Rozdział 4.7

164 8 5
                                    


Widziałam to, widzę jak mój brat cierpi jak go gryzą nietoperze.

Patrzę na to z góry i odczuwałam jego ból oraz tak strasznie się bałam o mojego kochanego brata.

Słyszę jego krzyk, czuje jego ból, chciałabym coś zrobić ale nie mogę nic zrobić, nie mogę się ruszyć, mogę jedynie na to patrzeć i odczuwać jego ból, ale nie chce tego...

-STEVE !-przebudziłam się cała zapłakana i zalana potem.

Spojrzałam na swoje ręce, trzęsły się, cała się trzęsłam.

Następnie rozejrzałam się, jestem..

..w tym schronie „laboratorium" tak jakby, czyli to był sen, ale to było takie realne, czy to napewno sen ?.

Usiadłam tak że nogi miałam na ziemi i wtedy we mnie wszystko uderzyło, to co się działo w moim życiu, ale bardziej tych złych chwil.

To po tym zaczęłam bardziej płakać, dlaczego akurat teraz ?.

-Luna ?!-podbiegł do mnie doktor-Co się dzieje ?-usiadł obok mnie, a ja dopiero teraz spojrzałam na niego-Jezu Ty się cała trzęsiesz-obserwował mnie wzrokiem-I płaczesz.


Przytulił mnie-Co się dzieje ?-starał się mnie uspokoić-Mój brat-powiedziałam cicho i gdy już się uspokajałam-Co z nim ?

Oderwałam się od przytulenia później spojrzałam na doktora..


Opowiedziałam doktorowi o tym śnie i że to było takie realne, prosiłam też go czy mogłabym sprawdzić co się z nim dzieje tu i teraz, z początku nie chciał i mówił że taka lekcja jeszcze nie teraz, ale widząc moje zdruzgotanie i załamanie zgodził się.


Na szczęście miałam zdjęcie Steve, więc związałam sobie oczy, usiadłam z skrzyżowanymi nogami złapałam za zdjęcie i trzymałam je w obu dłoniach, a Pan James siedział obok mnie i czuwał w razie gdyby coś się działo, a i miałam założone słuchawki i walkman.

Miałam włączony szum.

I znalazłam się w ciemności, rozglądałam się, po chwili usłyszałam jęki i krzyki, spojrzałam w tamtą stronę, zobaczyłam...

-Steve !-podbiegłam trochę bliżej jego z płaczem, te nietoperze, stwory go gryzły i to się naprawdę dzieje, ale jak to miałam w śnie?

I tu też czułam ten jego ból i strach.

Nie istotne, muszę mu jakoś pomóc, nie mogę go stracić, po prostu nie mogę, tylko co ja mam zrobić ?

Stałam tak i myślałam, ale nagle zobaczyłam Eddie'go, Robin i Nancy, jak mu pomagają i odganiają te stworzenia wiosłami.

Poczułam ulgę zarówno jak i z mojej strony i jego.

Walczyli z nimi przez jakiś czas, aż chciałam im pomóc, ale nie miałam jak, bo tak naprawdę mnie z nimi nie było, już teraz czuje że są w niebezpieczeństwie i mam przeczucie że tu chodzi o coś więcej.

Szlag, dlaczego ja nie zostałam z nimi ? Tylko chciałam jechać do Byers'ów, po co ? Po to by wszystko to przemyśleć, to z Troy'em, te sprawy rodzinne ? Wystarczyło by żebym pobiegała sobie by oczyścić umysł, po to żeby pogodzić z Willem ? Ale czy to tak naprawdę ma sens ?


Steve wkurzony rzucał o ziemie tego jednego nietoperza, tego co go dusił, reszta została spłoszona, jak zabił, wróć oderwał jego ciało to przez chwile była cisza i spokój.

Wypluł krew-Usłyszałem swoją siostrę-pooddychał chwile-Dwa razy-pokazał dwa palce i wszyscy spojrzeli na niego z zdziwieniem, ja też.

No bo jak to w ogóle jest możliwe, a no i właśnie oni są chyba po drugiej stronie ? Ale jak ? Co tam się dzieje ?..



Stranger Things||Will Byers||Место, где живут истории. Откройте их для себя