Prolog

19 0 0
                                    

Zawsze myślałam, że moje życie będzie nudne. Pozbawione koloru, stabilne i przewidywalne. Uświadomiłam sobie to już w liceum, gdy jako jedyna spędzałam każdą wolną chwilę w bibliotece, ucząc się i szukając kolejnych tytułów do przeczytania. Byłam dzieckiem-geniuszem, ambitnym i niesprawiającym problemów.

Może właśnie to mnie zabiło?

Zdałam maturę najlepiej w klasie. Ba, najlepiej z uczniów ze swojego rocznika. Przyszłość stała przede mną otworem.

Nie miałam taryfy ulgowej. Wszystko to wypracowałam sobie sama, zarywając noce i weekendy. Moi rówieśnicy twierdzili, że tak świetną pozycję dostałam, bo moi rodzice są bogaci. Bo mają wpływy i znajomości. Nie było tak, nie tego mnie nauczyli.

Wpoili mi, że mam zapierdalać, by do czegokolwiek dojść. Więc tak właśnie robiłam, ale przecież nikt nie pytał. Łatwiej było przykleić mi łatkę „paniusi z dobrego domu". Nie mogłam mieć o to pretensji, tak po prostu działali ludzie.

Poszłam na wymarzone studia – grafikę, na jednej z prywatnych uczelni, gdzie jeden semestr kosztował więcej niż ludzie zarabiali miesięcznie. Owszem, lepiej gdybym wybrała prawo, tak jak chcieli moi rodzice, ale zupełnie nie widziałam się w tej roli, więc po maturze pierwszy raz tupnęłam solidnie nóżką, co ich zaskoczyło. Ale nie naciskali. Kazali mi tylko iść do pracy, więc właśnie dlatego dorabiałam sobie w kawiarni – wieczorami i w weekendy. Pieniądze na czesne to jedyne na co mogłam liczyć z ich strony. Mieszkanie dostałam w spadku po babci. Dwa pokoje dla tak młodej osoby były spełnieniem marzeń.

By moje życie nie wyglądało na perfekcyjne, los razem ze mną zesłał na ten świat mojego brata bliźniaka – Marcina. Zawsze był mi bliski, dlatego zamieszkaliśmy razem i mieliśmy rozpocząć przygodę zwaną studiami. Może nie miał wyjścia, bo babcia uwzględniła w testamencie także jego. Marcin był wolnym duchem, nie do końca wiedział co ma ze sobą zrobić. Był inteligentny, prawie jak ja, ale przekładał się do nauki bez zbędnej przesady. Wybrał jakieś studia sportowe na AWF, może widział się w drużynie piłkarskiej. Nigdy mi tego nie wyjaśnił. Nie zdążył, bo musiałam wykopać go ze swojego życia.

Pierwszy rok studiowania był dla mnie jak odległe wspomnienie, bo tak wiele wydarzyło się od tamtego czasu. Niektóre sprawy zakończyły się w sposób, którego się nie spodziewałam. Może właśnie wtedy okazało się, że moje życie wcale nie jest takie przewidywalne. Często wracałam do tego okresu, by pocieszyć samą siebie, że jeszcze kiedyś będzie pięknie, ale dni mijały szybko, nic się nie zmieniało, a ja zaczynałam tracić nadzieję.

Wszystko zaczęło pędzić ku dołowi, gdy mój brat postanowił rzucić studia, zrobić sobie przerwę i wybrać coś innego. Byłam tym zaskoczona, bo przecież radził sobie świetnie, ale chyba tylko w zakładaniu kolejnych masek i udawaniu, że wszystko gra. Cóż, to było rodzinne. Ja też nigdy się nie użalałam, trzymałam wszystko w sercu, bo wolałam zdechnąć niż wyjawić, że coś mnie wkurwia.

Teraz nadszedł jednak czas, by o tym opowiedzieć. Bo przecież od tego wszystko się zaczęło.

A mogłam pozostać Julią Sikorą, nie Dianą Tamizą.

JUTRA NIE BĘDZIEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz