Rozdział XIV | Miłości nie da się zniechęcić

301 30 30
                                    

Kolejny raz to samo. Grupa wilków wraca bez żadnego tropu. Zapędzają się coraz dalej w las, ale takie wycieczki pomału tracą sens. Omega był, a potem tak po prostu zniknął. Pełnia minęła, a po nim żadnego śladu, gdzie miał się z powrotem zjawić w stadzie. To niepokoiło Erisa i niemiłosiernie denerwowało Vamoia.

Gdy znów raport poszukiwań brzmiał identycznie jak dzień wcześniej, dostawał białej gorączki, a wilki zaczynały obawiać się zdawać mu następne. Naprawdę zechciały w końcu dorwać Igniusa, bo w innym wypadku tylko narażali się na wybuch, który w końcu może nie wytrzymać tej skali i dosięgnie ich jak kara Księżyca.

— Na pewno niedługo wróci — szepnął Eris, starając się ostrożnie dotknąć V, gdy wilki zniknęły już za rogiem po powiedzeniu tego samego co wczoraj.

Mówił to bardziej, by uspokoić samego siebie niż Alfę. Nie był pewien czy w to wierzy, ale musiał się jakoś tym karmić, inaczej niepokojące myśli zbyt często napływałyby mu do głowy. Martwił się o swojego syna, Vamoia chyba bardziej obchodziło, że mu się postawił i znów robi wszystko, byle się z nim spierać. Czasami rudzielec spoglądał w oczy swojego Alfy i zastanawiał się, gdzie utonęła ta troska, którą kiedyś wszystkich obdarzał. Dlaczego teraz jego złote spojrzenie jest ostre i gniewne, jakby nienawidził jego i swoich dzieci tylko za to, że są.

— Ma trzy dni albo sam go tu przywlokę i nagle jakimś trafem to nie będzie trudne! — warknął, rzucając szybkie spojrzenie wilkom, które odchodziły już, ale dokładnie mogły usłyszeć słowa przywódcy. Miały spuszczone głowy — Od razu wracamy do domu — zarządził, nie patrząc na Erisa. Patrzył przed siebie, jakby w każdej chwili był gotów się przemienić i pobiec za synem. Omega nie miał wątpliwości, że jego wyczulony węch będzie bez problemu mógł znaleźć miodową woń. Bał się tylko, jakie konsekwencje poniesie wtedy Ignius.

Nie chciał, by te obawy napływały. Cały czas myślał o tym, do czego jest zdolny V i jak zaskakuje go swoim zachowaniem każdego dnia. Był w stanie podnieść na Igiego rękę, użyć Głosu, by go ośmieszyć przed stadem. Przerażały go wizje tego, jak miałby go sprowadzić z lasu. Nie chciał, by skrzywdził go jeszcze bardziej.

Eris złapał kontakt wzrokowy z Annyą. Czuł jej spojrzenie, więc odruchowo tam spojrzał. Kobieta miała żal wypisany w oczach, ale nic nie powiedziała, nie poruszyła ustami, tylko ruszyła za Balciem, nie poświęcając Omedze dłużej czasu. Ona już postanowiła. Nie mogła go uratować, jeżeli Eris sam nie zacznie walczyć. Mogła jedynie obserwować, jak pogrąża się w tej relacji, na którą ona kiedyś pozwoliła, znając innego wilka o złotych oczach niż tego, który teraz stoi u jego boku.

— Zaraz wróci — Ledwo wydobył z siebie głos. Mówił tak cicho – do siebie – by nie zwrócić tylko uwagi Vamoia. Wolał go bardziej nie drażnić. Ta cała sytuacja wystarczająco wszystkich stresowała i przytłaczała. Dodatkowy gniew z jego strony był niepotrzebny.

Czarnowłosy, młodszy Alfa prześlizgnął się niezauważenie przez wioskę, by przysiąść się do Netta i Kasidy, którzy cicho rozmawiali między sobą. Gdy się obok nich pojawił, zamilkli, obserwując, co dalej się stanie. Oczekiwali, że to Alfa pierwszy się odezwie, ponieważ zdecydował się do nich dołączyć, ale on tylko wpatrywał się w prowizoryczną bramę i las, który rozciągał się według i wszerz.

Nie był zaskoczony, gdy Nett domyślił się, czego tak naprawdę chciałby od niego starszy wilk, więc machnął do jasnowłosej, by zostawiła ich na moment samych. Dziewczyna była podejrzliwa, ale to tylko dlatego, że przeczuwała temat przewodni. Ignius. Czuła lekki niepokój, gdy ktoś się nadmiernie nim interesował. Chociaż Cherco nigdy nie wydawał jej się zagrożeniem i nieodpowiednim towarzystwem, a sam Omega raczej swobodnie się przy nim zachowywał, to jej ostrożność była na wysokim poziomie. Lubiła mieć pewność, że jej przyjaciel nie jest celem niepokojącej gry, w którą wplątany jest nie tylko jego obsesyjnie władczy ojciec.

Kraina Naszej Krwi | BOOK 3Where stories live. Discover now