10

3 0 0
                                    

Skłamałabym, gdybym powiedziała, że tamten dzień nie był wyjątkowy. Był i to bardzo. Dosłownie nie mogłam przestać z nim rozmawiać. Był cholernie inteligentny. Naprawdę, piekielnie mądry. Wiedziałam, że mógłby to wykorzystać przeciwko mnie. Dlatego byłam ostrożna, by przypadkiem nie wyjawić mu za dużo. Ale to po jakimś czasie przestawało mi się udawać. Byłam na siebie zła, bo dałam się tak owinąć wokół palca. Westchnęłam. Przecież powiedział mi wszystko o sobie. A ja doszukiwałam się w tym drugiego dna. Może wcale go tutaj nie było, a ja po prostu bałam się zaangażowania? Zamiast po prostu cieszyć się chwilą.

W końcu miałam kogoś, kto słuchał mnie i chłonął moje słowa z szacunkiem i bez przekonywania mnie do swoich racji. To było tak niespotykane, iż chciałam, by rozmawiał ze mną do końca naszych dni.

Wieczorem, po cudownej kolacji, wróciliśmy do mieszkania.

A potem to wszystko potoczyło się już dosyć szybko. W jednej chwili siedziałam na jego kolanach, w następnej całował mnie, a ja rozpinałam jego koszulę. Zachwycałam się jego doskonałym ciałem, muskając opuszkami palców jego skórę.

I wiedziałam jedno – tak piękni ludzie nie zasługują, by być tymi samotnymi.

Mogłabym rozpatrywać ten weekend pod kątem bardzo dobrego doświadczenia duchowego (i nie tylko). Bo przecież zaspokoił wszystkie moje zmysły i potrzeby. Podbudował mnie i naprawdę uwierzyłam w to, że moje życie jest w moich rękach i mogę osiągnąć, co tylko zechcę. Ale w niedzielny wieczór, gdy tylko zajęłam miejsce w pociągu, wszystkie moje wątpliwości do mnie wróciły. Ze zdwojoną siłą, tak wielką, że o mało się nie rozpłakałam z tego żalu. Bo nie chciałam wracać, a jednocześnie nadal bałam się zaangażowania. Po prostu coś natarczywie mówiło mi, że coś tu nie gra i żadna moc nie mogła sprawić, iż te podejrzenia znikną.

Zamknęłam oczy, by odgnić od siebie łzy. Przecież nic się nie działo – wręcz przeciwnie. Kuba mnie chciał, więc dlaczego do jasnej cholery, coś mi się uroiło w tej głupiej łepetynie?

Chociaż chciał to za mało powiedziane. Wszystkie noce, spędzone razem w łóżku, wskazywały na to, że nie pragnął nikogo więcej, a tylko mnie. I nie będę zaprzeczać, że ze mną było inaczej. Nie chciałam innego kochanka i może właśnie to sprawiało, iż moje serce pękało na setki małych kawałków.

Wróciłam do pustego mieszkania z jeszcze bardziej samotnym sercem. Byłam wykończona. Wykąpałam się, sprawdziłam kalendarz na przyszły tydzień i zobaczyłam jak wiele mam roboty i projektów dla klientów. Zdecydowanie nie będę spała. I na pewno nie z powodu namiętnych uniesień. Zalogowałam się do gry na chwilę, zupełnie o niej zapominając w ostatnich dniach. Gdy tylko pojawiłam się online, Krzychu do mnie napisał.

Krzychu: Jak tam, gołąbeczku?

Diana: Pogadamy jutro.

Krzychu: Nie mów mi tylko, że to katastrofa.

Diana: Wręcz przeciwnie. ;-)

Chociaż jego mogłam oszukać, skoro samej siebie nie umiałam.

JUTRA NIE BĘDZIEKde žijí příběhy. Začni objevovat