Rozdział 3

114 11 23
                                    

  Jest coś magicznego w tym kawałku papieru, na którym znajduję się tusz z drukarki. Kolory, kompozycja, naświetlenie. Gdy to wszystko tworzy wspólną całość, spoglądamy na coś pięknego.  

  Niewielki domek na obrzeżach miasta? Przypomina babcie, która zawsze piekła dla nas ciasto marchewkowe. Ubrana w swoją kwiatową podomkę. Spoglądając na tą fotografie jestem w stanie poczuć słodki zapach dobiegający z kuchni. 

  Jezioro na Mazurach? Nasze pierwsze wspólne kolonie. I tak przy okazji ostatnie. Ryczałam codziennie przez całe dwa tygodnie. Ale nie żałuje tych psikusów, które robiliśmy. 

  Zdjęcie Sebastiana siedzącego za kierownicą? Nasz ostatni wspólny wyjazd. Jechaliśmy na weekend do Pragi. Poszliśmy na karaoke, a po nocach graliśmy w karty. 

   Tym właśnie dla mnie są zdjęcia. Odnawiają wspomnienia. Dają poczucie bezpieczeństwa i przypominają nam o momentach, o których nie myślimy w trakcie codziennego życia. Pozwalają nam zapisać chwilę, które dzięki temu pozostają z nami na zawsze. Zamrażają dane wspomnienie, byśmy w dowolnym momencie mogli na nie zerknąć i przeżywać to na nowo w naszych głowach. 

   Zawsze mnie to fascynowało. Uwielbiałam robić zdjęcia. Jednak nigdy nie wiązałam z tym większej przyszłości. 

  Aż do poprzedniego roku.

  Kiedy Lena zachorowała, najbardziej żal było jej właśnie tych straconych wspomnień. Przykładowo jednym z najważniejszych była nasza studniówka. Po chemioterapii dziewczyna nie była w stanie ustać na nogach. Dlatego ja też na nią nie poszłam. Spędzałam wieczór z nią gdy jej tata był w delegacji, a mamie wypadła akurat nocna zmiana. 

   Jednak gdy dziewczyna przeglądała zdjęcia, które nasi znajomi wstawiali na media społecznościowe, choć jedynie na krótką chwilę, na jej twarzy pojawiał się uśmiech. I powiedziała mi wtedy coś, czego nigdy nie zapomnę. 

- Czasami jak patrzę na te zdjęcia, to czuję się jakbym była tam z nimi. 

  Od tamtego dnia, starałam się nie rozstawać z aparatem. Wszędzie gdzie nie jeździliśmy, brałam go ze sobą lub ostatecznie wykonywałam fotografie moim telefonem. A gdy już trochę się ich uzbierało, drukowałam je i zanosiłam dziewczynie. Było coś magicznego w tym, że za każdym razem gdy wchodziłam do niej do pokoju, jej korkowa tablica nad biurkiem, wypełniała się coraz to nowymi zdjęciami. 

  Więc gdy usłyszałam, że chciałaby zobaczyć jak wygląda wszystko po modernizacji, pobiegłam do biednego Janka, który przez kilka minut starał się ugadać pana Wojtka, koordynatora tych zawodów o akredytację dla mnie. Mężczyzna w końcu westchnął i spojrzał na mnie.

- Jeśli komuś szepniesz na ten temat choćby słówko, będziesz miała zakaz wstępu na teren obiektu- powiedział, grożąc mi palcem. 

- Mam nadzieję, że tak będzie- uśmiechnęłam się do niego. 

  Usłyszałam za sobą śmiech Janka. W biegu zakładałam akredytację i ruszyłam na górę. Przechodząc obok moich przyjaciół wskazałam na plakietkę, na co dziewczyna uśmiechnęła się od ucha do ucha. Wskoczyłam na krzesełko wyciągu, który powoli kierował się ku górze. Gdy przed oczami mignęła mi tabliczka informująca o tym, że zaraz zostanie wykonane mi zdjęcie, specjalnie wytknęłam język do kamery. Pozdrawiam Pana bądź Panią przeglądających pamiątki dla turystów. 

   Schodząc z kolejki włączyłam mój aparat i pozmieniałam ustawienia, ze względu na zmianę fotografowanych przeze mnie obiektów lecz również przez to, że w środku poczekalni będzie zapewne zupełnie inne światło. 

Uśmiech Na FotografiiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz