Rozdział siódmy

20 5 2
                                    

– Wszyscy macie takie włosy?

Saranel patrzyła, jak Avishari próbuje okiełznać długie do kolan, popielate fale. Wczoraj wypłynęli z Kirhas w zaplanowany na dwa dni rejs do stolicy. Małomówna Arashi od razu zaszyła się pod pokładem, ale Saranel nie dała jej zaznać spokoju.

– Tak, szare albo srebrne. Nie słyszałaś o tym? – odparła dziewczyna w mowie kupców.

– Słyszałam. Zastanawiam się tylko czy w tym samym... odcieniu?

– Nie. U nas, Kupców są ciemniejsze, niż u Rybaków. Oczywiście każdy może mieć trochę inne.

Perłowy grzebień śmigał w jej dłoni, jakby rozczesywała wełnę parathów. Kiedy skończyła rozczesywanie, zaczęła splatać długi warkocz.

– Byłaś kiedyś w Morhandzie?

– Tak – powiedziała Avishari z lekką irytacją – Ojciec zabrał mnie na pokład, gdy kupował tam tkaniny dla klientów. Potrzebował kobiecego oka, a matka nie mogła zostawić gospody.

– Twój ojciec też handluje tkaninami?

– Wszystkim – odparła krótko. Wiedziała już chyba jednak, że tak szybko nie pozbędzie się spragnionej rozmów Saranel. Nie po tym, jak znalazł się temat, który mógł je łączyć.

– To świetnie. Ja też czasem sprzedawałam różne towary w sklepie ojca, ale tkaniny były moim ulubionym...

– Ja nie sprzedaję. Ja czasem tylko wybieram. Tu wypada, żeby kupiec miał przynajmniej kilku podwładnych do mniej lub bardziej czasochłonnych prac.

– Rozumiem – odparła dziewczyna, ganiąc się w myślach za kolejną gafę – U nas tradycja nakazuje inaczej. Ale jakie to były tkaniny? Takie na ubrania? Obicia? Zasłony?

Dziewczyna westchnęła, nie kryjąc już zdenerwowania.

– Ty naprawdę musisz wiedzieć wszystko?

– No...

– Tak, na ubrania, obicia, zasłony, hamaki, śliniaki i chustki do smarkania nosa. A teraz wyjdź, proszę. Chcę się przebrać.

– Dobrze – odparła niechętnie dziewczyna. Wiedziała, że teraz będzie musiała wytrzymać chwilę ciszy, sama ze wspomnieniem, które tak bardzo chciała zagłuszyć.

– Tobie też radzę zrewidować garderobę – mówiła dalej Avishari, zwijając długi warkocz w ciasny kok, przez co jej włosy nie wydawały się już aż tak imponujące, ale za to były chronione przed splątaniem przez morski wiatr – Wiele rzeczy będziesz musiała odłożyć, gdy zamieszkamy w pałacu w Morhandzie.

– My... co?!

– Ojciec nic ci nie mówił?

– Nie...

– Mój ojciec załatwił nam miejsce na dworze siostry cesarzowej, Aharali. Przed kilkoma miesiącami zwolniła dwie dwórki, więc była gotowa nas przyjąć. Naprawdę nic o tym nie wiesz?

– Może... może ojciec chciał mi zrobić niespodziankę. Nie wiem...

Raczej chciał, żebym od razu nie uciekła.

– Ups, więc chyba ją popsułam – odparła dziewczyna, zanurzając ręce w misce z wodą. Saranel zauważyła, że są lekko pobrudzone, jakby przed chwilą dotknęły popiołu. Poszukała wzrokiem grzebienia, ale ten gdzieś zniknął.

Coś mi się przywidziało – pomyślała – Przecież nie ma chyba aż tak brudnych włosów.

Nie miała zresztą czasu zastanawiać się nad tak błahą sprawą. Wizja służenia Ares'arahi była zbyt przerażająca.

Błędne ognieNơi câu chuyện tồn tại. Hãy khám phá bây giờ