4

7 0 0
                                    

Od tamtej chwili już nic nie było takie samo. Na zajęciach, zamiast się skupić – pisałam z Gabrysiem. W pracy czekałam tylko na wolną chwilę bez zamówień, by sięgać po telefon. Rozmawialiśmy non stop. Rano, w południe i szczególnie wieczorami. Im bardziej starałam się kierować rozsądkiem – tym bardziej mi to nie wychodziło. On po prostu wlazł do mojej głowy, całkowicie nią zawładnął. Wszystko straciło na swojej wyrazistości. Zaczynałam robić się nieco nieznośna – wyczekiwałam tylko momentu, w którym będę mogła wisieć na telefonie. Z przerażeniem patrzyłam w swój kalendarz i listę projektów na studia, które pochłoną długie godziny. Przecież mogłam poświęcić ten czas na rozmawianie z Gabrysiem. I właściwie tylko tego chciałam.

Krzychu mnie nie poznawał. Patrzył na mnie z przerażeniem i pod koniec stycznia, gdy sobotę spędzaliśmy na kolejnym evencie w grze, rozwalił się na krześle w moim pokoju, rzucił mi litościwe spojrzenie i wypalił:

- No dawaj, Julka, potwierdź w końcu, że Gabryś z tobą romansuje.

Otworzyłam szeroko oczy.

- Nie wiem, o czym mówisz. – wzruszyłam ramionami.

- Julka, ja pierdolę – zaśmiał się. – Ty myślisz, że tego nie widać?

- Nadal nie wiem o czym mówisz. – powiedziałam twardo.

- Ta, nie wiesz – prychnął. – I ten tekst „Powiedział ten, który nigdy nie zasnął w środku rozmowy" jest zupełnie niewinny.

Okay, przyłapał mnie. Westchnęłam z rezygnacją.

- Czy to jest odpowiednie? Głupie? Naiwne? – zapytałam. – Sama nie wiem, on jest taki... Jakby szyty na miarę. – mruknęłam.

- Jesteśmy dorośli, Julka – oznajmił. – Bądź ostrożna, ale korzystaj z tego.

Skinęłam głową.

Przyznam szczerze, że mi ulżyło. I to bardzo.

- Nie mów tego nikomu. – poprosiłam.

- Morda w kubeł, ale ludzie nie są głupi. – zaśmiał się ponownie.

Wiedziałam o tym. Nasz stan był dosyć mały. Wszyscy się znali i na pewno lubili plotkować.

- Swoją drogą, on ma jutro urodziny – dodał Krzychu. – Myślę, że powinnaś wiedzieć.

Jutro? Och, do diabła. Szkoda, że nie wiedziałam wcześniej, mogłabym wysłać mu kartkę... Ale przecież wciąż mogłam mu ją zrobić i wysłać na Messengerze, prawda? Po evencie odpaliłam Photoshopa i wzięłam się do pracy. Napisałam też życzenia, długie i bardzo osobiste. Czekałam tylko do północy, by mu je wysłać. Oczywiście, w międzyczasie do mnie napisał. Nie musiałam w niedzielę niczego robić, miałam w końcu cały dzień wolny. Nawet nie wiecie, jak się na to cieszyłam. Mogłabym skupić się na projektach na studia, ale przecież miałam jeszcze czas. Nawet, jeśli miałabym potem nie spać.

Diana: Jak się masz?

Gabryś: Kiepsko.

Diana: Coś się stało?

Gabryś: Proza życia, nic więcej.

Diana: Gdybyś chciał się wygadać – jestem tutaj.

Gabryś: Doceniam to, ale nie wydaje mi się, byś chciała słuchać o sprawie rozwodowej, która właśnie się dla mnie skończyła.

Zrobiłam wielkie oczy. Ach, więc dlatego uciekałeś w świat głupich gierek. Każdy z nas ma swój powód.

Diana: Przykro mi.

Gabryś: Nie, niech ci nie będzie przykro, Di. To się zdarza.

Diana: Nie umiem inaczej. Lubię cię. To normalne, że jest mi przykro.

Gabryś: Jesteś słodka.

Diana: Teraz jeszcze czerwona jak burak. :D

Gabryś: Moja droga, mógłbym dopiero sprawić, że się zarumienisz.

Wow. Prawie skakałam pod sufit z radości. W końcu ktoś mnie dostrzegł. Ktoś skupił się na mnie. Ktoś poświęcał mi swoją uwagę i czas.

To nie był ostatni taki tekst w moją stronę.

Po północy, gdy wysłałam mu życzenia i kartkę, napisał mi coś jeszcze.

Gabryś: Wow, Di. Jestem pod wrażeniem. Dziękuję ci bardzo. Może trochę przeceniasz moją rolę w swoim życiu, sam nie wiem. Dziękuję raz jeszcze.

Gabryś: Ach i moim jedynym życzeniem na dziś jest to, byś była obok.

Po tych słowach przepadłam. Chciałam tylko jednego – by moje skryte pragnienia o romansie z nim stały się prawdą.

Sama nie wiem, jak to możliwe, że prawie nie śpiąc, byłam w stanie oddać wszystkie projekty na studia, pracować, zdać sesję, pisać licencjat i jeszcze spędzać czas na graniu i rozmowach z Gabrysiem. To nabrało realnego wydźwięku. Dzwoniliśmy do siebie w środku nocy i szybko pokochałam jego głos. Chciałam go słuchać godzinami. Chciałam, by mówił do mnie. Chciałam, by opowiadał mi tak pięknie o różnych rzeczach, jak do tej pory. By to trwało wiecznie. By wysyłał mi swoje ulubione utwory i bym mogła ich potem słuchać w samotności. Był lekarzem, ale nie pracował w tym zawodzie, amatorsko zajmował się muzyką. Znał się na tym.

Jego bliskość (choć tylko pozorna, bo o jakiej bliskości możemy mówić, gdy łączyło nas kilka pikseli i dzieliły nas setki kilometrów?) napawała mnie tak pozytywną energią i samymi, dobrymi uczuciami. Czułam się, jakbym latała nad ziemią.

Do diabła, a to oznaczało, że się zakochałam. Choć bardzo tego nie chciałam.

JUTRA NIE BĘDZIEOù les histoires vivent. Découvrez maintenant