POV: WEDNESDAY

Niestety, poza napisem Będzie ci jagoda w żyłach krążyć nie znalazłam w krypcie niczego ciekawego.

Do tego mogłam liczyć tylko na siebie, bo Tylerek i mój kochany wujaszek rozmawiali sobie w najlepsze, nawet nie racząc mi pomóc.

Wprost zajebiście.

Szliśmy właśnie oboje ze stryjem (chłopak już poszedł w swoją stronę, co ja przyjęłam z ulgą, gdyż miałam wreszcie czas sam na sam z Festerem) wzdłuż ścieżki, zmierzając do torów kolejowych, za którymi mieliśmy się pożegnać. Na moim ramieniu wygodnie wylegiwał się Rączka.

– A po co ty właściwie jedziesz do Ohio?  – zapytałam, szczerze zaciekawiona.

– No wiesz – zaczął – jest tam taki klub z pole dance...

– I?

– I łatwo będzie go obrabować! – zawołał zadowolony – A ty, masz jakieś plany?

– Poza rozwikłaniem zagadki runów mam jakieś dwa ciała do zakopania – odparłam pół żartem, pół serio.

– Moja krew – uśmiechnął się, a ja to odwzajemniłam. Przy okazji przyciągnął mnie do siebie i tak uściskał, że prawie wyrzygałam jelita – Powiedz, że będziesz tęsknić za starym wujem Festerem?

– Oczywiście – ostatni raz pogładził moje plecy, a następnie odszedł w sobie znanym kierunku, odwracając się conajmniej kilka razy i odmachując.

Naprawdę szczerze kochałam Festera. Dla niego miałam serce.

Nagle usłyszałam syreny policyjne. Cóż, zdążlył idealnie.

***

Zanim miałam odwiedzić Summer, aby wypytać ją o runy, najpierw musiałam stawić się z pasiece Brzęczków o wyznaczonej godzinie.

– Wszysko okej, Eugene? – spytałam, gdy tylko przekroczyłam próg. Mój przyjaciel wyglądał na zdenerwowanego.

– Nie wiem co się dzieje – zaczął – Pszczoły wariują. Sama zobacz.

Chłopak wskazał na owady wewnątrz ula. Faktycznie, coś było nie tak. Jego brzęczące dzieci poruszały się synchronicznie, nie przerywając, wyrysowywały przeróżne mozaiki w powietrzu.

– Nie wiesz, o co może im chodzić, Wednesday?

– Nie. A ty nie masz pomysłu? – zapytałam, patrząc na Eugene'a.

– Znaczy... mam teorię...

– Dawaj.

– Wiesz, pszczoły komunikują się przez taniec. Takie zbiorowe kombinacje mogą oznaczać ostrzeżenie przez zbliżającym się zagrożeniem – wytłumaczył z tym swoim charakterystycznym błyskiem w oczach, który dostrzegalny był kiedy opowiadał o swojej pasji.

– Ciekawe...

***

Pędziłam przez dziedziniec, aby dotrzeć do pokoju piętnastolatki. Na szczęście, drzwi były otwarte.

Weszłam do środka. Od razu odrzucił mnie zapach starego jedzenia, a to zaś walało się niemal wszędzie. Pod tym względem niemal dorównuje liczbie ubrań na podłodze.

Rozejrzałam się w poszukiwaniu idealnego na schowanie czegoś podejrzanego miejsca. Już po chwili zaczęłam przeglądanie wszystkich szafek, szuflad, półek, obluzowanych desek...

Pod jedną z nich dostrzegłam pudełko. Szybko za nie chwyciłam, a to, co zobaczyłam w środku lekko mnie... zdziwiło?

Wewnątrz leżała książka pt. Jak z pasztetu zrobić marchewkę, kilka paczek owocowych gum do żucia oraz notes.

Otworzyłam go, lecz nie znalazłam niczego bardziej ciekawego. Treść notatnika to głównie daty, godziny, ilość  kalorii i kilogramów.

Cóż za organizaja.

Odłożyłam rzeczy na miejsce, a następnie zabrałam się za przeglądanie reszty pokoju.

Niestety, albo i stety, poza tymi skrytkami nigdzie indziej niczego nie znaleźliśmy.

Nagle usłyszałam za sobą skrzypienie desek.

Odwróciłam się gwałtownie i dostrzegłam...

Summer.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

WIEM, ŻE TEN ROZDZIAŁ BYŁ KEGA KRÓTKI, ALE TAK NAPRAWDĘ TEN I POPRZEDNI TO MIAŁA BYĆ CAŁOŚĆ, LECZ HAKOŚ DO WYSZŁO.

NO I AKTUALNIE UMKERAM ZE ZMĘXZEMIA OFC

POZDRAWIAM,
ŹDZISŁAW.

EDIT: W PIĄTEK MAM URODZINH I LISZĘ ROZDZIAŁ SPECJALNY. POSTANOWIONE

Now It's Definitely Over ~ WednesdayWhere stories live. Discover now