FATAMORGANA

144 5 99
                                    

°~♧Marinette♧~°

Budzik to chyba największe przeklenstwo tego wstrętnego świata. Wyrywa człowieka z błogich marzen sennych w sposób tak gwałtowny, że alarm bombowy mógłby mu pozazdrościć.

Sama przeklinałam go niejednokrotnie. Tamtego dnia również. Śniła mi się cudowna przejażdżka na tęczowej świni, lecz niestety dźwięk Homecoming brutalnie to przerwał.

Zwlokłam się z łóżka, wzdychając cierpiętniczo. Kto w ogóle wymyślił chodzenie do szkoły o tak wczesnej porze? To jakaś tragedia!

Zbiegłam na śniadanie. Usadowiłam się wygodnie na swoim stołku przy blacie, wsypałam do dwóch miseczek musli i zmieszałam je z jogurtem. Jedna była dla mnie, a druga dla mojego...

Nosz kurwa.

– Znowu zapomniałaś, że Conrad już tu nie mieszka? – zaśmiała się moja mama, która właśnie weszła do środka i oparła się o framugę drzwi.

– Weź – jęknęłam – Chyba nigdy się nie przyzwyczaję! Jest już od ponad pół roku na studiach, a ja nadal zapominam!

– Tragedia – sarknęła, a następnie dosiadła się obok mnie – Daj, zjem to. Ale jak tak dalej pójdzie, przez te podwójne śniadania przytyję.

Zaśmiałam się, lecz po chwili ogarnęło mnie dziwne uczucie. No tak, ten dom nigdy nie będzie już kompletny.

– Wiesz co? W życiu bym nie pomyślała o tym, że kiedyś za nim zatęsknię – wyznałam, oblizując łyżkę.

– Spokojnie – pocieszyła mnie – Niedługo i tak będzie musiał przyjechać. Wtedy będziesz miała go dość. Chyba nigdy nie wydorośleje.

No tak. Wtedy całkowicie zapomniałam o tym, iż dokładnie za tydzień wypadać miała rocznica śmierci mojego ojca.

Tak. Tom zmarł całkowicie nagle, w wyniku ataku serca. Niewiele pamiętam z tamtego okresu. Chyba po prostu to przeżycie było dla mnie zbyt traumatyczne... I najzwyczajniej w świecie wciąż muszę dopuszczać myśl o tym do swojej świadomości. Kontynuując: z tamtych mrocznych dwóch miesięcy głębokiej żałoby pamiętam tylko to, iż wspierali mnie moi przyjaciele i Adrien, podczas gdy ja pocieszałam matkę. Udawałam przy niej silną, aby potem ryczeć w poduszkę...

– Tia – mruknęłam – Powiedz mi proszę, jakim prawem ktoś taki jak on studiuje biznes i ma zamiar zarządzać kiedyś wielką firmą?

– Nie mam pojęcia – zaśmiała się.

Kiedy tylko zakończyłam konsumpcję śniadania, ruszyłam ponownie do swojej sypialni, aby móc się ogarnąć. Włosy zostawiłam wyjątkowo rozpuszczone, wcześniej je prostując. Jakoś wcisnęłam się w czerwony, koronkowy top, a do niego dobrałam czarne, szerokie spodnie.

Jak bardzo dziwkowato w skali od zera do dziesięciu wyglądam?

Dziesięć na dziesięć.

– Pospiesz się, Marinette! – zawołała Tikki.

Szczerze kocham swoje kwami. Zawsze się o mnie troszczy i doradza, niczym przyjaciółka.

Którą w sumie dla mnie jest.

Wystrzeliłam z piekarni jak z procy, wskakując na swój skuter i wciskając swój nienaturalnie wielki łeb w kask. Dodałam gazu i ruszyłam przed siebie.

Zatrzymałam się przed budynkiem swojego liceum. Moje uczucia co do tej szkoły zdecydowanie są mieszane. Po niecałych dwóch latach nauki tam doszłam do w wniosku, że jej postrzeganie zależy od nastroju oraz planu lekcji na cały dzień.

The World Against Us Two ~ MLBWhere stories live. Discover now