EPILOG II

196 6 75
                                    

Każdy człowiek ma swoje dziwactwa. Ja też miałam, co jak na mnie było nie lada osiągnięciem, gdyż i tak mówiono mi, iż byłam szurnięta.

Mimo wszystko w swoim życiu pokonałam wiele trudności, ba! Ja przeżyłam własną śmierć. Kilka razy.

Posmakowałam krwi w ustach, noża w swoim ciele i trucizny we krwi.

Wiele razy zaufałam ludziom, którym nie powinnam, a później byłam jedynie zawiedziona oraz obrzydzona samą sobą.

Czasem nie miałam już siły...

Ale nigdy się nie poddawałam. Zawsze dążyłam do celu, do odnalezienia rozwiązania. Do zwycięstwa.

Kim jestem?

Jestem Wednesday Addams.


***

Jest szansa, że naprawdę będę szczęśliwa?

Zadałam sobie samej to pytanie w momencie, w którym postanowiłam zmienić swój parszywy żywot o sto osiemdziesiąt stopni.

Miałam ogromną nadzieję, iż życie odpowie na nie twierdząco. Wierzyłam, że w pewnym momencie mój uśmiech nie będzie tak rzadki jak druga kasa sklepowa otwarta w wiejskim Dino.

Jak się okazało, wysłuchano mojego niemego błagania.

W tym momencie, w którym jestem, mogę stwierdzić, że nigdy nie odczuwałam większej radości. Nie wiem, czy to mortem viventem tak mi zaszkodziło, czy dosypano mi halucynków do piątkowej zupy na stołówce, ale nie tylko od czasu do czasu zdarzyło mi się uśmiechnąć.

Raz się zaśmiałam.

Było to tuż po tym, jak Xavier ze swoimi upośledzonymi oczami nie potrafił trafić w tarczę, strzelając z łuku, a grot ostatecznie utkwił w kroczu tego samego trytona, który za namową Bianci, rok wcześniej sabotował puchar Poego.

Może to dziwne. Na pewno jest to dziwne, ale z uśmiechem od ucha do ucha stwierdzam oficjalnie, że jestem naprawdę szczęśliwa.

Ale bez Xaviera u boku, tak jak miałam w początkowym zamyśle.

Po tamtym incydencie z moim zmartwychstaniem odbyliśmy poważną rozmowę. Wyznał mi wiele na temat swojej rodziny, pocieszałam go. Wyraźnie widziałam jak bardzo był rozdarty psychicznie oraz podatny na manipulację.

Między innymi z tego właśnie powodu nie daliśmy sobie drugiej szansy.

Nie widzę sensu w oszukiwaniu samej siebie. Jestem toksyczna, nasza relacja też taka była. Może i coś czuł, może i raz na przysłowiowy ruski rok był szczęśliwy, ale uczucie do mnie głównie wysysało z niego całą energię.

Dlatego podjęliśmy decyzję o zostaniu przyjaciółmi.

– Ej, Królowo Lodu! – zawołał do mnie szkolny artysta, zajmując miejsce obok i opierając się o stalową barierkę – Co tak bujasz w obłokach?

– Nie twoja sprawa, Thrope.

– Boże, ale ty tępy jesteś! – po mojej drugiej stronie stanęła Summer – Wendy myśli pewnie o swoim lowelasie!

Od kiedy Xabier zdecydował się o mnie zapomnieć, zaczął dostrzegać coś innego.

Kiedy wreszcie porzucił bezsensowne szukanie szczęścia w nikłym świetle Księżyca, doczekał się Słońca, które swym złotym blaskiem rozjaśniło jego duszę.

Może i tamta dwójka nie była jeszcze w oficjalnym związku, lecz ja i Enid dałybyśmy sobie uciąć ręce za to, że to pozostawało jedynie kwestią czasu.

Now It's Definitely Over ~ WednesdayWhere stories live. Discover now