X

768 70 16
                                    

Jeśli rozdział wam się spodobał zostawcie gwiazdkę i komentarz 🤍.
Ps. Dziękuje za 1.000.

Kolejne dni spłynęły mi na odpoczynku, praktycznie nie opuściłam przez ten czas swojej Komnaty ciesząc się samotnością i starając się nabrać sił po porodzie.
Eredin cały czas był przy mnie budząc się tylko co jakiś czas gdy był głodny, odmawiałam pomocy służby sama karmiąc syna ponieważ gdy probował robić to ktoś inny maluch zaczynał płakać.
James był przy mnie w każdej wolnej chwili, zajmując się zarówno mną jak i dzieckiem.
Wizytę złożyła mi także Heleana zachwycając się Eredinem a nawet nosząc go na rękach.
Jedyną kwestią która nie pozwalała mi spać w nocy był oczywiście Aemond, nie zjawił się w mojej komnacie ani razu od porodu, czy byłam zawiedziona? Tak, ale od naszej sprzeczki przed weselem Leany moje oczekiwania co do mojego brata stopniowo malały.
Zaczęłam godzić się z myślą że wszystko jest teraz tylko i wyłącznie w moich rękach, uznałam że gdy tylko poczuję się lepiej wrócę do swoich obowiązków, nie chcę żyć pod presją opinii ludzi tak samo nie mam zamiaru ukrywać swojego dziecka.
-Aemond wyruszył na stopnie.
Heleana odezwała się trzymając na kolanach Eredina.
Przeniosłam na nią wzrok.
Po co Aemond miałby wyruszać na stopnie? Przecież Daemon został tam niedawno wysłany, czy to naprawdę konieczne żeby tam był?
-W jakim celu?
Przełknęłam gulę formującą się w gardle.
-Nie wiem tego, Aegon tak powiedział.
-Kiedy ci to powiedział Heleano?
Założyłam swój ciemny kosmyk za ucho.
-Dwa dni temu, prawdopodobnie już go nie ma.
Wzruszyła ramionami nie odrywając wzroku od dziecka.
Miałam podejrzenie że jego wyprawa na stopnie wcale nie była zaplanowana, miałam wrażenie że sam się na nią zdecydował aby uniknąć tego wszystkiego co ma teraz miejsce...aby uniknąć mnie.
Czułam jak żal wypala mi dziurę w sercu, ale dodatkowo towarzyszył temu wszystkiemu strach o brata, wielu poległo już na stopniach w starciu z krabim królem.
-Wyglądasz na zmartwioną.
Heleana odłożyła Eredina do kołyski uśmiechając się do niego delikatnie.
-Jestem...odrobinę.
Heleana usiadła obok mnie a ułożyłam swoje ręce na tych należących do niej.
-O Aemonda?
Spojrzała na mnie pytająco.
-Tak, wielu już poległo na stopniach...nie chcę aby on był następny.
-Aemond powinien przejrzeć na oczy.
Zmarszczyłam lekko brwi.
-Co masz na myśli?
-Poczekaj aż wróci ze stopni.
Moje oczy rozjaśniły się a ja ścisnęłam mocniej dłonie siostry.
-Widziałaś to prawda? Widziałaś że wróci.
Heleana posłała mi delikatny uśmiech.
Objęłam ją mocno ciesząc się jak małe dziecko, jej sny zawsze się sprawdzały a jeśli widziała Aemonda wracającego ze stopni to musiało się stać.
-Dlaczego tak bardzo martwisz się o niego jeśli on nie martwi się o ciebie Rhia?
Zagryzłam mocniej swoją wargę, gdyby taka sytuacja jak teraz miała miejsce wcześniej to prawdopodobnie spłynęło by to wszystko po mnie.
-Martwi...na swój sposób ale martwi.
-Powinnaś martwić się o Lorda.
Spojrzałam na nią pytająco ale nie dowiedziałam się niczego więcej gdy Heleana zmieniła temat naszej rozmowy.
****

-Jesteś pewien że chcesz brać w tym udział?
Ułożyłam dłoń na ramieniu Jamesa, stal jego zbroi była zimna a mnie przeszedł lekki dreszcz.
-Spokojnie, brałem udział w turniejach już wiele razy.
Posłał mi uspokajający uśmiech po czym przybrał swój hełm.
Ja tylko skinęłam głową po czym odsunęłam się, starałam się nakłonić go aby zrezygnował przez cały poranek oczywiście bezskutecznie.
Zajęłam swoje miejsce pomiędzy Alicent a Heleaną na loży.
Oprócz nas znajdował się tutaj oczywiście mój ojciec, Lord Valeryon z moją ciotką i moimi kuzynami, Aegon oraz Lord Hightower.
Miejsce które zajmował zwykle Aemond pozostało puste, myślałam że nie mogę czuć się bardziej samotnie ale jego wyjazd udowodnił mi że jest to możliwe.
Oparłam się głębiej kładąc swoje dłonie na kolanach, królewskie turnieje nigdy nie były dla mnie wielką rozrywką ale było to przyjemniejsze niż siedzenie kolejny dzień w samotności.
-Lord Lannister będzie pojedynkował się z Sir Gavinem?
Leana zwróciła się do mnie a ja tylko wzruszyłam ramionami.
-Szczerze to sama nie wiem, nie pytałam o to.
Kuzynka skinęła głową po czym zwróciła wzrok w stronę placu.
Po chwili Lord Lannister wjechał na swoim koniu, jego zbroja mieniła się w słońcu podobnie jak tarcza, w ręku trzymał długą lancę.
Chwilę po nim na placu zjawił się Sir Gavin, jego uzbrojenie wyglądało na uboższe niż to u jego przeciwnika jednak dumnie prężył pierś przed tłumem.
Gawiedź zaczęła wiwatować a uczucie niepokoju nie przestało mnie opuszczać, zacisnęłam dłoń mocniej na materiale swojej sukni.
Obaj ruszyli do galopu, najpierw mijając się i zataczając koła wzdłuż przegrody po czym zaczęli szarżować na siebie trzymając swoje lance wysunięte ku przeciwnikowi.
Chciałam odwrócić wzrok ale coś nie pozwalało mi na to każąc patrzeć przed siebie.
Obu mężczyzn dzieliły metry a dystans między nimi dalej się zmniejszał w zawrotnym tępie, w końcu Lanca Sir Gavina z wielką siłą wbiła się w ramię mojego męża strącając go z konia który z przerażeniem pognał dalej.
Podniosłam się gwałtownie ze swojego miejsca a zaraz za mną uczyniła to Alicent.
Podeszłam szybko do balustrady a serce o mało nie wyskoczyło z mojej piersi.
-Dlaczego się nie podniesie?
Mój głos drżał gdy odwróciłam głowę w stronę stojącej obok mnie macochy.
Minęła minuta a za nią następna, James dalej nie podniósł się z błota, nawet nie poruszył swoją dłonią.
Zaczęłam szybciej oddychać a moje oczy zaszkliły się, odwróciłam się w stronę ojca a ten wstał przyciągając mnie do swojej piersi.
Usłyszałam podniesione głosy i wiwaty za sobą gdy Laenor oraz wuj pomagali mi opuścić lożę.
-Przykro mi księżniczko, Lord Lannister był naprawdę dobrym rycerzem.
Laenor potarł moje ramie w geście otuchy, dopiero teraz dotarło do mnie że on nie żyje...że James nie żyje.
Przetarłam zapłakaną twarz dłońmi po czym gwałtownie spojrzałam w stronę Heleany.
-Wiedziałaś prawda? Widziałaś to.
Siostra tylko posłała mi smutne spojrzenie po czym spuściła wzrok na swoje dłonie.
Biorąc ramię Leanora pozwoliłam wyprowadzić im się dalej, chciałam wrócić do warowni, do swojej Komnaty.
****

-Zostawcie mnie, prosze wszyscy mnie zostawcie.
Przeczesałam dłońmi mocno swoje ciemne włosy wchodząc do swojej Komnaty.
-Rhia...
Alicent stanęła za mną po czym ułożyła swoje dłonie na moich odkrytych ramionach.
-Wszystko się ułoży.
Zrzuciłam jej dłonie z siebie po czym stanęłam z nią twarzą w twarz.
-Nie nic się nie ułoży! Nic nie rozumiesz, straciłam wszystko, wszystko.
Straciłam wolność, swoje życie które kochałam żeby zadowolić was wszystkich, a teraz straciłam Jamesa, mężczyznę który okazywał mi wsparcie z którym naprawdę się rozumiałam! Straciłam...straciłam też Aemonda.
Ściszyłam swój ton wypowiadając ostatnie słowo, po czym objęłam się ramionami.
-Chce być sama proszę.
Alicent obdarzyła mnie smutnym spojrzeniem po czym odwróciła się i bez słowa opuściła moją komnatę.
Usiadłam na leżance po czym schowałam swoją twarz w dłoniach kładąc je na kolanach.
Moje myśli przypominały teraz dżunglę w której nie mogłam się odnaleźć, wszystko wymykało mi się z rąk a w miejscu mojego serca powstawała coraz większa czarna wyrwa.
-Droga Pani.
Usłyszałam męski głos na drugim końcu pomieszczenia, uniosłam swoją twarz mokrą od łez.
-Książę Aemond powrócił ze stopni.

𝐓𝐡𝐮𝐧𝐝𝐞𝐫 𝐬𝐞𝐚𝐬𝐨𝐧 | Aemond Targaryen |Where stories live. Discover now