STŁUCZONE SZKŁO

57 4 44
                                    

~♧Marinette♧~

Naprawdę nie miałam nic do tej całej Emily. Naprawdę rozważałam nawet zakolegiwanie się po tym, jak słyszałam o niej same miłe słowa. Nawet przebolałam tamten pocałunek, który zapewne widział cały świat.

Ale tego było za wiele.

Nie wiem czemu, ale gdy tylko zobaczyłam tamtą blondynkę w niemal identycznej kreacji jak ta, którą sama zaprojektowałam, co mogło oznaczac jedynie pieprzony plagiat, krew się we mnie zagotowała. Mój chłopak to zauważył i chcąc mnie jakkolwiek udobruchać, położył swoją dłoń na moim lewym barku.

– Marinette, to jest Emily. Jak wiesz: graliśmy razem w reklamie – miałam ochotę walnąć głową o beton, gdy zrozumiałam, iż obrał taktykę przedstawiania sobie zwaśnionych stron – Emily, to jest moja piękna dziewczyna, Marinette.

– Miło mi cię poznać – zielonooka posłała mi tak przesłodzony uśmiech, że zaczęłam rozważać zakup pompy insulinowej. Chwyciłam jej obrzydliwie smukłą, wręcz idealną dłoń i niby przypadkiem lekko, aczkolwiek boleśnie, poruszałam jej kośćmi.

Ależ szybko ją zabrała.

– No, to w takim razie... – Agreste chcial kontynuować rozrzedzanie atmosfery, lecz Warren uciszyła go gestem ręki.

– Ja na razie muszę lecieć. Zresztą nie chcę wam przeszkadzać – Boże, znowu ta iście Disneyowska mimika twarzy... – Bawcie się dobrze.

Nieco niezdarnie, lecz (pierdolenie) uroczo dygnęła, odwróciła się na pięcie i odeszła.

– Jest strasznie...

– Miła? – czy on naprawdę nadal miał jakąś nadzieję na nasze koleżeństwo?

– Podejrzana – odpadłam – Nie ufam jej.

– A mi się wydaje, że jesteś zazdrosna – zielonooki uśmiechnął się w ten swój iście zabójczy sposób i przybliżył się, patrząc mi prosto w oczy.

– W twoich mokrych snach.

Rozmawialiśmy przy stole wiejskim przdz kolejne pół godziny. Omówiliśmy chyba wszystkie możliwe tematy. Kątem oka zerkałam na Chloe.

Jej matka strasznie nieprzychylnie lustrowała ją wzrokiem, na co reagowała przewróceniem oczami. Widać było, że Blondyna miała już dość.

– A jak wy się bawicie? – obok nas zmaterializowała sie urocza dziewczyna w różowej sukni – Jestem Zoe, siostra Chloe.

– Ach, nasłuchałam się wiele o twoich owsikach – super. Nie ugryzłam się w język i palnęłam głupotę. I to serio, ten tekst tak mroził, że poczułam potrzebę założenia kurtki.

Dziewczyna perfekcyjnue ukryła zażenowanie, schodząc na temat szkoły. Pytała się o szkołę tak, jakby szukała jej wad, żeby móc wytykać Chloe to, że nie wybrała się do szkoły filmowej jej matki. Bo przecież okazywanie swojej wyższości córki Audrey miały w genach.

Kiedy wreszcie tamta młoda lafirynda uwolniła nas od swojego towarzystwa, ruszyłam w kierunku Chloe. Zrobiło mi się jej strasznie szkoda. Miała rację: jej rodzina była okropna.

– Chyba się zabiję – mruknęła, gdy stanęliśmy obok.

– Jak już to tylko ze mną – po powiedzenu tego chwyciłam jeden z kieliszków bezalkoholowego szampana, które rozdawali eleganccy kelnerzy. To samo zrobili moja przyjaciółka i chłopak.

– Jesteście strasznie depresyjne – skarcił nas blondyn – Cieszcie się z życia, a nie.

Obie przewróciłyśmy oczami, a nasza idealna synchronizacja przyprawiła mnie o dreszcze. Potem jacyś ludzie wyciąglęli Adriena do tańca, a Bourgeois musiała udać się do swoich rodziców, aby zepsuć im reputację przy jakichś ważnych osobistościach. Ja zaś oparłam się o ścianę i siorbiąc brokatowy napój, obserwowałam gości.

The World Against Us Two ~ MLBOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz