Rozdział VIII | Czemu mieliby mówić prawdę?

206 23 23
                                    

czerwiec

Siedzieli z dala od stada, ale wciąż nie tak głęboko w lesie, by nie słyszeć prac i gwaru w oddali. Siwe Pyski były w zasięgu wzroku, ale wystarczająco daleko, by nikt ich nie usłyszał, ani nie zauważył, gdyby akurat postanowił szukać.

— Chcę spróbować tej szansy — mruknął z tonem, który miał chyba brzmieć na pewny, ale wcale taki nie był. Gdzieś ten niepokój nawiedzał rudą czuprynę.

— To głupie. Czemu... czemu po prostu nie wrócisz z An?

Blondynka położyła dłoń na tej chłopaka. Ścisnęła ją lekko, a Omega się wzdrygnął. Była nieprzyjemnie zimna, aż dreszcz przebiegł mu po kręgosłupie. Gwałtowny ruch jego ciała od razu rzucił się dziewczynie w oczy.

— Wybacz...

— Masz coraz większe niedokrwienie chyba — zaśmiał się i złapał dłoń dziewczyny pomiędzy swoje, by jakoś spróbować ją ogrzać.

Był początek czerwca, pogoda dopisywała, a ona w jego odczuciu miała temperaturę ciała na minusie. Nie raz śmiał się, że tyle oddaje ciepła innym, że sama pozostaje lodowata. Ten parzący uśmiech, który posyła każdego dnia, zabiera wszystko z oczu, które błyszczą chłodem.

— Po prostu potrzebuję swojego prywatnego kominka — Znów ten uśmiech. Był niezastąpiony. Potrafił rozgrzać serce i sprawić, że jest lżej, ale tym razem nie była w stanie zabrać całego ciężaru.

Ignius borykał się z czymś znacznie większym. To siedziało w nim długo, ale po pojawieniu się An, zrozumiał, że nadszedł ten moment.

— Mój brat by Cię ogrzał — mrugnął do niej i wyszczerzył się figlarnie, a blade dotąd policzki Kas zapłonęły czerwienią. Śmiech wydostał się z ust Omegi, zaraz za nim i dziewczyny, która nie mogła się powstrzymać, by nie sprzedać przyjacielowi kuksańca w brzuch za te słowa.

Gdy się opanowali, Kasidy postanowiła kontynuować to, z czego Igi sprawnie się wyplątał. Nie tak szybko, ona nie da się zbyć.

— Pytałam serio.

— Nie będę czyimś ciężarem. Ona z dziadkiem mają swoje własne zmartwienia. Straciła pamięć, ma całe Raan na głowie. Nie zamierzam się tam pchać.

— To głupie.

— Moja szansa. Bez An bym jej nie miał w ogóle.

— Skąd pewność, że na to pozwoli?

— Żadna, ale nie będzie wiedzieć wcześniej. Jestem tylko pewien, że będzie mnie bronić. Stanie po mojej stronie, czuję to — Teraz to on spróbował się uśmiechnąć, ale nie wyszło zbyt elegancko.

Wymusił to. Wcale nie był zadowolony z opuszczania domu, ucieczki od problemów, ale wiedział też, że sobie z nimi nie poradzi. Nie, gdy jego przeciwnikiem jest ojciec, do którego nie miał żadnego sensownego podejścia.

— Opuszczanie watahy na własną rękę nigdy nie wyszło nikomu na dobre.

— Nie zamierzam popełniać błędów mojej matki.

— Nie mówiłam o Erisie.

Ignius uniósł brew, zastanawiając się przez chwilę, ale szybko odnalazł odpowiedź. Nic dziwnego, że to przyzywała za przykład, miała tę historyjkę na wyciągnięcie ręki. Ciekawe, ile razy już jej wysłuchiwała.

— Wierzysz w tę opowiastkę o przeznaczonym Patricka? — mówił kpiąco. Kasidy zmarszczyła brwi. Chyba poczuła się urażona. W końcu Patrick jest jej przybranym ojcem. Wychował ją. Nie powinien go wyśmiewać, ale jakoś od zawsze wydawało mu się, że ta cała historia była przerysowana w taki sposób, by wyszedł na tego pokrzywdzonego ze względu na wybór Omegi.

Kraina Naszej Krwi | BOOK 3Where stories live. Discover now