Rozdział XVI | Wszystko kurwa jest w porządku

172 25 8
                                    

lipiec

Pogrzeb nie odbył się tak jak powinien. Bez przywódcy i reszty rodziny nie wykonano wszystkich niezbędnych punktów ceremonii. Jedynie przygotowano pochówek oraz kamienną płytę, którą specjalnie przerabiano. Nie można było zwlekać, ponieważ Tave – a właściwie jej ciało – wdawało się powoli w reakcję z otoczeniem. Im dłużej czekali na powrót Vamoia, tym ciężej było znosić rozchodzący się smród.

Nad grobem każdy złożył swoje kwiaty, zapalono świece i odmówiono modlitwy za poprzednią opiekunkę stada, a potem każdy musiał wrócić do codziennego życia. Kolejna śmierć nic nie zmieniała, wataha musiała trwać dalej i ciężko pracować. Jednak nie jedna osoba była przekonana, że podejście przywódcy wcale nie będzie takie racjonalne i spokojne. Musieli mieć nadzieje, że się to mocno na nich nie odbije po jego powrocie.

Indie weszła po podeście, zbliżyła się, by chwycić za klamkę i szarpnąć drzwi. Zamierzała zabrać łuk jej dziadka. Unig ma starość nie miał czasu wychodzić postrzelać, ale w młodszym wieku nie brakowało u niego zapału, by wyjść do lasu i ćwiczyć precyzyjność. Tak opowiadała Clara. Tylko od niej dzieciaki mogły się dowiedzieć czegokolwiek o zmarłym dziadku. Nawet babcia nie chciała o nim wspominać, jakby wciąż rana po Alfie była zbyt głęboka, ale to nie chodziło o to. Indie zauważyła to dopiero jak stała się starsza. Jedynym powodem był ich ojciec. On nie chciał, by interesowali się dziadkiem. Mieli zostawić go w spokoju, by odpoczywał już po tej drugiej stronie.

— Czego tutaj chcesz? — Ostry głos zagrzmiał za jej plecami. Odwróciła się błyskawicznie, zderzając się z jednym z wybranych przez ojca zastępców. Nie zamierzała mu powiedzieć, dlaczego tutaj jest. W ogóle nie powinna mu się z niczego tłumaczyć, w końcu ta chata należy do jej rodziny.

— To nie jest twoja sprawa — fuknęła i otworzyła drzwi. Alfa szarpnął nią, odsuwając od wejścia. Pisnęła zaskoczona na mocny chwyt mężczyzny. Zgromiła go od góry do dołu i próbowała wyswobodzić rękę.

Alfa nie rozluźniał uścisku i miała ochotę się na niego wydrzeć albo go ugryźć. W końcu jednak wypuścił jej nadgarstek, ale twarz ani trochę mu nie złagodniała. Wpatrywał się w nią gniewnie, dając do zrozumienia, że nie pozwoli jej wejść do środka.

— To mój dom! — zacisnęła dłonie w pieści i powstrzymywała się, by nie spróbować przepchnąć się do środka na siłę. Zagradzał jej drogę, ale może gdyby była wystarczająco szybka...

— To siedziba przywódcy, nie twój dom. Chata jest od drugiej strony — zmarszczył brwi, nie ruszając się z miejsca — Zjeżdżaj stąd lepiej.

Młoda Alfa skrzyżowała ręce na piersi i ani myślała ustępować. Nie będzie pozwalać temu wilkowi, by sobie za dużo wyobrażał i już zasłaniał się chwilową władzą, jaką dostał.

— Którym jest mój ojciec — Zrobiła krok w stronę mężczyzny, a przez jego twarz znów przepłynął gniew.

Nagle drzwi same się otworzyły, a za nich wyłonił się drugi przydupas, który otrzymał szansę wykazania się na tym stanowisku przez pewien czas. Indie skrzywiła się. Teraz to na pewno nie uda jej się szybko prześlizgnąć, jak obaj stoją w przejściu gotowi ją zatrzymać, gdy tylko będzie zbyt blisko.

— I raczej nie będzie zadowolony, że próbujesz się kręcić tutaj pod jego nieobecność — Szeroki uśmiech zagościł na obu twarzach. Indie czuła, jak złość się w niej zbiera, ale właściwie to nie tak, że nie mieli racji.

V na pewno byłby wściekły, gdyby dowiedział się, że podbiera łuk dziadka, ale właśnie dlatego tak bardzo chciała to zrobić teraz. Był daleko, zajmował się sprawą Igniusa i w końcu poruszanie po watasze było mniejszym wrzodem na tyłku. Samo oglądanie twarzy ojca przyprawiało Indie o ból żołądka i chęć zwymiotowania. Cieszyła się, że jest tak mało nią zainteresowany i nie musi wykłócać się o jakiekolwiek prawo do czegoś. Był zbyt skupiony na oczekiwaniach względem Netta i zawodem na czynach Igniusa. Ona mogła zawsze skrywać się gdzieś w cieniu i spędzać z rodziną minimalny czas.

Kraina Naszej Krwi | BOOK 3Where stories live. Discover now