Rozdział 2

126 13 7
                                    

 Witajcie,

stwierdziłam że jak odwołali kwalifikacje ( jedyna słuszna decyzja w tym dniu), to ja zamiast jutro wstawiam dzisiaj rozdział.

Buziakii

PS. Jeśli myśleliście, że w poprzednim opowiadaniu relacja między głównymi bohaterami jest skomplikowana, to między tą dwóją jest zupełnie inny poziom. 



 Pozbierałam z jasno brązowych stolików wszystkie szklanki, filiżanki i talerzyki. Udałam się do kuchni gdzie podrzuciłam je do zlewu Ali. Dziewczyna uśmiechnęła się do mnie z wdzięcznością. 

- Dziękuję- odparła. Z kucyka uciekło jej pasemko ciemnych włosów. Dmuchnęła w jego stronę, jednak zaraz z powrotem upadło na poprzednie miejscu. Uśmiechnęłam się pod nosem. 

- Nie ma sprawy- wzruszyłam ramionami. 

- Jest- wytarła ręce i oparła się biodrem na jednej z metalowych szafek.- Gdy pracuję na jednej zmianie z Emilem, sama musze chodzić po wszystkie naczynia. 

- Emil jest dupkiem, nie ma co się dziwić. 

- Z grzeczności nie zaprzeczę.

   Usłyszałam dzwoneczek, więc poklepałam jedynie dziewczynę po ramieniu i ruszyła za ladę. Po drugiej stronie wyspy stała dobrze mi znana kobieta w średnim wieku. Miałą na sobie jeden ze swoich garniturów w kolorze brudnej zieleni. Do tego pod spotem założyła czarną bluzkę, a na stopach miała czarne szpilki. Jej długie rude loki spadały luźno wzdłuż pleców. Rozmawiała z kimś przez telefon. 

   Sięgnęłam po swój notatnik i zapisałam na nim zdanie.

To samo co zawsze?

 Odwróciłam kartkę w jej stronę by mogła przeczytać co napisałam. Kobieta uśmiechnęła się szeroko i kiwnęła głową. Bezgłośnie podziękowała mi, a ja zabrałam się za przyrządzanie czekoladowego cappuccino na owsianym mleku w rozmiarze M. Kobieta rozłączyła się i westchnęła głęboko. 

- Nigdy nie pracuj w korporacji- odezwała się do mnie.

- Niech Pani się nie martwi, nie zamierzam- uśmiechnęłam się do niej. 

   Trzask zamykanych drzwi oznajmił przybycie nowych gości. Stanęłam na palcach i sięgnęłam papierowy kubeczek. Wlałam do niego napój, dorzuciłam miarkę wiórków czekoladowych. 

- Proszę bardzo- podałam kobiecie. 

- Marnujesz się dziecko- wyjęła portfel. Z środka wyciągnęła kartę kredytową. 

- Trzeba czymś się zająć- wzruszyłam ramionami.- Nawet to lubię. 

-  Wystarczy mi jedno twoje słowo, a w mojej firmie znajdzie się dla ciebie miejsce.- Parsknęłam śmiechem. Nie wiem ile razy już odbywałyśmy podobną rozmowę. 

- Chciałaby mnie pani tam na miejscu, żeby nie musieć wychodzić po kawę?- odparłam, unosząc zaczepnie kącik ust do góry. 

- Spryciula- pokręciła na mnie głową i upiła łyk. Westchnęła z rozkoszy. Kto nie lubi czekolad?- Do zobaczenia. 

- Do widzenia!- pożegnałam ją. 

   Wpatrywałam się w oszklone drzwi, przez które przeszła. Przechyliłam głowę w prawą stronę i wpatrywałam się w miejsce, gdzie przed chwilą stała. Jeśli mam być szczera, czasami jej nie rozumiałam. Często powtarzała mi, żebym nigdy nie pracowała w firmie czy jakieś wielkiej korporacji. Jedynie szkoda nerwów i totalny brak wolnego czasu. Jednak przychodziły takie dni, że starała się mnie namówić, abym przyjęła posadę jej asystentki. 

Uśmiech Na FotografiiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz