Witajcie,
rozdział trochę dłuższy niż ten poprzedni. Mam nadzieję, że się wam spodoba. Jestem ciekawa również waszych teorii na temat tego co może dziać się w następnym rozdziale, więc jeśli macie ochotę podzielcie się nimi w komentarzach! Zdradzę wam tylko, że wrócimy w nim do przeszłości.
Do zobaczenia!
Zakładałam krzesła na stoliki. Obiecałam sobie, że któregoś dnia nauczę się co to asertywność i będę w stanie odmawiać innym ludziom. Jednak na razie ta asertywność bardzo słabo się u mnie sprawdza.
Koleżanka z mojej zmiany miała dzisiaj zostać dłużej, posprzątać w lokalu, podliczyć pieniądze i zamknąć drzwi. Poprosiła mnie, czy nie mogłabym się z nią zamienić, bo akurat dzisiaj wypadają urodziny jej chłopaka.
A ja miałam dzisiaj na prawdę kiepski dzień. Byłam zmęczona i chciało mi się płakać po całym tym tygodniu, a jedyne o czym marzyłam, to położyć się do mojego cieplutkiego łóżka, przykryć kołdrą i włączyć na laptopie jakiś serial.
Ale jak wcześniej wspominałam moja asertywność ssie.
Odwróciłam się w kierunku baru. Zostawiłam na wyspie ręczniki papierowe. Chciałam jeszcze przetrzeć blat, kiedy łokciem potrąciłam krzesła z najbliższego stolika, a one z hukiem spadły na ziemie.
Ukucnęłam przy tym stole, chowając twarz w dłoniach. Miałam serdecznie dość życia jak na ten tydzień. A może nawet i miesiąc.
Usłyszałam dźwięk dzwoneczka wiszącego nad drzwiami, który sygnalizował wejście klienta. Mruknęłam pod nosem, walcząc z łzami w moich oczach. Co się ze mną do cholery działo?
- Przepraszam, mamy już zamknięte. Zapraszam jutro- odpowiedziałam wstając.
Zamarłam, wpatrując się w drzwi. Opierał się o nie, w ciemnych spodniach i w ciemnozielonej bluzie z kapturem. W ręku trzymał pojemnik śniadaniowy.
- Co Ty tu robisz?- zapytałam.
- Przyszedłem na wykład o zwierzętach żyjących na Antarktydzie- odparł z przekąsem.
Wpatrywałam się w niego jak w ducha. Paweł wywrócił na moje zachowanie oczami i podszedł do mnie. Wcisnął mi do ręki pojemniczek i podskakując usiadł na blacie wyspy, odgradzającej strefę dla gości od baru.
- Co to?- zapytałam.
- Bomba- odparł.
Wyciągnął telefon z kieszeni bluzy i zaczął coś na nim przeglądać, nie zwracając na mnie najmniejszej uwagi. Wpatrywałam się w niego ze zdziwieniem wymalowanym na twarzy, a on w końcu odetchnął głęboko i spojrzał na mnie z czysta obojętnością.
- Byliśmy u Leny, a gdy zobaczyła że nie poję piwa, poprosiła mnie czy bym po Ciebie nie przyjechał, bo masz auto u mechanika. Plus dała mi to do zjedzenia, bo stwierdziła że na pewno nic nie jadłaś- wzruszył ramionami i wrócił do przeglądania jakiś portali społecznościowych na swoim telefonie.
Spojrzałam na pudełko i uśmiechnęłam się delikatnie. Wariatka. Otworzyłam pojemniczek, a w środku znalazłam kanapkę z sałatą, białym serem i pomidorem, do tego soczek w kartoniku i truskawki.
Zjadłam szybko pół kanapki i otworzyłam soczek. Odłożyłam pojemniczek, podniosłam krzesła które zrzuciłam ze stolik. Wytarłam do końca blat i weszłam na zaplecze. Posprawdzałam czy wszystko na pewno jest wyłączone i czy nie zostało nic niepotrzebnego na blatach. Pieniądze policzyły i zapisałam na samym początku. Zgasiłam światła i pacnęłam Pawła by wstał. On pokiwał jedynie głową i ruszył do wyjścia. Wyjęłam klucze z brelokiem z butelką wina naszej szefowej i zamknęłam kawiarnio-knajpę.
STAI LEGGENDO
Uśmiech Na Fotografii
FanfictionHania jeszcze rok temu wiodła normalne życie. Wszystko jednak skończyło się z chwilą, kiedy u jej najlepszej przyjaciółki- Leny, zdiagnozowano śmiertelną chorobę. Od tamtego momentu dziewczyna stara się przelać na fotografie wszystko, co tylko się d...