Rozdział 14

98 12 6
                                    

 Witajcie, 

rozdział trochę dłuższy niż ten poprzedni. Mam nadzieję, że się wam spodoba. Jestem ciekawa również waszych teorii na temat tego co może dziać się w następnym rozdziale, więc jeśli macie ochotę podzielcie się nimi w komentarzach! Zdradzę wam tylko, że wrócimy w nim do przeszłości.

Do zobaczenia!



 Zakładałam krzesła na stoliki. Obiecałam sobie, że któregoś dnia nauczę się co to asertywność i będę w stanie odmawiać innym ludziom. Jednak na razie ta asertywność bardzo słabo się u mnie sprawdza. 

  Koleżanka z mojej zmiany miała dzisiaj zostać dłużej, posprzątać w lokalu, podliczyć pieniądze i zamknąć drzwi. Poprosiła mnie, czy nie mogłabym się z nią zamienić, bo akurat dzisiaj wypadają urodziny jej chłopaka. 

  A ja miałam dzisiaj na prawdę kiepski dzień. Byłam zmęczona i chciało mi się płakać po całym tym tygodniu, a jedyne o czym marzyłam, to położyć się do mojego cieplutkiego łóżka, przykryć kołdrą i włączyć na laptopie jakiś serial. 

  Ale jak wcześniej wspominałam moja asertywność ssie. 

  Odwróciłam się w kierunku baru. Zostawiłam na wyspie ręczniki papierowe. Chciałam jeszcze przetrzeć blat, kiedy łokciem potrąciłam krzesła z najbliższego stolika, a one z hukiem spadły na ziemie. 

  Ukucnęłam przy tym stole, chowając twarz w dłoniach. Miałam serdecznie dość życia jak na ten tydzień. A może nawet i miesiąc. 

  Usłyszałam dźwięk dzwoneczka wiszącego nad drzwiami, który sygnalizował wejście klienta. Mruknęłam pod nosem, walcząc z łzami w moich oczach. Co się ze mną do cholery działo?

- Przepraszam, mamy już zamknięte. Zapraszam jutro- odpowiedziałam wstając.

   Zamarłam, wpatrując się w drzwi. Opierał się o nie, w ciemnych spodniach i w ciemnozielonej bluzie z kapturem. W ręku trzymał pojemnik śniadaniowy. 

- Co Ty tu robisz?- zapytałam. 

- Przyszedłem na wykład o zwierzętach żyjących na Antarktydzie- odparł z przekąsem. 

  Wpatrywałam się w niego jak w ducha. Paweł wywrócił na moje zachowanie oczami i podszedł do mnie. Wcisnął mi do ręki pojemniczek i podskakując usiadł na blacie wyspy, odgradzającej strefę dla gości od baru. 

- Co to?- zapytałam.

- Bomba- odparł. 

  Wyciągnął telefon z kieszeni bluzy i zaczął coś na nim przeglądać, nie zwracając na mnie najmniejszej uwagi. Wpatrywałam się w niego ze zdziwieniem wymalowanym na twarzy, a on w końcu odetchnął głęboko i spojrzał na mnie z czysta obojętnością. 

- Byliśmy u Leny, a gdy zobaczyła że nie poję piwa, poprosiła mnie czy bym po Ciebie nie przyjechał, bo masz auto u mechanika. Plus dała mi to do zjedzenia, bo stwierdziła że na pewno nic nie jadłaś- wzruszył ramionami i wrócił do przeglądania jakiś portali społecznościowych na swoim telefonie. 

   Spojrzałam na pudełko i uśmiechnęłam się delikatnie. Wariatka. Otworzyłam pojemniczek, a w środku znalazłam kanapkę z sałatą, białym serem i pomidorem, do tego soczek w kartoniku i truskawki. 

  Zjadłam szybko pół kanapki i otworzyłam soczek. Odłożyłam pojemniczek, podniosłam krzesła które zrzuciłam ze stolik. Wytarłam do końca blat i weszłam na zaplecze. Posprawdzałam czy wszystko na pewno jest wyłączone i czy nie zostało nic niepotrzebnego na blatach. Pieniądze policzyły i zapisałam na samym początku. Zgasiłam światła i pacnęłam Pawła by wstał. On pokiwał jedynie głową i ruszył do wyjścia. Wyjęłam klucze z brelokiem z butelką wina naszej szefowej i zamknęłam kawiarnio-knajpę. 

Uśmiech Na FotografiiDove le storie prendono vita. Scoprilo ora