Rozdział IV | Nie ma Cię tutaj naprawdę

246 29 72
                                    

kwiecień

Drzwi otworzyły się, doprowadzając do chwilowego przewiewu ze względu na otwarte okno w kuchni. Odległe pola w Exebis były osadzone w głębokich lasach, które często nie pozwalały słońcu dotrzeć do ziemi, ale tak naprawdę to wiatr był tam największym wrogiem. Świst, przypominający konanie zwierzyny – przyprawiał o dreszcze w środku nocy - oraz chłód, który w letnie wieczory powodował gęsią skórkę i chęć przytulenia się, owinięcia futrami. To jakby zima zastępowała każdą inną porę roku.

Omega odskoczył od blatu, zauważając to. Wychylił się za framugę, by dostrzec, kto wszedł do chaty. Zobaczył dwójkę swoich dzieci i w pierwszej chwili, chciał cofnąć się do kuchni, by kontynuować przygotowywanie posiłku, ale wtedy zmrużył oczy podejrzliwe.

Przeskanował ciało dziewczyny, następnie chłopaka, zatrzymał się na prawym rękawie, na którego końcówce widniały pojedyncze czerwone kropki. To musiała być krew. Wyglądała dokładnie tak. Omega chciał myśleć, że to zwierzę z polowania, ale niczego przy sobie nie mieli. Żadnego mięsa, skóry, czy chociażby broni, by zapolować.

Spojrzał szybko przez okno i zobaczył bułanego konia, uwiązanego do kawałka płotu. Otworzył szeroko oczy, niedowierzając.

— Co to... za koń? Skąd go macie? — pytał i podchodził bliżej syna. Złapał go mocno za rękę, gdzie dostrzegł ślady — Kogo skrzywdziłeś!?

Jill wyszarpnął się, poprawiając kurtkę i odchodząc kawałek od rodzica. Skrzywił się lekko i wciąż patrzył tym samym, lodowatym, pełnym pogardy spojrzeniem.

— Kogoś, kto stanowił przeszkodę — odparł pewny siebie.

— Zabiłeś...

— Nie pierwszy raz — burknął, wpychając się w słowo.

Lossie przewróciła oczami, oparła się o szafkę na korytarzu i czekała na dalszy rozwój. Wiedziała, że nie potrwa długo, ich sprzeczki kończyły się błyskawicznie. Jill po prostu ignorował ich matkę albo mama tracił zainteresowanie w odgrywanie troskliwego i poczuwającego. Znikał, zaszywał się i tak spędzał czas w swoich czterech ścianach wraz z myślami.

— Zabiłeś tego człowieka... pewnie niewinnego — wydawał się zrozpaczony, ale nie ze względu na śmierć obcego, ale zdając sobie sprawę, że patrzy na dzieło, na które nigdy nie miał siły. Nie powstrzymywał tego, co nabierało coraz odważniejszego charakteru. Chociaż trudno powiedzieć, czy winił siebie za to.

— Był winny tego, że się tam pojawił. Miało nikogo nie być — wytłumaczył się, już z beznamiętnością, gdy sam zrozumiał, że jego śmierć najwidoczniej stanowiła nieodłączny element kradzieży.

Zawsze należało widzieć drugie dno w swoich planach. Na szczęście Jill był gotowy na różne ewentualności, wcześniej po prostu uważał, że są one niepotrzebne, by się udało. Jednak prawdą było, że wszystko ma swoją cenę i jest potrzebne do obiegnięcia celu. Kosztem tego skoku, było podjęcie decyzji o zabiciu stajennego. Jill pochwycił tę ścieżkę, by nie żałować straconej okazji.

Omega westchnął, opuszczając swoje barki. Odwrócił się, by wrócić do posiłku, dokładnie tak jak przewidywała Lossie. Poddał walkę. Lepiej. Nawet się jej nie podjął. Dziewczyna już nie pamiętała, kiedy ostatnio ich mama próbował cokolwiek zdziałać. Naprawdę zagrać tę swoją rolę kochającej matki. Bitwy okazały się zbyt wyczerpujące i pierwsze porażki skutecznie zniechęciły go do czegoś bardziej angażującego.

Zanim jednak zniknął w swoim świecie, otoczonym tylko przez obowiązki, drzwi ponownie się otworzyły i stanął w nich lekko naburmuszony Alfa, który momentalnie przerzucił swój wzrok na dzieci. Zatrzymał się, by zobaczyć jego reakcję, usłyszeć, co on ma do powiedzenia w te sytuacji, chociaż spodziewał się, że nie zaskoczy go odmiennością. Wiedział mniej więcej, jak to wszystko będzie wyglądać. Cicha nadzieja w nim nie istniała. Już od wielu, wielu lat przygasła.

Kraina Naszej Krwi | BOOK 3Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz