XV

669 55 11
                                    

Jeśli rozdział wam się spodobał zostawcie gwiazdkę i komentarz 🤍.

Aemond trzasnął z impetem drzwiami a huk prawdopodobnie słychać było aż na drugim końcu warowni.
Wszedł do Komnaty po czym nalał wina do kielicha przechylając go od razu.
-Możesz mi wytłumaczyć co zaszło w Końcu Burzy?-
Podeszłam do niego zdecydowanym krokiem.
Aemond odstawił mocno kielich na stół po czym mocno marszcząc brwi spojrzał na mnie.
-Baratheon odmówił pomocy, Koniec Burzy nie wesprze Królewskiej przystani.-
Wypuścił głośno powietrze nosem.
-Uzasadnił to? -
Objęłam się ramionami patrząc na niego.
Odsunął się od stołu po czym przetarł swoją twarz dłońmi.
-Powiedział że Koniec Burzy wesprze mojego ojca jeśli poślubię jego najstarszą córkę.-
Przez moje ciało przeszedł dreszcz a w klatce piersiowej poczułam lekkie ukłucie.
Wzrok Aemonda złagodniał widząc moją reakcję na jego słowa.
-Odmówiłem.-
Spojrzałam na niego jak na szaleńca.
-Odmówiłeś? Po prostu odmówiłeś?-
Aemond obrzucił mnie piorunującym spojrzeniem.
-A wolałabyś żebym się zgodził? Żebym wziął za żonę córkę Baratheona tylko dlatego aby zgodził się wspomóc nas w wojnie?-
Blondyn podszedł do mnie powolnym krokiem zaciskając mocno swoją szczękę.
-Po pierwsze, nie jestem kartą przetargową Hightowera jeśli bardzo chciał mógł lecieć tam sam i przystać na propozycję Lorda z resztą wyszło by mu to na dobre, może jeśli jakaś kobieta zagrzałaby mu łoże to skończyłby swoje bycie fiutem.-
Skończył po czym wziął głęboki wdech wypuszczając powietrze nosem.
-Po drugie, powiedziałem Lordowi że został mi ktoś już przeznaczony.-
Moje oczy zaświeciły się delikatnie na jego słowa, i mogłam zauważyć podobny lekki blask w jego oczach.
Moja dłoń spoczęła na jego policzku.
-Nie zostałam ci przeznaczona Aemondzie, i prawdopodobnie nigdy się to nie stanie.-
Aemond złapał moją szczękę swoją dłonią a moje serce stanęło na sekundę, poczułam się jak sparaliżowana.
-Jeśli będzie trzeba zabiorę cię na Żelazne Wyspy i uczynię swoją żoną nie zważając na to co uważają te pieprzone pizdy z rady.-
W jego oczach mogłam zauważyć budujące się szaleństwo, podobne do tego które widziałam na Smoczej Skale.
Jego uścisk na mojej szczęce zmalał a on przyciągnął mnie do mocnego pocałunku, przymknęłam oczy zatracając się w tym chwilowo.
Puścił mnie przenosząc swoją dłoń na moją talię.
-Ryzykujesz dobro rodu tylko dlatego aby uczynić mnie swoją żoną, to szaleństwo.-
Powiedziałam przy jego ustach przenosząc swoje dłonie na jego kark.
-Zabiłem dla ciebie Tylanda naprawdę uważasz że furia Hightowera i ojca robi na mnie jakieś wrażenie?-
Jeśli Aemond bardzo czegoś chciał to zawsze to dostawał, mimo że przez dziewiętnaście lat swojego życia nawet nie zaprotestował przy żadnej decyzji Otto lub Ojca to teraz mogłam dobrze zauważyć jak zaczyna uwalniać się od ich wpływu, nie wiedziałam czy jeśli przestanie zważać na ich wpływ to nie zatraci się całkowicie w swoim szaleństwie.
-Chce żebyś była moja, chce dać ci wszystko co mogę, chce żebyś była matką moich dzieci a każdy kto ośmieli mi się w tym przeszkodzić skończy tak samo jak Tyland.-
Założył pasmo moich włosów za ucho po czym przyłożył swoje czoło do mojego.
Poczułam jak drobne łzy zbierają się pod moimi powiekami, nie były to łzy żalu były to łzy szczęścia.
W tym momencie czułam jak bliżej nie znane mi uczucie rozpiera moje serce, Aemond naprawdę był gotów poświęcić wszystko tylko po to abym była jego, abyśmy byli szczęśliwi.
Jednak ja w przeciwieństwie do niego przekładałam dobro rodu nad swoje własne, chciałam poślubić Aemonda czułam że tylko z nim będę szczęśliwa w swoim życiu jednak sprawy nie miały się w tym momencie dobrze, nad Królewską przystanią wisiało widmo wojny, Lordowie i Rada bacznie obserwowali zarówno mnie jak i Aemonda.
Domyślałam się że tak naprawdę każdy dobrze o nas wiedział, jednak dalej starali się robić dobrą minę do złej gry.
-Napewno nie tutaj, nie chce żeby nasze dzieci dorastały w siatce kłamstw i spisków oraz wśród krzywych spojrzeń które będą im rzucane. -
Westchnęłam delikatnie, wiedziałam jak duże piętno odcisnęły na mnie plotki i kłamstwa w których dorastałam nie chciałam tego samego dla moich dzieci.

-Jeśli to wszystko minie wylecimy na Smoczą Skałę, obiecuje wam to.-
Lekki uśmiech przebiegł przez moje usta.
-To ja jestem źródłem złości Lannisterów, polecę do Casterly Rock jeśli ktoś ma to zażegnać to tylko i wyłącznie ja.
Aemond odsunął się delikatnie na mnie patrząc jakbym oszalała.
-Nie będziesz latać do Casterly Rock, a napewno nie sama Rhia nie pozwalam ci na to.-
Blondyn przeczesał dłonią swoje włosy.
-Lannisterowie dobrze wiedzą że ta wojna będzie dla nich samobójstwem, jeśli ktoś ma lecieć do Casterly Rock to ja.-
Objęłam się ramionami słuchając jego słów.
-Zabiją cię.-
-Naprawdę myślisz że Vhagar pozwoli im na to?
Bestia która spaliła Dorne?-
Prychnęłam delikatnie.
-Jeśli Ojciec zwoła radę przedstawię mu swoją propozycję, przystanie raczej na to ze względu na fakt że chce on uniknąć wojny za wszelką cenę.-
Aemond złożył lekki pocałunek na moim czole po czym przyciągnął mnie chowając moją głowę w zgięciu swojego ramienia.
***

*Aemond's POV*

-Māzīs Vhagar.-
Zimny wiatr rozwiał moje włosy kiedy Vhagar zaczęła schodzić powoli do lądowania nad Lannisportem.
Trzepot jej ogromnych skrzydeł przeciął powietrze po czym bestia opadła ciężko na placu, kilku strażników rzuciło się do ucieczki na jej widok.
-lykirī Vhagar.-
Poklepałem delikatnie zieloną bestię a ta wydała z siebie jeszcze głośny skrzekot uchylając się.
Opuściłem powoli jej grzbiet schodząc na plac, tak jak się spodziewałem oczekiwał tam na mnie komitet powitalny w postaci Lorda Lannistera, Cerelly Lannister oraz gwadii rycerskiej...jakby ich miecze mogły mierzyć się z płomieniem Vhagar.
-Książę Aemond Targaryen, masz naprawdę dużo odwagi lub szaleństwa w sobie aby pojawiać się w Casterly Rock po tym czego dokonałeś.-
Lord Lannister ruszył powoli w moim kierunku a rycerze gwardii zatoczyli duży krąg wokół nas trzymając się jednak na dystans gdy Vhagar wydał z siebie ponownie przeraźliwy skrzekot.
-Nie przybyłem tu ze złymi intencjami Lordzie Lannister, przybywam w imieniu mojego Ojca Viserysa Targaryena króla siedmiu królestw. -
Odrzuciliśmy się chłodnymi spojrzeniami a atmosfera była tak gęsta że można było ją niemal ciąć mieczem.
Złączyłem swoje dłonie za plecami oczekując na rozwój sytuacji.
-Więc mów książę, co takiego ma mi twój ojciec do przekazania czyżby warunki jakie postawiliśmy były nie jasne?-
Lord Lannister prychnął z pogardą, miałem ochotę w tym momencie zezwolić Vhagar na wczesny posiłek chociaż obawiałem się że mogłaby nabawić się silnego zatrucia.
-Król Viserys i rada odrzucają warunki które postawiłeś Lordzie, jednak nie uważamy negocjacji za zamkniętych.-
-Więc Król boi się prawdy o swojej córce?-
Lannister zaniósł się donośnym śmiechem a ja zacisnąłem mocniej szczękę...nie przybyłem tutaj walczyć jednak sytuacja była naprawdę kusząca.
-Królewska przystań nie chce wojny Lordzie, król chce znaleźć dogodne dla wszystkich wyjście z tej sytuacji... -
Zacząłem podążać powolnym krokiem w stronę mężczyzny, kątem oka mogłem dostrzec jak gwardziści dosięgają rękojeści swoich mieczy.
-Jednak, powinieneś spojrzeć na to trzeźwo co Lannisport zyska z tej wojny? Zgliszcza i zwęglone zwłoki swoich poddanych? Naprawdę uważasz że sprawa małżeństwa mojej siostry które jest już przeszłością jest warta tego aby twoja ziemia zmieniła się w wypalone pustkowie?-
Widziałem jak jego wzrok przesuwa się na zieloną bestię za mną, na jego twarzy mogłem zauważyć zawahanie.
-Grozisz mi książę?-
Rzucił w moją stronę, widziałem jak strach zaczyna przejmować jego ciało.
-Nie, oczywiście że nie Lordzie po prostu chciałbym cię uświadomić o konsekwencjach, jeśli zapomnimy o tym incydencie wszyscy dalej będziemy mogli żyć w spokoju.-
-Mam zapomnieć o tym że zabiłeś mojego syna?-
Zmarszczył mocno brwi a ja zatrzymałem się dosłownie kilka kroków od niego.
-Twój syn Tyland obraził moją siostrę i rodzinę podczas przyjęcia zaręczynowego mojego wuja, nie uczyniłbym tego gdybym nie został sprowokowany. -
Lannister wziął głęboki wdech, wiedział dobrze że nie wybroni swojego syna z moich oskarżeń.
-Myślę że mogę wrócić do Królewskiej przystani i oznajmić memu ojcu że Casterly Rock nie poczyni przygotowań do wojny? Czyż nie Lordzie?-
Przechyliłem lekko głowę w bok oczekując na jego odpowiedź, dobrze wiedziałem że nie mógł już się z tego wybronić, dodatkowym naciskiem była Vhagar która teraz donośnie zatrzepotała swoimi skrzydłami.
-Czas ucieka Lordzie Lannister, a Vhagar nie lubi czekać. -
Odkaszlnąłem, odsuwając się lekko w tył.
-Casterly Rock nie poczyni przygotowań do wojny, możesz przekazać to Królowi tylko nie chce widzieć ani ciebie ani waszych cholernych smoków nigdy więcej na mojej ziemi.-
Widziałem złość malująca się na jego twarzy, dobrze wiedział że jest bezsilny i że wojna z Królewską przystanią zakończyła by się klęską jego rodu.
-Masz moje słowo Lordzie Lannister.-
Uśmiechnąłem się kpiąco pod nosem odwracając się w stronę smoka, Lannister to pizda potrafił się odgrażać do czasu aż nie zobaczył ziejącej ogniem bestii która zrównałaby z ziemią jego kurwidołek w kilka minut.

𝐓𝐡𝐮𝐧𝐝𝐞𝐫 𝐬𝐞𝐚𝐬𝐨𝐧 | Aemond Targaryen |Where stories live. Discover now