2

5 0 0
                                    

Jesienią nie dało wytrzymać się tej sytuacji. Marcin, nie dość, że był wiecznie nachlany, jego pokój zmienił się w melinę – bałam się tam wchodzić – to na dodatek zaczął się na mnie wyżywać. Rodzice nie reagowali, jakby chcieli udać, że ich to nie dotyczy. A we mnie zbierała się frustracja, której nie znałam i której nie umiałam się pozbyć. Stałam się coraz bardziej opryskliwa i Krzychu nie wytrzymał. Widział, że sobie nie radzę. Targały mną emocje, których naprawdę wcześniej nie znałam i byłam przerażona. Zamykałam się w sobie i uciekałam w gry. Czułam, że w końcu wybuchnę i ktoś na tym bardzo ucierpi.

Zaczynało brakować mi też fizycznej siły. Ileż mogłam się uczyć, oddawać projekty, harować jak wół i na dodatek utrzymywać mieszkanie? Za zakupy płaciłam sama, więc potrzebowałam kasy, a żeby ją mieć, musiałam pracować więcej. Spałam po cztery godziny dziennie, a to i tak był luksus. Zaczęłam przyjmować dodatkowe zlecenia na graficzne projekty od firm i osób prywatnych, by jakoś to wszystko ciągnąć. Ale w listopadzie byłam już przemęczona i jedyne o czym marzyłam to rzucenie tego wszystkiego w diabły i ucieczka do innego życia. Ale przecież nie mogłam tego zrobić, więc uciekałam do wirtualnego świata. Tam było jakoś lepiej, ludzie byli przyjemniejsi, mogłam na chwilę zapomnieć o realnym syfie, w którym tkwiłam. Byłam zagubiona i nie wiedziałam, co mam robić. A tam... Tam było inaczej.

Jeszcze wiosną razem z Krzychem zaczęliśmy grać w Zombie's Adventure. Dołączyliśmy do jakiegoś zagranicznego sojuszu, który był jednym z najlepszych w państwie. Gra nie była skomplikowana. Każdy miał swoją osadę, wykonywał codzienne misje, rozwijał się i brał udział w cyklicznych eventach. Początkowo nie spędzałam tam zbyt wiele czasu, Krzychu wciągnął się nieco bardziej, więc gdy zaczęłam grać w to więcej, on miał już dużo więcej osiągnieć. Miałam właśnie jeden z niewielu wolnych wieczorów, który wygospodarowałam sobie sama, bo wiedziałam, że jeśli tego nie zrobię to zwariuję, więc zalogowałam się na swoje konto, połączone z fake kontem na Facebooku i oderwałam się od rzeczywistości. Miałam trochę zaległości, ale przecież byłam bystra, więc szybko to ogarnęłam. Nigdy nie łączyłam kont w gierkach ze swoim prawdziwym kontem na Facebooku. Miałam do tego celu założone inne, na dane Diana Tamiza. Zwykle też nie dodawałam swojego zdjęcia na profilowe w grach, ale tym razem zrobiłam wyjątek. I tak pomyślą, że to nie ja, bo byłam zbyt ładna.

Moje zdziwienie było jednak wielkie, gdy okazało się, że moja skrzynka jest zapchana wiadomościami. Oczywiście, od facetów, bo to nic dziwnego w takich miejscach. Westchnęłam, ale przecież chciałam być miła, więc odpisałam na wszystkie. I może to był błąd?

Nasz sojusz tworzyli dobrze dobrani ludzie. Wszyscy grali dłużej niż ja. Wiedzieli więcej niż ja na ten temat, ale Krzychu dzielnie mi pomagał. Rozmawialiśmy po angielsku, ale ja nie miałam problemu z tym językiem, wręcz przeciwnie. Uwielbiałam go.

Zdecydowana część z nich pochodziła z USA, Hiszpanii, Indonezji i Turcji. Podobała mi się ta różnorodność kulturowa. Mogłam dowiedzieć się czegoś innego o świecie, którego nigdy nie zobaczę. Na pewno nie w tym wcieleniu. Zerknęłam na zegarek. Była zaledwie jedenasta wieczorem, więc mogłam jeszcze chwilę zmarnować. Codziennie wstawałam o szóstej. Zresztą sześć godzin snu dla mnie brzmiało jak cud. I właśnie wtedy dostałam nową wiadomość z linkiem do serwera na Discordzie dla graczy z naszego sojuszu. Dołączyłam od razu, a potem przez godzinę czytałam każdy kanał. Ci ludzie byli naprawdę niesamowici i przyłapałam się na uśmiechaniu do telefonu. To wcześniej mi się nie zdarzało, ale nie rezygnowałam z tego. Coś mi się od życia należało.

Nie wiedziałam tylko, że tak bardzo się od tego uzależnię. Ale przecież nie mogłam tego przewidzieć, prawda?

Następnego dnia dostałam wiadomość z gościa, który przedstawił mi się jako Gabryś. Był Polakiem. Jednym z pięciu w naszym sojuszu.

Gabryś: Przesyłam ci PDF ze skryptem do gry, ale to top secret. Witaj w DVR.

Diana: Dzięki. Długo grasz?

Gabryś: Wystarczająco, by tu rządzić.

Skrzywiłam się. Ach, czyli to jeden z tych najlepszych. Zapytałam Krzycha o niego.

- Tak, gość wymiata – potwierdził. – Ale nieprzesadnie.

I wyjaśnił mi po krótce z kim mam się trzymać, a z kim nie.

Wzruszyłam ramionami, bonie miałam zamiaru trzymać z kimkolwiek, ale zanotowałam jego słowa w pamięci.

JUTRA NIE BĘDZIEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz