Rozdział dziewiąty

23 5 2
                                    

Prawdziwe kłopoty zaczęły się szybciej, niż Saranel by tego chciała.

Otworzyła oczy zawinięta po uszy w delikatną kołdrę. Nie odkryła się przez sen, choć jej ciało zaczynał już pokrywać lepki pot. Obudził ją odgłos pukania.

– Proszę – zawołała, próbując wyplątać się z okryć.

Do środka weszła Nune. Widać było, że nie jest w najlepszym nastroju.

– Co się stało?

– Pani, do ojca przybiegł przyjaciel z dworu. Nie wiem z jakimi wieściami, ale wysłano mnie, żeby jak najprędzej cię obudzić.

– Są na dole? – spytała, szybko wstając na nogi. Po wczorajszych mdłościach nie było śladu. Podbiegła do szafy, wyciągnęła pierwszą sukienkę, na jaką natrafiła i zaczęła się przebierać.

– Nie, obaj wybiegli na ulicę, tylko z dwoma strażnikami. Słyszałam jak wspomnieli o zebraniu na Placu Wagi. Wyglądali na bardzo zdenerwowanych.

– Co to za plac?

– Ogłasza się tam wyroki na wysoko urodzonych.

Saranel na chwilę zamarła, przerywając mocowanie się ze sznurkami sukni.

– Ojciec zrobił coś... złego?

– Chyba nie on, inaczej byłby już aresztowany – odparła niepewnie Nune. Przyszła jej z pomocą, dokańczając sznurowanie – Chodzi raczej o któregoś z dworzan.

Dziewczyna sięgnęła po grzebień. Zupełnie nie znała tutejszego towarzystwa, a tym bardziej przyjaciół czy wspólników ojca. To mógł być zupełnie obcy jej człowiek, ale i tak mu współczuła. Widziała przecież, jak działa prawo Aresów.

– Nie wiesz może, który z nich miał ostatnio problemy?

– Nie, pani.

Saranel przełknęła nerwowo ślinę. Wydawało się jej, że za plecami ojca będzie tu bezpieczna, zaliczona do arystokracji, a teraz nagle zrozumiała, jak wiele zagrożeń czyha w tym kraju dosłownie na każdego. Przecież przyjaciel ojca też pewnie nie był byle kim. Już na Omerlan zdradzał on dużą dozę związanej z profesją buty.

– Pomóż mi się uczesać – powiedziała, oddając kobiecie grzebień – Ojciec jadł już śniadanie?

– Tak, ale wszystko, czego potrzeba, jest wciąż na stole – odparła Nune, zaplatając jej włosy w zgrabny warkocz. Saranel dziwnie czuła się, rozkazując, ale poznała już zakres obowiązków poszczególnych członków służby. Nune była nieco wyższa stopniem, odpowiadała za jej dobre wychowanie, naukę, dobieranie strojów i czesanie, zaś Nire za kąpiele, sprzątanie i inne, podobne czynności. Obie jednak się szanowały i nie wykłócały o pierwszeństwo. Resztę służby miała jeszcze poznać.

– Dziękuję – powiedziała Saranel. Włożyła delikatne, ciemne sandały, a potem szybko zeszła na dół, gdzie zastała Avi, siedzącą za stołem – Wiesz, co się stało? – zapytała bez wstępów.

– Tyle, co ty. Dopiero wstałam – odparła Arashi między kolejnymi nerwowymi kęsami puszystej bułki.

Dziewczyna przyłączyła się do niej i szybko pochłonęła porcję wszystkiego, co znalazło się w zasięgu jej ręki. Obie nasłuchiwały niespokojnie każdego szmeru. Wreszcie, po chwili, która wydawała się być wiecznością, usłyszały skrzypnięcie drzwi, a zaraz potem szybkie kroki, rozchodzące się echem po wyłożonym kamieniem holu.

– Wstawajcie – rzucił krótko ojciec. Wziął głęboki oddech, a potem dodał – Coś stało się w pałacu Aharali. W nocy byli tam zbrojni. Idziemy natychmiast na plac, bo mają ogłaszać wyrok na zdrajcę.

Błędne ognieWhere stories live. Discover now