I weź tu umieraj spokojnie, gdy ktoś ci jęczy za oknem.

Próbowałam rozchylić i tak ociężałe powieki, jednak były one sklejone. Wstałam. Po omacku ruszyłam w kierunku łazienki, gdzie obmyłam oczy, następnie spojrzałam w lustro.

O Jezus.

Nie poznałam samej siebie. Wyraz moich oczu był strasznie nieobecny, jakby za mgłą, a pod nimi wyraźnie widziałam głębokie cienie. Usta, zazwyczaj jedyna kolorowa część mnie, którą szczerze lubiłam, gdyż wiśniowy kolor przyjemnie kontrastował z bladą jak ściana cerą, wtedy przybrały fioletowosiny odcień. Włosy miałam rozczochrane. Ledwo trzymałam się na nogach. Na mojej twarzy dostrzegałam niezdrowe rumieńce.

Cudownie.

No i się nachlałaś trucizny, Wednesday.

Gratulacje.

Westchnęłam, rzucając ostatnie spojrzenie na swoją marną postać, po czym wyszłam z łazienki. Nagle usłyszałam wrzask.

– Wednesday! – to była Enid. No oczywiście. Kto jak nie ona – Jezu ty chyba jesteś chora!

Dziewczyna podbiegła do mnie, kładąc z impetem dłoń na moim czole, tak, że mnie uderzyła.

– Jezu, jesteś cała rozpalona. Nie ma mowy, że pójdziesz na lekcje.

– Czuję się dobrze –  mruknęłam.

– Zapierdalaj do łóżka, ale już – warknęła blondyneczka, a Rączka wskazał na mój tapczan, stając po jej stronie.

– Zdrajca – szepnęłam, ale wykonałam polecenie, gdyż naprawdę czułam się obrzydliwie.

Moja współlokatorka zmierzyła mi temperaturę, podała leki przeciwgorączkowe i pobiegła do kuchni, by wrócić z ciepłą zupą.

– Zjedz. Poczujesz się lepiej – uśmiechnęła się, a ja miałam ochotę dać jej w ryj. Nigdy nie lubiłam, gdy ktoś się nade mną pastwił – A potem pójdziesz spać. Ja pójdę do Ajaxa (oboje postanowilismy się zwolnić), żeby ci nie przeszkadzać. Jak poczujesz się źle, dzwoń.

– Jak mam niby spać skoro idziesz do Ajaxa?

– Czemu nie?

– Dobra, ale nie jęczcie za głośno – dziewczyna zrobiła się całą czerwona z zawstydzenia i złości – I weźcie Rączkę. Będzie miał...

– Majaczysz – ucięła, wyraźnie speszona – Wpierdalaj tę zupę szybciej i idź spać.

– Co tak wulgarnie? – spytałam niewinnym głosikiem.

– Bo niestety jak jesteś chora to jesteś jeszcze bardziej wkurwiająca niż zwykle – westchnęła cierpiętniczo, a potem jej wyraz twarzy gwałtownie się zmienił, jakby coś ją olśniło – A właściwie jak to się stało, że jesteś chora? Boże jaką ja jestem głupia, chcę cię sama leczyć, a nawet nie wiem na co! Trzeba wezwać leka...

– Nie! – wrzasnęłam i zerwałam się z łóżka tak gwałtownie, że aż przed oczami pojawiło mi się jeszcze więcej mroczków, a w głowie zakręciło. Opadłam spowrotem na materaz, zastanawiając się co powiedzieć zdziwionej moim zachowaniem dziewczynie – To znaczy... Nigdy nie ufałam medykom. Moi rodzice też nie. Lepiej nie robić niczego wbrew ich woli.

– Aha... – zabrała opróżnioną przeze mnie miskę – Dobra to ja lecę. Idź spać. Dobranoc.

– Dobranoc – odpowiedziałam, czekając aż wyjdzie, aby móc wstać i zająć się czymś produktywnym.

Jednak nie było mi to dane, gdyż Enid nie zdążyła nawet zamknąć drzwi, gdy zmożył mnie głęboki sen.

***

Tamtej nocy obudziłam się jeszcze raz. Enid nie było w pokoju. Zerknęłam na zegarek w telefonie – wskazywał północ. Minęła idealnie jedna doba od zażycia trucizny. Czułam się lepiej, jednak wiedziałam co powinnam zrobić.

Zwlokłam się z łóżka, podeszłam do biurka i otworzyłam szufladę. Fiolka z jaskrawoniebieskim płynem, do złudzenia przypominającym wilczą jagodę (aby były identyczne, do mortem viventem wystarczyło dodać odrobinę soli, aby zmętniało) leżała tam, gdzie ją zostawiłam. Nic nie wskazywało na to, iż ktoś jej dotykał. Sięgnęłam po foliówkę i ostrożnie otworzyłam. Tak jak dzień wcześniej przy pomocy pipety wlałam kropelkę na język.

Znowu to samo. Ból, pieczenie, zawroty głowy i ostatecznie wylądowanie w łóżku. Traciłam już przytomność, kiedy zobaczyłam, iż ktoś wchodził do pokoju...

***

Od tamtego czasu minął tydzień. Przez cały ten czas nie chodziłam na lekcje, walcząc z objawami zatrucia, a zarazem regularnie zażywając ich przyczynę.

Działało.

Na pewno działało, gdyż po tym tygodniu naprawdę czułam się lepiej. Reakcja mojego organizmu na tamen ostry płyn nie była już tak gwałtowna. Nie mdlałam, ani też nie traciłam świadomości. Czasem może mnie zamroczyło i chciałam rzygać, ale poza tym (i oczywiście piekielnym pieczeniem w gardle) nic innego się nie działo. A po przebudzeniu czułam się niemal tak dobrze, jak bez trucizny w krwiobiegu. Wyglądałam też dobrze, poza zamglonymi i lekko nieobecnymi oczami oraz worami pod nimi, które umiejętnie chowałam pod warstwą dobrego korektora.

Pamiętam, jak rankiem, dzień po drugim zażyciu trucizny zaniepokoił mnie fakt, iż nie pamiętałam jak chowałam fiolkę, a ktoś na pewno wszedł do pokoju.

Kiedy o tym sobie przypomniałam, od razu zerwałam się z łóżka, co wywołało zawroty głowy. Chciałam wyrzucić z siebie zawartość swojego żołądka, jednak się wstrzymałam.

Podeszłam szybkim krokiem do biurka. To co zobaczyłam sprawiło, że odetchnęłam z ulgą. Nie zapomniałam. Fiolka leżała w szufladzie w torebce.

Ale kto wtedy u mnie był?

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

DOBRA WIEM, ŻE NUDNY

ALE W ZAMIAN ZA TO POSTARAM SIĘ JESZCZE DZIŚ DODAĆ KOLEJNY

A WY JAK MYŚLICIE, KTO BYŁ U WENDY?

WGL TO OGLĄDAŁAM SB DZIŚ SHREKA I BYŁO ZAJEBIŚCIE

POLECAM

A I WGL TO MAM OCHOTĘ NA MAKA

A MIESZKAM NA ZADUPIU :,(

POZDRAWIAM,
ŹDZISŁAW

Now It's Definitely Over ~ WednesdayWhere stories live. Discover now