XIV

693 54 22
                                    

Jeśli rozdział się wam spodobał zostawcie gwiazdkę i komentarz 🤍.

*Aemond's POV*
-Lannisterowie przysłali swojego gońca, przyniósł on warunki jakie postawili aby załagodzić konflikt.
Hightower odkaszlnął po czym podał list do rąk ojca, zmarszczyłem lekko swoje brwi analizując bacznie wyraz twarzy króla który towarzyszył mu podczas czytania pisma.
Ojciec ponownie przekazał pismo do rąk namiestnika nakazując mu przeczytanie żądań przed radą.
-Ród Lannister odbiera Śmierć Jasona Lannistera, oraz zabójstwo Tylanda Lannistera z rąk Księcia Aemonda Targaryena jako wypowiedzenie wojny.
Jednakże aby uniknąć niepotrzebnego rozlewu krwi przekazuje on swoje warunki za pomocą królewskiego gońca, jeśli księżniczka Rhia przyzna się do nierządu oraz potwierdzi że Eredin Targaryen nie jest synem Jamesa Lannistera oraz jeśli książę Aemond Targaryen przybędzie do Casterly Rock uklęknie przed Lordem Lannisterem przepraszając za swój czyn i biorąc za żonę Castellę Lannister ich winy zostaną wybaczone a Ród Lannister zaniecha przygotowań do wojny.
Lord Hightower rzucił świstkiem na kamienny stół a ja prychnąłem delikatnie pod nosem.
Lannisterowie myśleli że są wielcy, więksi niż my że mogą bezkarnie przybywać do Królewskiej przystani znieważać nasz ród a potem wyjść z tego bez szwanku, nadzieja jest matką głupców i samobójców.
-To kpina Panie, kpina z nazwiska Targaryen. Lannisterowie żądają abyś zezwolił na publiczne ośmieszenie swojej córki oraz wnuka, dodatkowo chcą aby Aemond sprowadził na twój dwór ich córę.
Skrzywiłem się na myśl o poślubieniu wnuczki Lorda Lannistera, nie miałem zamiaru sprowadzać jej tutaj a potem pozwalać jej rodzinie rozstawiać nas po kątach gdy poczuliby że są częścią Królewskiej przystani.
Ojciec zawsze chciał pokoju, unikał rozlewu krwi co było nawet zrozumiałe ale nie w momencie kiedy ktoś jawnie szuka powodu aby zaatakować.
-Lannisterowie sami sprowokowali tą sytuację nazywając Księżniczkę Rhię kurwą.
-A ty przez swoją głupotę sprowadzasz na nas widmo wojny.
Hightower wycedził w moją stronę a ja zacisnąłem mocniej zęby starając się nie wypowiedzieć czegoś czego bym pożałował.
-Jako Targaryen mam obowiązek bronić swojej rodziny, tak też uczyniłem nie mam sobie nic do zarzucenia Lordzie Hightower.
Wziąłem głęboki w dech a w pomieszczeniu zapanowała cisza.
-Sir Harroldzie, rozkaż rozesłać gońców do Highgarden i Driftmarku, Lord Tyrell i Wąż morski napewno poprą nas w wojnie.
Ojciec odkaszlnął po czym zakrył swoje usta chustą a z jego ust padło jeszcze kilka chorobliwych odkaszlnięć.
-Poślij jeszcze kruka do Lorda Arryn.
Ojciec wstał ze swojego miejsca zaczynając krążyć powolnym krokiem wokół wielkiego stołu.
-Za to ty Aemondzie, udasz się na Koniec Burzy i przypomnisz Lordowi o jego obietnicy wobec Targaryenów, oraz przystaniesz na warunki jakie ci zaproponuje.
-Jednak szykujesz się do wojny ojcze?
Król zmarszczył brwi zastanawiając się chwilę nad odpowiedzią.
-Jeszcze nie, jednak musimy być przygotowani na wszystko.

*Rhia's POV*

-Jak długo cię nie będzie?
Zatrzymałam się kilka metrów od Vhagar wielkiej paskudnej bestii której sam widok przyprawiał o gęsią skórkę, i którą właśnie mastrowie przygotowywali do podróży.
Aemond stał kilka kroków ode mnie, Darkfyre przy jego pasie przesłonięta była długim ciemnym płaszczem który miał na sobie.
-Nie długo, Koniec Burzy nie jest daleko stąd.
Złożył dłonie za swoimi plecami po czym powolnym krokiem podszedł do mnie.
-Uważaj na siebie proszę.
Dodałam ciszej po czym posłałam mu pokrzepiający uśmiech, tak bardzo chciałam go w tym pocałować ale nie mogliśmy robić tego publicznie.
Ujęłam tylko delikatnie jego dłoń po czym puściłam ją pozwalając odejść mu w stronę bestii.
Splotłam swoje dłonie przed sobą widząc jak dosiada Vhagar po czym wzbija się w powietrze a po chwili znika w chmurach.
Lekkie uczucie niepokoju zaczęło kiełkować w moim żołądku jednak starałam się odwlec je od siebie, Baratheonowie są po naszej stronie Aemond wróci cały i zdrowy.
Zawróciłam zmierzając powolnym krokiem w stronę bramy, burzowe chmury zaczęły zbierać się nad Czerwoną twierdzą.
Wróciłam tu z ogromną niechęcią, te dni które spędziliśmy z Aemondem i naszym synem na Smoczej Skale były dla mnie namiastką wolności, przez chwilę mogliśmy poczuć się jak rodzina którą prawdopodobnie nigdy nie dane nam będzie być.
-Wszystko dobrze moja pani?
Sir Erryk przepuścił mnie w bramie po czym zaczął mi towarzyszyć w drodze przez korytarz.
-Tak Erryku, po prostu nie jestem w najlepszym humorze.
-Słyszałem co zaszło na zaślubinach, Darkfyre zaśpiewała swoją pieśń do której została stworzona.-
-Śmierć Erryku nigdy nie jest wyjściem.-
Złożyłam swoje dłonie przed sobą a nasze kroki odbijały się od kamiennych ścian.
-Książę Aemond jest znany ze swojej brutalności, prowokowanie go nigdy nie jest dobrym wyjściem droga pani.
-Doskonale zdaje sobie z tego sprawę Erryku.-
Przez moją głowę przemknęło wspomnienie Tylanda Lannistera leżącego w kałuży krwi.
****

Na zewnątrz zaczynało się ściemniać, pochodnie na pałacowym dziedzińcu zaczynały się powoli rozpalać oświetlając pusty na ten moment plac.
Eredin spał spokojnie w swojej kołysce, a ja przechadzałam się po swojej komnacie oczekując na powrót Aemonda.
Cały dzień nie mogłam się na niczym skupić myśląc tylko o tym czy jego rozmowa z Lordem Baratheonem powiodła się i czy Koniec Burzy poprze mego ojca.
Objęłam się ramionami czując lekki chłód który wpadł do pomieszczenia przez otwarte drzwi balkonowe.
-Cholerny wiatr.
Zaklnęłam pod nosem po czym ruszyłam w stronę balkonu aby je zamknąć.
Gdy złapałam za drewniane ramy moją uwagę przykuł donośny trzepot skrzydeł oraz wielki zarys bestii formujący się na ciemnym niebie.
Vhagar przeleciała nad Warownią z impetem po czym zniknęła po drugiej stronie Czerwonej twierdzy.
Zamknęłam szybko drzwi po czym ruszyłam szybko w stronę wyjścia z Komnaty.
Zeszłam po kamiennych schodach prowadzących do sali obrad, ponieważ byłam pewna tego że najpierw mój brat ruszy do Lorda Hightowera oraz mego ojca.
Nie wolno mi było tam wejść więc zatrzymałam się na okrągłym korytarzu oczekując na pojawienie się Aemonda.
Przeczesałam dłonią swoje ciemne włosy zagryzając lekko wargę od środka.
Zauważyłam blask pochodni za rogiem oraz brzęk stali oznaczający że ktoś się zbliżał, po upływie chwili zza rogu wyłonił się Sir Erryk, wraz z Sir Cristonem i moim bratem.
Gdyby wzrok Aemonda mógł zabijać już dawno leżałabym tu martwa, jego krok wyrażał to że był wściekły.
-Co się stało?
Podeszłam do niego ale ten odsunął mnie dłonią od siebie.
-Porozmawiamy pózniej, naprawdę Rhia to nie jest dobry moment.
Poczułam ogromny ciężar w swoim żołądku.
-Co powiedział Baratheon?
Złapałam go za ramię odwracając w swoją stronę ale on zabrał je strzepując moją dłoń.
-Idź do siebie Rhia, naprawdę nie każ mi tego powtarzać.
Jego ton był oschły i ostry prawie jak sam Darkfyre.
Odwrócił ode mnie swój wzrok po czym pchnął z impetem drzwi do sali obrad wchodząc do środka, Sir Erryk oraz Criston zostali na zewnątrz.
-Odprowadzić cię do Komnaty księżniczko?
Rzekł Criston patrząc prosto na mnie, dopiero po chwili jego słowa dotarły do mnie.
Przełknęłam gulę formującą się w mojej krtani, sądząc po zachowaniu Aemonda i jego zabijającym spojrzeniu Baratheon napewno odmówił pomocy memu ojcu.
-Nie, nie trzeba Sir Cristonie.
Odwróciłam się, po czym powoli ruszyłam w stronę z której przyszłam.
Jeśli Aemond wrócił z Końca Burzy z niczym to Lord Hightower wpadnie w szał.

𝐓𝐡𝐮𝐧𝐝𝐞𝐫 𝐬𝐞𝐚𝐬𝐨𝐧 | Aemond Targaryen |Kde žijí příběhy. Začni objevovat