XVI

815 67 20
                                    

Jeśli rozdział się wam spodobał zostawcie gwiazdkę i komentarz 🤍.
Ps. Weźcie sobie chusteczki



-To nie powinno się dziać księżniczko, jest za wcześnie.
Cicho ton jednej z Damek doszedł do moich uszu.
-Ale się kurwa dzieje.
Rzuciłam w jej stronę a kolejny bolesny jęk wyrwał się z moich ust.
Opierałam mocno dłonie na oparciu siedziska, moje palce wbijały się w ciemny materiał gdy moje ciało płonęło w bólach.
Odrzuciłam głowę w tył zamykając oczy i zagryzając mocno zęby, moje mokre od potu włosy kleiły się do moich pleców oraz ramion.
-To pierwszy trymestr księżniczko, poród nie powinien się rozpocząć.
Nadworny medyk zaczął zmierzać w moją stronę, na twarzach wszystkich zgromadzonych mogłam dostrzec malujący się strach.
Kolejny rozrywający ból przeszedł moje ciało a moja dłoń powędrowała w stronę mojego lekko wypukłego brzucha.
Głośny płaczliwy jęk wyrwał się ponownie ze mnie a ja przykucnęłam opierając się dalej jedną dłonią o siedzisko.
Czułam jak całe moje ciało ogarnia ogień, każda część mojego ciała płonęła w bólu którego nie dało się ugasić, mogłam tylko czekać aż ten koszmar się skończy.
-Doskonale to kurwa wiem, wyjdźcie stąd! Wszyscy kurwa stąd wyjdźcie!
Krzyknęłam spuszczając głowę, przesunęłam swoją dłoń między swoimi udami, gdy ją wysunęłam pokrywała ją świeża krew podobnie jak moje nogi oraz koszulę nocną.

Skurcze rozpoczęły się dziś rano, a gdy wstałam ze swojego łoża zauważyłam na pościeli wielką szkarłatną plamę. Byłam przerażona, to był dopiero trzeci miesiąc dziecko nie mogło się jeszcze urodzić.
Mijała piąta godzina moich męczarni a dziecko dalej nie planowało wyjść, w tym momencie nawet nie liczyłam na to że urodzi się żywe chciałam po prostu aby ten koszmar się już zakończył.
Podniosłam się ciężko dysząc po czym wsunęłam swoje dłonie w sklejone potem włosy szarpiąc delikatnie za nie.
-Wyjdźcie po prostu mnie zostawcie.
Powiedziałam dosadnie w stronę Damek.
-Nie możesz zostać sama Pani, pomożemy ci przechodziliśmy już przez to.
Widziałam zrozpaczony wzrok Arli którym śledziła każdy mój ruch.
Chciałam zostać sama, żadna z Dam nie dałaby rady mi pomóc, nie skróciłaby moich męczarni to była sprawa pomiędzy mną, moim ciałem i losem.
Przeszłam kawałek trzymając swoją dłoń na brzuchu, cała moja koszula nocna nosiła już na sobie ślady krwi.
-Wyjdź, po prostu kurwa już wyjdź proszę.
Jęknęłam rozpaczliwie podpierając się o kolumnę.
-Gdzie jest książę Aemond?
Arla przeszła szybko pomiędzy medykami rzucając się do drzwi, nie chciałam aby go tu sprowadzała, nie chciałam aby widział to wszystko.
Oparłam swoje czoło o ścianę gdy kolejna fala bólu przetoczyła się przez moje ciało od mojej miednicy aż po szyję.
Krzyknęłam czując jak krew spływa po moich nogach, łzy zaczęły spływać po moich klejących się od potu policzkach.
Usłyszałam mocny trzask drzwi i szybkie kroki.
-Rhia.
Głos Aemonda doszedł do moich uszu gdy ledwo trzymałam się na nogach oparta o kolumnę, nie miałam siły podnieść powiek aby na niego spojrzeć.
-Co się dzieje.
Poczułam jego dłonie na sobie, moja ręka spoczęła na jego zrzucając ją mocno z mojej talii.
-Nie dotykaj mnie, wyjdź stąd wszyscy kurwa wyjdźcie już.
Otworzyłam oczy, Aemond stał obok mnie zaszokowany widziałam panikę w jego oczach podobnie jak reszta nie widział jak mógł mi pomoc w tej spirali cierpienia która z godziny na godzinę stawała się coraz gorsza.
-Ono nie wyjdzie, a jeśli wyjdzie to martwe.
Jęknęłam kładąc dłoń na swoim brzuchu.
-Ważna teraz jesteś ty Rhia.
-Chce żeby wszyscy wyszli Aemondzie, prosze zróbcie to dla mnie chociaż tyle.
-Mam cię tu zostawić wijącą się z bólu wiedząc że możesz umrzeć?
Aemond ponownie objął mnie swoim ramieniem które złapałam swoją dłonią i mocno ścisnęłam.
-Proszę.
Kolejne łzy bólu spłynęły w dół moich policzków, czułam jak moje wnętrzności skręcają się ponownie powodując salwę bólu.
Stłumiony krzyk wyrwał się z mojego gardła a krew ponownie spłynęła strumieniem między moimi nogami tworząc kałużę pod nami, oparłam się mocno o Aemonda czując że coś jeszcze oprócz krwi opuszcza moje ciało.
Uczucie pustki wypełniło mnie od środka a mokry dźwięk upadającego ciała odbił się od ścian sali, poczułam jak moje nogi drżą a serce staje na moment.
Mój wzrok przeniósł się na Damki, które tkwiły w szoku Arla zasłoniła usta dłonią na widok przed sobą.
Spojrzałam na Aemonda a jego wzrok utkwiony był w posadzce pod nami, na jego twarzy widniał grymas szoku i strachu.
-Nie patrz.
Polecił mi ale mimo to spuściłam swój wzrok w dół dalej kurczliwe podtrzymując jego ramię.
Widok był makabryczny, kałuża krwi a w niej coś...co nawet jeszcze nie przypominało dziecka.
Poczułam jak kręci mi się w głowie a żołądek podchodzi do gardła.
Aemond uniósł mnie powoli po czym ułożył delikatnie na łożu, moja ręka powędrowała w stronę brzucha, czułam się jak sparaliżowana nie mogłam się poruszyć a mój wzrok dalej wlepiony był w pomieszczenie na wprost.
Damki zaczęły krzątać się wokół łoża zmywając ze mnie zaschniętą krew, widziałam między nimi jak Aemond podnosi dziecko a potem oddaje je medykowi.
-Aemond.
Jęknęłam słabo czując jak obraz przed moimi oczami zaczyna się rozkazywać.
Mój brat odwrócił się w moim kierunku po czym przecisnął się między Damkami i kuchnął obok mnie ujmując moją dłoń.
-Wszystko będzie dobrze Rhia, musisz teraz odpocząć.
Powiedział cicho, przykładając usta do mojej skroni.
-Co zrobiłam źle.
Moje gardło ścisnęło się mocniej a ja poczułam jak kolejne łzy formują się pod moimi powiekami, oczy piekły mnie już od ich ilości tego dnia.
-To nie jest twoja wina, widocznie nie było nam to teraz dane.
Pogłaskał moje posklejane od potu i krwi włosy.
-Najważniejsze...że żyjesz.
Poczułam jak moje ręce zaczynając się trząść podobnie jak całe ciało.
Odwróciłam swoją głowę w bok a łzy zleciały po moich policzkach na pościel.
-Chcę zostać sama, proszę.
Tym razem Aemond nie protestował, wstał po czym przeczesał swoją dłonią moje włosy ostatni raz, słyszałam jego kroki do momentu aż nie usłyszałam jak zamyka za sobą drzwi.
****

*Aemond's POV*
-Do kurwy!-
Drzwi trzasnęły za mną tak że prawdopodobnie cała Czerwona Twierdza słyszała ich hałas.
Przeczesałem nerwowo dłonią swoje włosy wchodząc do pomieszczenia.
-Co się stało?
Moja matka poderwała się ze swojego miejsca, a na jej twarzy mogłem dostrzec zmartwienie.
Podeszła do mnie szybkim krokiem po czym ułożyła swoje dłonie na moich policzkach które szybko strąciłem.
-Aemondzie...
Cofnęła swoje dłonie a jej wzrok podążał za mną.
-Nie żyje, dziecko nie żyje urodziło się martwe.
Wypuściłem powietrze nosem, czułem się tak jakbym tracił zmysły, czułem furię której nie mogłem opanować.
Widok Rhii wijącej się w bólu wprawił mnie w poczucie bezsilności, wiedziałem że bardzo cierpi ale nie mogłem z tym nic zrobić.
Nie mogłem uratować swojego dziecka, to była sprawa pomiędzy nią a losem który nie okazał się łaskawy.
Alicent ponownie podeszła do mnie po czym z lekkim zawahaniem ułożyła dłoń na moich plecach.
-Przykro mi, naprawdę mi przykro ale nie mogliście nic zrobić.
Przeczesała dłonią moje włosy tak samo jak kiedyś gdy byłem dzieckiem.
Przymknąłem powieki biorąc głęboki oddech.
-Co z Księżniczką?-
Skierowałem na nią wzrok.
-Musi odpocząć.-
Zacisnąłem mocniej szczękę, chciałem teraz być przy niej, powinienem być przy niej ale jeśli ona tego nie chciała jeśli potrzebowała w tym momencie samotności to musiałem dać jej przestrzeń.
-Powinienem być przy niej.-
Zacisnąłem swoje usta a matka złapała moje dłonie przez co mój wzrok znów zwrócił się ku niej.
-Zrobiłeś co mogłeś, musisz dać jej czas tak samo jak powinieneś dać go sobie. -
Ułożyła dłoń na moim policzku po czym przyłożyła swoje czoło do mojego.
-Widzę jak bardzo ci na niej zależy Aemondzie, jak bardzo starasz się ją chronić ale nie ochronisz jej przed całym światem i rzeczami na które nie masz wpływu.-
Przymknąłem swoje powieki czując jak furia powoli zaczyna ustępować żalowi którego nie czułem w sobie bardzo długi czas.
-Nie żałuj synu, to co ma się stać zawsze się stanie.-

***

Jak was to zainteresuje to właśnie dodałam drugie fanfiction o Aemondzie tak to reklama.

𝐓𝐡𝐮𝐧𝐝𝐞𝐫 𝐬𝐞𝐚𝐬𝐨𝐧 | Aemond Targaryen |Where stories live. Discover now