8

3 1 0
                                    

Sama nie wiem, co czułam. Lubiłam go, bardzo. To było coś większego niż zwykła sympatia. Przecież świetnie się dogadywaliśmy, mieliśmy wiele tematów do rozmów, wręcz nie mogliśmy się od siebie odkleić. Był tym, kogo chciałam mieć. Podobał mi się. Imponowała mi jego inteligencja. To, jak do mnie mówił. To jak potrafił rozpalić mnie swoimi słowami. A robił to, jak mało kto w moim życiu. Owszem, przecież miewałam chłopaków, ale nigdy nie było to coś takiego, bo poświęcałam czas swojej pasji i nauce.

Miałam wiele wątpliwości. Czy to ma szansę się udać? W końcu wiele nas dzieliło, nie chodziło nawet o same kilometry, bo to był najmniejszy problem.

I tak mijały mi noce. Na zadręczaniu się, czy będę dla niego wystarczająca. Choć powinnam zastanawiać się nad tym, czy to on będzie dla mnie odpowiedni.

Dzień przed spotkaniem, gdy wieczorem leżałam już w łóżku, uświadomiłam sobie, że przecież on nie wie jak mam na imię. Nie mogłam tego dłużej ukrywać. Trochę bałam się, iż weźmie mnie za wariatkę, ale trudno. Najwyżej.

Jasne, na pewno byłabyś przeszczęśliwa, gdyby teraz zniknął.

Westchnęłam i gdy pisałam z nim niecałą godzinę później, po prostu to powiedziałam.

Diana: Moje prawdziwe imię to Julka. Mam nadzieję, że nie masz mi za złe tego, iż to ukrywałam.

Gabryś: Nie. Domyśliłem się. Diana Tamiza to nie są dane, które w tym kraju przeszłyby w jakimkolwiek urzędzie.

Diana: Och... W porządku.

Gabryś: Ja też nie mam na imię Gabryś. Jakub. Mów mi Kuba.

Zrozumiałe.

Gabryś: Kuba to moje pierwsze imię, a Gabriel to drugie.

Gabryś: Powiedz mi, że jesteś tak samo podekscytowana, jak ja. I że chcesz mnie zobaczyć. I że nie zmieniłaś zdania.

Diana: Gdzież bym śmiała! Chcę cię zobaczyć, bardzo.

Gabryś: To dobrze. Bo ja też tego chcę. Bardziej niż czegokolwiek w moim obecnym życiu.

I jak ja miałam nie wariować na jego punkcie? Nie dało się.

Następnego dnia obudziłam się o piątej, a to i tak cud, że w ogóle zasnęłam tej nocy. Bałam się, ale jednak pozytywne emocje u mnie zwyciężyły. Uśmiechałam się pod nosem i z radością zaczęłam się szykować. Spakowałam się szybko – pociąg miałam o ósmej trzydzieści. Wypiłam kawę, szybko robiąc codzienne misje w grze, a potem wzięłam prysznic, umalowałam się, spędziłam dłuższą chwilę na wybraniu stroju – nie chciałam przesadzić, więc uznałam, iż koszula i dżinsy się nadadzą. Owszem, moja walizka była przepełniona seksowną bielizną, sukienkami i czymś lepszym, niż koszula, ale cóż... To nie mogło być takie proste, prawda? Sama w to nie wierzyłam. Przecież już miał mnie w garści.

W pociągu nie mogłam skupić się na książce, którą wzięłam na drogę. Wierciłam się, wywołując westchnienia mojego współpasażera – starszego faceta w wełnianym płaszczu. Poprawiłam swoją czapkę i odwróciłam głowę.

To jakieś szaleństwo. Julia Sikora, reprezentująca zdrowy rozsądek, właśnie siedzi w pociągu i jedzie do kolesia poznanego w głupiej grze, do miasta oddalonego o tyle kilometrów. Pokręciłam głową z niedowierzaniem. Chyba z czytania nic nie wyjdzie.

Im bliżej Warszawy, tym ja byłam coraz bardziej niespokojna. Próbowałam to opanować, ale nie umiałam. Poddałam się. Po prostu wysiadłam z pociągu, gdy dojechał na miejsce. Na peronie dostrzegłam tłum ludzi, ale powoli i ze zdezorientowaniem ruszyłam ku wyjściu. Zdążyłam przejść może dwadzieścia metrów, gdy poczułam szarpnięcie za łokieć. Odwróciłam się.

Oto i on. Gabriel we własnej osobie. Prawdziwy – więc od razu poczułam ulgę. Może właśnie to sprawiło, że zaufałam mu jeszcze bardziej. Potwierdzenie, że to naprawdę on.

- Julia. – powiedział, patrząc na mnie, nadal trzymając mój łokieć.

- Kuba. – odpowiedziałam, patrząc mu w oczy.

JUTRA NIE BĘDZIEWhere stories live. Discover now