniliśmy się i ja jak ostatni debil się w nim chyba zauroczyłem? To zawstydzające. Ale mniej więcej to ode mnie usłyszeli, tylko trochę bardziej owinięte w bawełnę.

Uprzedzając wszelkie pytania: tak, mieli ze mnie ubaw. Duży.

Od tego pamiętnego poniedziałku codziennie słyszałem od nich głupawe żarciki i widziałem, jak robią w zamierzeniu zabawne miny, sugestywnie poruszając brwiami. Może by mnie to nawet bawiło, bo właściwie nigdy nie miałem nic przeciwko ich docinkom, no ale ile można? Zwłaszcza jak mnie głowa boli.

Wracając, troszeczkę-jakby-odrobinę (no dobrze, bardzo) usychałem z tęsknoty. Obaj z Jiminem byliśmy zajęci przez studia i pracę, więc spotkaliśmy się tylko raz, żeby wyprowadzić Holly, i raz u Jimina w mieszkaniu - to było za mało. Chciałem mieć z nim więcej kontaktu, żeby go lepiej poznać, po prostu spędzić z nim czas. A że tego kontaktu nie miałem, to mój iście wisielczy humor ustępował jedynie na dźwięk powiadomienia o nowej wiadomości. Wgapiałem się wtedy w ekran i szczerzyłem jak głupek, a znajomi śmiali się ze mnie jeszcze bardziej, proponując, że chętnie nas ze sobą zeswatają. Idioci.

Kiedy raz przyszedłem do mieszkania Jimina, żeby wspólnie obejrzeć jakiś film i pochłonąć tonę niezdrowego żarcia, przyjrzałem się wystrojowi pomieszczeń. Styl w gruncie rzeczy był całkiem podobny do tego, który zdobił mój dom, ale sprawiał wrażenie bardziej... kreatywnego? W każdym razie zdecydowanie było tam dużo roślin.

Po tamtej wizycie poszedłem do sklepu i kupiłem sobie małą roślinkę.

O fitonię dbałem oczywiście jak o kolejnego pupila. Rosła całkiem nieźle, jednak była regularnie podgryzana przez mojego psa. Na szczęście pomyślałem o tym, żeby kupić zielsko bezpieczne dla zwierząt domowych.

Kiedy Jimin wreszcie do mnie przyszedł, pochwalił moje wyczyny botaniczne z szerokim uśmiechem. Pochwalił również złożony w kostkę na kanapie koc - beżowy zamiast czarnego - i kubki - jasnożółte w drobną kratkę zamiast po prostu białych.

To nie tak, że chciałem mu się tym przypodobać. Po prostu jak byłem w sklepie i zauważałem te przedmioty, to przed oczami pojawiał mi się radosny uśmiech Jimina, jego szczęśliwe, przymrużone oczy i cichy chichot. I zwyczajnie czułem potrzebę kupienia ich, bo co prawda nie robiły wielkiej różnicy w morzu stonowanych dodatków, którymi przepełnione było moje mieszkanie, ale przypominały mi kogoś, kto w tak naturalny sposób potrafił poprawić mój dzień, a za to nieświadomie, lecz jakże skutecznie wyeliminować z mojego rytmu dobowego spokojny sen. Nie żebym miał mu to za złe - fakt, że zamiast spać myślałem o nim, był wyłącznie moją winą.

Za każdym razem, kiedy myślałem o Jiminie, na usta wkradał mi się szczęśliwy grymas. I moi znajomi mogli żartować, że wyglądam wtedy jak emerytowany zboczeniec, który trochę za dużo wypił, ale nie zamierzałem przestawać. Zresztą nawet jakbym chciał, to nie potrafiłem.

· · • · ·

- Elo, Yoongs! - krzyknął od razu, kiedy przekroczył próg mojego mieszkania. Zdjął beżowy płaszcz i ciepły kraciasty szalik, po czym przykucnął, żeby przywitać się z moim psem.

Cóż, wyglądało na to, że coraz lepiej się dogadują. Holly nawet ostatnio przestał go gryźć po kostkach.

- Cześć, Jimin. - Z uśmiechem przyjrzałem się jego zarumienionym od zimna policzkom, na które chwilowo opadały rzęsy, i bez większego zastanowienia pochyliłem się, żeby lekko dotknąć ich palcem. Lubiłem to robić.

Zaśmiał się na mój gest - zresztą jak zawsze - i pomógł mi wstać. Kiedy tylko zdjął buty, poszliśmy do salonu, żeby wspólnie położyć się na kanapie. Z początku myślałem, że spędzimy trochę czasu w ciszy, ale Jimin od razu zaczął opowiadać o tym, jak minął mu dzień.

Siedziałem rękami założonymi za głowę, od czasu do czasu zerkając na profil znajomego. Chociaż chyba powinienem go raczej nazywać przyjacielem, prawda? Nie wiem, dlaczego tak bardzo nie chciałem przyznać, że cokolwiek nas łączy. W końcu nie uważałem tego za żaden wstyd. Ale przyznanie przed samym sobą, że zaczynamy się do siebie coraz bardziej zbliżać, lekko mnie przerażała.

I być może stanowiła ciche przyzwolenie na wyobrażanie sobie kolejnych etapów naszej znajomości, które nigdy nie miały przecież nadejść.

- ...I w tym momencie wbił do sali wykładowca, rozumiesz to? Na serio, gorszego momentu nie mógł sobie znaleźć. Że też musiałem akurat wtedy wdrapać się na jego biurko i zacząć tańczyć choreografię od... - opowiadał, opowiadał, opowiadał, a kolejne minuty powoli mijały. W pewien sposób zarażał mnie entuzjazmem, chociaż ledwo godzinę temu wyglądałem iście jak żywy trup. - ...Truskawki są tu najważniejsze. Jak można nie dodać truskawek? Trzeba być potworem! Fatalnym, obmierzłym, horrendalnym, przebrzydłym potworem! No jak można nie dodawać truskawek do smoothie z banana i mango, ja się pytam!

Kolejne słowa wylatywały z niego w zbyt szybkim tempie, żebym mógł w ogóle zrozumieć, o czym mówi. Starałem się, ale kiedy się ekscytował, mówił z prędkością, której mógłby mu pozazdrościć Eminem. Dlatego też tylko przytakiwałem, uśmiechałem się i dopytywałem o pojedyncze frazy. Gdzieś pomiędzy historią o małych kaczuszkach i narzekaniem na Bogu ducha winnego rowerzystę, zamówiliśmy pizzę. Zdrowe odżywianie przede wszystkim. You only live once, czy coś.

W którymś momencie zaczęliśmy się bić poduszkami. Później urządziliśmy zawody na łapanie chrupek czekoladowych w locie. A kiedy Jimin już turlał się po podłodze ze śmiechu, czerwieniąc się aż po uszy i nie mogąc złapać oddechu, wpadłem na cudowny pomysł.

- Czyż to nie jest idealny moment na kilka nowych testów, Jiminnie? - Uśmiechnąłem się upiornie, wyjmując znikąd swój kochany czarny notes i psując doszczętnie fryzurę przyjacielowi.

Tak, chyba powoli zaczynałem się przyzwyczajać do tego określenia. Jimin był moim przyjacielem.

Jakby się tak dłużej nad tym zastanowić, to całkiem nieźle to brzmiało. Szkoda tylko, że mogło nieść za sobą poważne konsekwencje.

Project || m.yg. x p.jm ||Where stories live. Discover now