Rozdział dwudziesty

20 1 2
                                    

Saranel opadła na posadzkę w toalecie.

Nie było to najlepsze ani najczystsze miejsce, ale dawało to, czego jej teraz najbardziej brakowało: samotność. Po godzinach szaleńczej ucieczki, przesłuchań, płaczu i zbiorowego szaleństwa, jakie ogarnęło pałac, miała ochotę zamknąć się tutaj i wyrzucić z siebie wszystko, co tłumiła. Niestety, jak dotąd, wyrzuciła tylko kolację.

Pamiętała jak strażnicy rzucili ją w ramiona przyjaciółek, a potem kazali dwórkom biec do powozów, torując im drogę przez szalony tłum. Niewielu z Arashich wiedziało, co się dzieje. Uciekali w popłochu przed uzbrojonymi mężczyznami, którzy zaczęli wyłapywać starszyznę. Obraz bitego staruszka, który nie umiał odpowiedzieć na pytanie, kim był zamachowiec, miał już pozostać w snach Saranel do końca, tak jak dwa pokłute ostrzami i grotami ciała, jedno należące do zabójcy, drugie do dowódcy straży. Pamiętała, jak ten drugi jeszcze wczoraj zachowywał się tak, jakby los dziewczyny zależał od jego humoru. Teraz nie mógł już donieść na nią ani Raharalowi, ani ojcu. Powiedzieć jednak, że stanowiło to dla niej ulgę, byłoby okrutnym kłamstwem.

Zatrzęsła się w płaczu, którego słuchały tylko migotliwe światła zapachowych świec. Dwórki dotarły w końcu do powozów i po godzinie szalonej jazdy zatrzymały się w karczmie Pod Łabędziem. Tam, ponoć zupełnym przypadkiem przebywał cesarski sędzia, Dalva Rakhor, który nie czekając, otworzył śledztwo i zaczął je wypytywać o całe zajście. Saranel powtórzyła to, co powiedziała strażnikowi tuż po tragedii. Nawet nie wiedziała, jak szczęśliwe dla niej były luki w pamięci, wywołane szokiem. Ból nadszedł dopiero później.

Załkała znowu, tuląc w sobie słowa, zbyt trudne, by przeszły bez zająknięcia przez gardło.

Przesłuchania nie trwały długo. Miały przecież tylko dać sędziemu możliwość zgrabnego uplecenia takiej sieci, jakiej życzyli sobie tego Ares'arahi. Sam przecież był jednym z nich. Saranel, ze wzrokiem wbitym w blat karczemnego stołu, nie mogła spojrzeć na jego twarz, tak samo, jak powiedzieć prawdy. Wiedziała już, dlaczego morscy uraczyli ją tą, a nie inną pieśnią. Kim była? Milcząc, gdy trzeba było krzyczeć o prawdzie, w uległej ciszy, chowając się wśród innych, nawet, gdy spadają głowy, nawet zmieniając się w potwora. Czarnookie istoty z popiołu też były kiedyś ludźmi...

Oni się poddali. Ty tego nie rób, błagam... Obiecaj mi, że się nie poddasz i nie staniesz się jedną z Aresów...

Tylko, jak miała to zrobić, skoro plan z góry był już ustalony i, choć jeszcze nie w pełni zdołała go zrozumieć, zrealizowany? Arashi musieli być winni. Alshaen wraz z pamięcią, jaka się za nim kryła, już nader długo zagrażał Rhaesahnowi. Aż dziwne, że dotrwał do tych dni. Widocznie panujący cesarz nie zamierzał dłużej tolerować ,,zaniedbań" poprzedników.

Aresowie nie potrzebowali nawet rozpoczynać śledztwa, by szafować życiem. Przekonała się o tym na własne oczy. Gdy tylko zakończono przesłuchania, zastępca zamordowanego dowódcy wpadł do sali karczmy i zwołał dziewczęta. Powiedział, że muszą wrócić do obozowiska i zabrać namiot księżniczki. Dlaczego one? Bo jako jedyne są w stanie powiedzieć, co ewentualnie z niego zginęło. Absurdalny rozkaz musiał zostać wykonany i w nieco ponad godzinę, teraz już wolniejszym tempem, wróciły powozem do Almae. Sytuacja na miejscu, jak je uprzedzono, była już opanowana. Dla nich słowo ,,opanowana" oznaczało właśnie to, co zastały: opustoszałą osadę i kilka ciał na ramach do suszenia tkanin, które potraktowano jak gotowe szubienice.

Saranel odwróciła oczy od makabrycznego widoku. Szybko spakowała wraz z Iles, Kerme i towarzyszącymi im służącymi rzeczy księżniczki. Niczego nie brakowało. Nawet owoce leżały wciąż w tej samej misie, tak jak rano. Zabrała je, by włożyć z powrotem do skrzyni z jedzeniem w wozie, który w pośpiechu tu zostawiono.

Błędne ognieحيث تعيش القصص. اكتشف الآن