Rozdział III | Raz mógłby się mną szczerze przejąć

286 32 36
                                    

Nogi bułanego konia o jasnej jak słońce grzywie i długim, grubym ogonie, układały się w powietrzu, jakby tańczył najpiękniejszy rodzaj baletu. Wydawał się taki lekki, gdy podczas kłusa wyciągał je daleko przed siebie, jedynie na ułamek sekundy odkładając kopyta na piasek. Stukot był cichy niczym szum wody, a jego głowa dumnie uniesiona w stronę chmur.

Nie popełniał błędów. Tańczył bez muzyki w idealnym rytmie, torując sobie ścieżkę po okręgu. Nie zatrzymywał się, pomimo braku popędzania. Nie prychał, nie potknął się ani razu, był nieskazitelny i idealny.

Jego grzbiet mocno napięty. Przez to wydawał się w ogóle nie podskakiwać. Jedynie nogi zmieniały swoją pozycję, a ciało sunęło w prostej linii. Płynęło w ludzkich oczach.

Dziewczyna nie napotkała żadnego oporu. Bez problemu mogła stanąć na rękach. Jej ciało współgrało z falami ruchu wykonywanego przez konia, nie traciła równowagi. Czuła się jak na idealnie prostej ziemi, bez uczucia wiatru, który tak naprawdę muskał jej policzki i jasnobrązowe włosy.

Przymknęła oczy, wsłuchując się w rytm zwierzęcia, czując go przez opuszki palców. Dłonie dotykały w końcu jego krótkiej sierści, a nogi wzbijały się wysoko w niebo. Oddychała pełnią płuc. Czuła, że jest perfekcyjny. Miał w sobie grację, opanowanie, wdzięczność i bezszelestny ruch.

To był potencjał, którego potrzebowała. Trzeba tylko dobrze ten potencjał wykorzystać.

— Czujesz to, Lossie? — zawołał do niej chłopak, który trzymał linę. W ten sposób koń mógł łatwiej utrzymać tor okręgu. Nie potrzebował pomocy, ale to zabezpieczenie przed potencjalną ucieczką.

Z biegiem minut była ona zrzucona na drugi plan. Koń był grzeczny i posłuszny. Nie w głowie mu była panika i ucieczka. Wykonywał swoją pracę bezbłędnie i wcale nie wydawał się przy niej zmęczony. Przygotowywany do długich przejażdżek, miał kondycję ponadprzeciętną. Mógł długie godziny galopować z jeźdźcem na swoim grzebiecie i nie puszczać piany z pyska.

Trening pozwolił mu stać się silnym i postrzeganym jako dobry interes. Można zarobić na nim fortunę. Jednak trzeba wiedzieć, jak odpowiednio go wykorzystać, by przytulić złoto do piersi. Takiego pięknego konia aż szkoda ciągać na żmudne polowania, bądź co gorsza zaprzęgać w powozy. To tylko niszczyłoby jego nieskazitelnie czysty zapał.

— Tak... Jest po prostu... Najlepiej — odpowiedziała, uśmiechając się szeroko i wdychając jeszcze więcej tlenu.

Delikatnie i z pełnymi ostrożności zdolnościami, opuściła swoje ciało, siadając tyłem do jazdy. Oparła się o głowę konia, nogi zarzucając na jego zad. Patrzyła w chmury, przez które przebijało się słońce.

Zbliżała się ta godzina.

Machnęła ręką w stronę brata, który nie spuszczał z niej wzroku. Trzymał linę i wystarczył delikatny ruch w przeciwnym kierunku, a koń od razu się zaczynał zatrzymywać. Wyczuwał intencje, współpracował w każdym możliwym momencie.

— Już czas — mruknęła, ześlizgując się z grzbietu.

Uśmiechnięta i pełna energii, przystanęła obok starszego brata. Szła z nim krok w krok aż do stajni. Wtedy odłączyła się, by wejść do kantorka, w którym powieszony był cały sprzęt. Chłopak trzymał konia, czekając, aż siostra zarzuci niezbędne siodło.

Przyszła z nim. Było obszywane srebrnymi i złotymi elementami wokół, tak samo jak derka, która miała wyszywane złocistą nicią nazwisko. Skóra twarda, ale elastyczna, a strzemiona z zasłonami ze specjalnym grawerunkiem herbu. Miała już zakładać je na ogiera, ale nagle doszły do ich uszu dźwięki kroków.

Kraina Naszej Krwi | BOOK 3Where stories live. Discover now