JONATAN

38 4 11
                                    

°~♤Adrien♤~°

Trzy razy w całym moim życiu coś bolało mnie tak bardzo, że gdybym miał wybór, wolałbym umrzeć.

Po raz pierwszy czułem sie tak w momencie, w którym zrozumiałam, że nigdy nie zobaczę już swojej matki. Miałem wrażenie, iż cały świat runął mi na głowę, a ja tonąłem w gruzach.

Drugi był ponad dwa lata później, w dniu pokonania Władcy Ciem. Kiedy zrozumiałem, że tamtym potworem wykorzystującym psychiczne cierpienie  ludzi okazał się mój własny ojciec, znienawidziłem go. A raczej spróbowałem, lecz było to zbyt trudne. Zrozumiałem, że nie ważne co się stanie, już nigdy nie będę jego synem. Nie w ten sposób. Niespecjalnie sobie z tym radziłem. Ściany zostały zniszczone, więc sufit zaczął spadać. Ukrywałem swój ból pod miliardem masek, chcąc utrzymać go gołymi rękoma.

Trzeci raz nastąpił, gdyż okazało się, że nie dałem rady. Moje mięśnie zwiotczały, a ja skończyłem pod stosem gruzów. Jedynie to pozostało z mojego dawnego życia. Kiedy Marinette zarzuciła mi noszenie masek, zrozumiałem swój błąd. Było jednak za późno.

Pomyślałem, że straciłem ją na zawsze.

***

Nie chodziłem do szkoły, ale też nie przebywałem w domu. Od kilku dni włuczyłem się po mieście, nie wiedząc co ze sobą zrobić. Nie mogłem znaleźć pocieszenia w jej ramionach. Nie mogłem usłyszeć jej śmiechu, ani słów otuchy.

Nie mogłem, bo ona tego nie chciała.

Pewnej nocy zatrzymałem się dłużej na jednym z punktów widokowych Wierzy Eiffla. Nie mogłem się oprzeć podziwianiu wyjątkowo pięknego, nocnego nieba. Sklepienie zostało w pewnym sensie podzielone na pół. Na jednej stronie panowała burza, zaś na drugiej widziałem wszystkie gwiazdy.

Nagle usłyszałem piorun. Poczułem ukłucie w sercu. Przypomniał mi się dzień, w którym podarowałem Marinette parasolkę. Nawet nie miałem pojęcia, że przede mną stała miłość mojego życia.

Przymknąłem powieki. Nie miałem już siły na tłumienie uczuć.

Kiedy ponownie je rozchyliłem w oczy rzuciła mi się Gwiazda Polarna. Zdenerwowałem się. Miala być naszą gwiazdą, miała nas chronić...

A i tak się nie udało. Jej opatrzność gówno dała.

Jeszcze bardziej wkurzyła mnie spadająca gwiazda, przelatująca tuż obok. Jakim prawem w ogóle ludzie mówili o jej magicznych właściwościach? Skoro tak cudownie działała, to czemu nie spełniła mojego życzenia?

Chcę, żebyś już zawsze była moją Kropeczką.

Nagle poczułem, że ktoś zajął miejsce obok mnie. Przez chwilę jeszcze patrzyłem w niebo, licząc na jakieś wytłumaczenie się z tych kłamstw, aż w końcu się odwróciłem.

Mężczyzna w średnim wieku stojący obok, wyglądał łudząco podobnie do Conrada. Domyśliłem się, iż był to Jonatan Dawson aka Thobias, o którym pisał mi brat Marinette jeszcze przed naszym rozstaniem.

– Złamane serce, młody? – spytał. Odgarnąłem dłonią włosy wchodzące mi do oczu i poczułem, iż jego wzrok zatrzymał się na moim pierścieniu.

On wiedział.

– Tak – nie było sensu go okłamywać. Z resztą potrzebowałem rozmowy z kimkolwiek.

– A pan? – spytałem. Przeczuwałem, iż ten mężczyzna również cierpiał przez miłość. Nie wiem dlaczego.

– Już od wielu, wielu lat, młody – wyznał.

Przez chwilę staliśmy w milczeniu. Obserwowałem jego twarzy. Wyglądał tak, jakby w tamtych oddalonych od nas o miliony lat świetlnych, gigantycznych kulach gazowych szukał pocieszenia. Ponoć przyszłość da się wyczytać z gwiazd, choć są one odbiciem tego, co było. Tak przynajmniej mówiła moja mama.

Może Jonatan Dawson szukał w nich obietnicy lepszego jutra?

Cóż, tego nigdy się nie dowiem.

– Kochasz ją – spytał mężczyzna, przerywając ciszę.

– Nigdy wcześniej nie sadziłem, że będę w stanie kogoś obdarzyć tak silnym uczuciem – wyznałem. Po chwili, w której odezwała się moja wścibska natura, dodałem – A pan nadal kocha tę osobę?

– A czy widzisz księżyc na nocnym niebie?

Tej nocy była pełnia.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

</3

JA TAM NADAL LUBIĘ JONA AKA THOBA NWM JAK WY

POWOLI KOŃCZYMY...

HIHI

POZDRAWIAM,
ŹDZISŁAW

The World Against Us Two ~ MLBWhere stories live. Discover now