Rozdział XXIV | Przepełnione są przerażeniem

185 26 10
                                    

Wymknął się na zewnątrz, zanim Alfa się przebudził. Musiał iść się przejść, pomyśleć, trochę poprzeklinać w lesie i ponarzekać na ból, jaki przeszywał jego ciało. Pytania same napływały mu do głowy. Czy naprawdę musiał sięgać aż tak daleko? Czy przyniesie to efekt, którego oczekiwał? I czy czasem uczucie zawodu zaraz go nie dopadnie? Jak zachowa się za kilka godzin, co będzie myślał, ile sprzeciwów pojawi się w jego głowie? Czy nie zachował się podle względem niego? Przecież go nie kocha. Jedynie wykorzystał fakt o słabości, jaką miał do niego. Nie darzył go niczym więcej, jak koleżeństwem. Nie był w stanie dać mu tego, czego on od niego pragnął.

W nocy mógł to dostrzec, jak ogromną żądzę w sobie tlił i jak ta chwila sprawiała, że serce biło mu szaleńczo. Tylko że Ignius niczego podobnego nie odczuwał. Było mu dobrze, na tyle ile powinno w trakcie pełni i wymuszonych zapachach, które miały pomóc mu stracić kontrolę i nie wycofać się w ostatniej chwili. Jednak do samego końca wiedział, że to nie jest to samo. To pożądanie, chęć bliskości i wtulenia się o poranku i ciepłe ramiona – nic z tych rzeczy mu nie towarzyszyło. Całkowicie odwrotnie niż w przypadku Carsena, od którego nie chciał się oderwać.

— Jesteś takim głupcem Ignius — skarcił sam siebie na głos i uderzył się lekko zaciśniętą pięścią w czoło — Czemu dałeś się ponieść rozpaczy do takiego stopnia? — Nie znał na to poprawnej odpowiedzi. To mogło być spowodowane nienawiścią do ojca, uprzednią rozmową z matką, bólem w oczach Carsena, krytycznym spojrzeniem stada, czy wilczą częścią, która cierpiała i chciała na chwilę ukoić swoją duszę — Dlaczego ta chwila musi przeradzać się w wieczność? — uklęknął i objął się szczelnie ramionami.

Uczucie żalu uderzyło w niego ze zdwojoną siłą. Popełnił największy błąd w swoim życiu tylko, by postawić na swoim. Zadecydować za innych, którzy próbowali kierować jego przyszłością. Jaki los na siebie zesłał? Znak, który pulsował mu na karku, gdy tylko pomyślał o tym, że nie istnieje w tym wypadku odwrót i szczęśliwe zakończenie.

Łzy same zaczęły spływać po zaróżowionych policzkach. Skazał się na coś, czego chciał uniknąć. Kontroli od drugiej osoby. Właśnie pozwolił mu sobą zawładnąć. Postąpił jak matka, a może nawet gorzej, chociaż wcześniej karcił go i zapewniał, że nie pójdzie w jego ślady. Co go popchnęło do tego? Jaka siła zabrała od niego rozsądek? Co sprawiło, że uległ takiej kruszącej słabości, stając się cudzą marionetką?

— Nie wiń się za bezsilność — usłyszał obcy głos, na który cały się wzdrygnął. Podniósł głowę, zderzając się spojrzeniem ze staruszką. Kojarzył ją tylko z widzenia, nigdy nie rozmawiali, a teraz była tuż przed nim w lesie i wyglądała jak oaza, w której chciałby się skryć przed światem.

Załzawiony i na drżących nogach podniósł się i przyległ do niej, jakby rzeczywiście mogła objąć go ochroną, cofnąć czas i naprawić to, co sam zepsuł.

— Popełniłem największe głupstwo. Zranię przy tym... niejedną osobę — chlipał, pociągając nosem i zaciskając dłonie na szatach starej wilczycy.

Pogłaskała go po rudych włosach. Pozwalała mu płakać, nie mówiła żadnych kojących słów, po prostu czekała, aż to z siebie wyrzuci. Cały ból i desperację, że nie jest w stanie wybrać, bo świat i tak wepchnie go pomiędzy szczęki silniejszych. Nawet nie zauważy, a każdy krok tylko go zbliża do kolejnej porażki.

— Co mnie popchnęło...? Ja nie rozumiem — mówił przez drżące usta. Otarł powieki, były już lekko opuchnięte — To nie rozum, bo na pewno bym czegoś takiego nie zrobił. Wiem, jakie to nierozważne... ale to też nie serce, bo... — Kolejne stróżki łez zaczęły spływać. Nie panował nad tym. Jak już zaczął płakać, trudno było przestać — ...poszedłbym do innego. Więc... co, co to było?

Kraina Naszej Krwi | BOOK 3Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz