5

3 0 0
                                    

Każda bańka musi kiedyś pęknąć. Moja zaczęła to robić pod koniec lutego. Marcin przyszedł do domu tak nachlany, że gdy nie wytrzymałam, zwróciłam mu uwagę, pierwszy (i ostatni) raz poszarpaliśmy się, a potem dał mi w twarz. O jakżesz wielkie było moje zdziwienie. Byłam wręcz zszokowana. Patrzyłam na niego, trzymając się za piekący policzek i nie wiedząc, co mam zrobić. Ale szybko się pozbierałam do kupy, otworzyłam jego szafę i zaczęłam wyrzucać z niej jego łachy.

- Bierz te szmaty i wypierdalaj stąd! – wrzasnęłam. – Mam już tego dosyć! Ty pijacka mordo!

Darł się na mnie, że jestem pojebana i że on nigdzie nie idzie, ale siłą wyrzuciłam go za drzwi. Dobijał się jeszcze przez kilka minut, ale odpuścił i odszedł. Nie obchodziło mnie dokąd. Jak dla mnie mógł wylądować pod mostem.

Cała się trzęsłam, raz po raz dotykając twarzy. Nalałam sobie wody do wanny i zanurzyłam się w gorącej, parującej substancji. A potem płakałam długo, aż zabrakło mi łez. Zasnęłam szybko tej nocy, nawet nie patrząc w telefon.

Rano nie byłam w stanie wstać z łóżka, więc odpuściłam sobie zajęcia. Spałam do jedenastej, a potem zmusiłam się do pójścia do łazienki. Muszę przyznać, że mój brat ma mocny cios. Ślad był widoczny. Więc w tym tygodniu nawet nie wyjdę z mieszkania. Nikt nie powinien na to patrzeć.

Czułam się jak ostatnie gówno i jedyne, na co miałam ochotę to płacz i gnicie w łóżku. Napisałam szefowi, że jestem chora i potrzebuję wolne w tym tygodniu. Nigdy wcześniej się to nie zdarzyło, więc zgodził się i mogłam zostać w domu.

Ale Krzychu znał mnie jak własną kieszeń, więc przyszedł do mnie wieczorem, po pracy. Początkowo myślałam, że to Marcin się dobija do drzwi, więc wystraszona udawałam, iż nie ma mnie w mieszkaniu. Ale Krzychu miał klucze. Wszedł do środka.

- Julka? – zapytał od wejścia. – Jesteś tutaj?

Nie odpowiedziałam. Wszedł do mojego pokoju, zapalił światło, choć próbowałam protestować.

- Co się dzieje? – zapytał.

- Jestem chora. – burknęłam w kołdrę, zasłaniając spuchnięty policzek.

- Ta, jasne, a ja jestem papież. Ty nie chorujesz. – prychnął.

- Może w końcu to się zmieniło. – rzuciłam żałośnie.

- Julka... Nie ściemniaj, do kurwy. – warknął.

Usiadłam na łóżku i odsłoniłam buzię.

- O Boże – jęknął. – Marcin?

Skinęłam głową.

Przytulił mnie.

- Przykro mi. – szepnął.

- Przeżyję. – odpowiedziałam.

- Co dalej?

- Wyrzuciłam go stąd. Czekam, aż pożali się rodzicom i zrobi się z tego drama. – wzruszyłam ramionami.

Skinął głową ze zrozumieniem.

- Odezwij się do Gabrysia. Pytał o ciebie. – oznajmił.

- Okay.

- Zostanę do rana, żebyś nie siedziała tutaj sama. Zrobię ci coś do jedzenia, bo widzę, że słabo z tym u ciebie. – rzucił na rozluźnienie atmosfery.

Mimo wszystko byłam wdzięczna, że taki człowiek jak Krzychu, jest moim przyjacielem. Bez niego może nie wyszłabym z łóżka do końca życia.

Rano, gdy za moim przyjacielem zamknęły się drzwi, musiałam zmierzyć się z tym bałaganem raz (i nie ostatni) jeszcze. Zaczęłam od najbardziej bolesnej rozmowy w tamtym czasie, a mianowicie sięgnęłam po telefon i napisałam do Gabrysia.

Diana: Przepraszam, że nie odzywałam się do Ciebie. Jestem chora.

Gabryś: Co to takiego? Mam nadzieję, że nic poważnego.

Diana: Grypa.

Gabryś: Jak się czujesz?

Diana: Bywało lepiej.

Westchnęłam. Chyba powinnam mu powiedzieć prawdę.

Diana: Tak naprawdę mój zapijaczony brat dał mi w gębę, więc wyrzuciłam go z mieszkania.

Wysłałam to, zanim zdążyłam pomyśleć. Po prostu napisałam i nacisnęłam „wyślij", a potem zamknęłam oczy, nie wierząc w swoją głupotę. Facet taki, jak on nie będzie chciał mieć do czynienia z taką patologią jak ja. Na samą myśl zabolało mnie serce.

Zadzwonił do mnie chwilę później.

- Di – rzucił w słuchawkę. – Co się stało? – zapytał cicho.

Poczułam łzy pod powiekami. Było mi tak okropnie wstyd. Po raz pierwszy cała ta sytuacja wyszła poza krąg naszej rodziny (Krzychu był jak rodzina, więc to naturalne, że wiedział) i po raz pierwszy poczułam się z tym tak źle. Straciłam kontrolę, a bardzo tego nie lubiłam.

- Nie chcesz tego słuchać – odpowiedziałam. – Po prostu dzieliłam mieszkanie z moim bratem, ale to skończony alkoholik. Wyrzuciłam go stąd, bo mnie uderzył. To wszystko.

Milczał.

- Mogłam ci tego nie mówić. – dodałam.

- Nie, Di. Chciałem wiedzieć – oznajmił. – Po prostu nie mieści mi się to w głowie. Bardzo żałuję, że mnie tam nie ma, bo chciałbym cię przytulić.

Uśmiechnęłam się blado.

- Może czas to zmienić. – palnęłam bez namysłu.

- Może – odpowiedział. – Proszę, nie uciekaj przede mną. Chcę być w twoim życiu, więc mów mi o takich rzeczach.

Skinęłam głową, ale przecież nie mógł tego zobaczyć.

- Dzięki. – mruknęłam i zakończyłam połączenie.

I wcale nie czułam się lepiej.

JUTRA NIE BĘDZIEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz