MIŁOŚĆ NIGDY NIE BYŁA ŁATWA

45 4 29
                                    

°~♤Adrien♤~°

W żaden sposób nie zaprotestowałem, gdy załamany Nino poprosił mnie o spotkanie. Nie miało znaczenia to, że była jakaś pierwsza w nocy. I tak dla ojca nie istniałem, więc żadna kara nie wchodziła w grę.

Dla niego mogłem umrzeć. Pewnie by nie zauważył.

– Ja... Ja nie chciałem jej zranić, ale...

– Stary, pamiętaj, że mi możesz się wygadać – położyłem mu dłoń na ramieniu. Mulat zdjął okulary i przetarł wilgotne oczy.

– Wszystko się zjebało, gdy znowu zobaczyłem – wyznał – Z Natą było cudownie, ale kiedy po latach zobaczyłem znów Alyę, zdałem sobie sprawę z tego, że wciąż ją kocham. To takie zabawne, bo przeciez nie widzieliśmy się tyle czasu...

– W miłości nie ma nic zabawnego, Nino – przyciągnałem przyjaciela do siebie, zamykając go w niedźwiedzim uścisku – Może i teraz cierpisz, ale pamiętaj, stary. To uczucie nigdy nie było i nie będzie łatwe. Żeby być w końcu szczęśliwym, trzeba wiele przecierpieć. W innym wypadku tego szczęścia nawet się nie zauważy.

***

°~♧Marinette♧~°

– Mamo, wyjdź z tej łazienki i pokaż się w końcu – zawołałam, pukajac w drzwi.

W końcu klamka się ruszyła i już po chwili stała przede mną moja rozdzicielka.

– Wow... – szepnęłam – Wyglądasz...

– Cudownie – o framugę drzwi oparł się Conrad.

Miał stuprocentową rację. Nasza rodzicielka wyglądala bardzo młodo jak na swój wiek. Czarna, lśniąca sukienka opinała jej kszatłtne biodra, pasujące szpilki podkreślały jej zgrabne nogi, zaś upięcie włosów uwydatniało pociągły kształt twarzy.

– Przypomnij mi, proszę, po co z tobą idziemy na tę randkę – zaśmiałam się – Tylko opóźnimy wam przejście do rzeczy.

– Marinette – skarciła mnie matka – Idziecie, bo to wam zachciało się mnie swatać z jakimś obcym gościem.

– Nie nam, tylko Marinette – mruknął zielonoki, a ja przewróciłam oczami.

– Jezu, daj spokój – wymamrotałam – Co takiego złegi miałoby się niby stać?

***

Weszliśmy do ekskluzywnej restauracji, w której potencjalna przyszła para miała jeść kolację. Oboje z bratem zaczęliśmy się rozglądać za Thobiasem, aż w końcu zobaczyliśmy go siedzącego na jednej z kanap. Głowę miał odwróconą w kierunku okna. Wyglądał tak, jakby szukał przyszłości wypisanej w gwiazdach.

– Cześć! – zawołał do niego Con.

Mężczyzna odwrócil się w naszym kierunku. Spodziewałam się, że im obojgu oczy się zaświecą, kulturalnie się przedstawią i wciągnie ich rozmowa.

Ale nie. Coś się stało.

Moja mama stanęła w miejscu, wpatrując się z szokiem i nienawiścią wymalowanymi na twarzy w Thobiasa, zaś on wyglądał na... Smutnego?

Zaraz... Oni się znają?

Nie wiedzieć czemu zaczęłam się strasować. Czułam jak moje serce zaczęło przyspieszać. Coś się działo między nimi, a ja nie wiedziałam co.

The World Against Us Two ~ MLBWhere stories live. Discover now