Rozdział 1

139 14 2
                                    

- Pieprzone narty- mruknęłam pod nosem. W tym samym czasie jedna z nich zsunęła się po masce mojego samochodu i upadła na ziemie.- Podupcy mnie dzisiaj, przysięgam. 

   Schyliłam się i podniosłam nartę. Otworzyłam tylne drzwi do samochodu i wrzuciłam na tylne siedzenie oba drewniane kijki. Okropność. Ja nawet nie umiałam na nich jeździć. 

  Prawda jest taka, że mogłam zabrać się z tymi rzeczami na kilka razy. W praktyce za to, nie chciałam wchodzić tam po raz kolejny. Bałam się po prostu, że mogłabym trafić na kogoś, komu nawciskałabym jakim to nie jest kretynem. Nie będę oszukiwać jest dużo takich osób. Więc właśnie dlatego siłowałam się z tymi gratami od jakiś dwudziestu minut. 

- Pomóc Ci?- usłyszałam za sobą nieznany głos. 

  Odwróciłam się by stanąć twarzą w twarz z chłopakiem mniej więcej w moim wieku. Miał kręcące jasne włosy dosyć długie i błękitne oczy. I jeden zauważalny minus. Ubrania reprezentacji Polski. Nic mnie tak bardzo nie odstrasza jak to. 

- Poradzę sobie, dziękuję- odparłam. Złapałam w ręce kolejna torbę i próbowałam ją upchnąć w bagażniku mojego samochodu, jednak po chwili spadła mi pod nogi. Warknęłam pod nosem. 

- Nie chce Ci przeszkadzać- wywróciłam oczami.- Ale jestem nowy w kadrze, moi koledzy teraz nam się przyglądają i jeśli sobie pójdę, będą mieli ze mnie bekę przez najbliższe pół roku. Wiec domyślam się, że poradziłabyś sobie sama, jednak błagam uratuj mnie.

  Spojrzałam mu w oczy, a on przerwał na chwile. Wyglądał na zagubionego i zawstydzonego, przymknęłam oczy bijąc się z myślami. Pieprzyć to. Westchnęłam głośno. 

- Być może przyda mi się pomoc- wzruszyłam delikatnie ramionami. 

- Będziesz mogła pochwalić się tym, że pomaga Ci przyszła gwiazda sportów zimowych- zaśmiał się, drapiąc się przy tym po karku. 

- Mam nadzieję, że jak zostaniesz już tym mistrzem to odpalisz mi chociaż za to jakiś procent?- zapytałam przekornie ze śmiechem.

- Masz to jak w banku. A nawet dwa procenty.- zaśmiałam się na jego słowa.

   Zaczął zbierać z ziemi rzeczy, by potem układać w bagażniku mojego samochodu jakiegoś pieprzonego tetrisa. Nie będę jednak narzekać. Wszystko nagle zaczęło mieścić się w środku. Wyciągnęłam z tylnej kieszeni telefon i wysłałam szybkiego smsa do mamy.

- Okej, samochód powinien przeżyć- powiedział w końcu. Wyprostował się i spojrzał na mnie. Był tylko kilka centymetrów wyższy ode mnie. Spojrzałam na idealnie zapakowany bagażnik. 

- Wy macie z tego jakieś szkolenia prawda?- zapytałam, a on się zaśmiał.- Nie możliwe, żeby zapakować to wszystko w tak krótkim czasie. Po za tym, sama zmieściłabym się w środku, zostało strasznie dużo miejsca! 

  Chłopak zaśmiał się i widziałam jak jego policzki przybierają lekko różowy kolor. Słodziak. 

- Hania- wyciągnęłam do niego rękę. Uniosłam przy tym teatralnie wysoko głowę, a moje brwi podjechały prawie na czubek głowy. Blondyn uśmiechnął się i podał mi dłoń. 

- Janek.- uśmiechnęłam się szerzej.- Co?

- W dzieciństwie uwielbiałam Jaśka Fasole.- wzruszyłam ramionami.

- Sugerujesz, że jestem do niego podobny?- odparł unosząc zaczepnie brwi. Okej, lubię go. 

- Gdzież bym śmiała- mówię. 

- Trenujesz?- pyta się mnie, kiwając głową w stronę bagażnika. 

- Broń Cię Panie Boże- wytrzeszczam teatralnie oczy. Janek otwiera usta, żeby coś powiedzieć, gdy ubiega go głos.

Uśmiech Na FotografiiWhere stories live. Discover now