3

647 40 17
                                    

Niedziela. Rozpoczęłam dzień z ogromnym bólem głowy spowodowanym przez kaca. Miałam dzisiaj kilka planów, jednakże będę musiała ograniczyć się tylko do wieczornego wyjścia na miasto. Biorąc pod uwagę, że jest już po 14, nie wiem nawet, czy dam radę się ogarnąć.

Podniosłam się z łóżka i wypiłam szklankę wody. Wyglądałam jakbym nie spała kilku nocy z rzędu. Nie pamiętam, jak dostałam się do domu, można powiedzieć, że całkowicie straciłam końcówkę imprezy z pamięci. Oliwka mnie nieźle rozpiła, a ja wkońcu miałam być grzeczna...

Osiemnasta. A ja stoję i czekam na Patrycję, która miała być już tu 15 minut temu. ,,Ah, jak ja nie cierpię braku punktualności" - pomyślałam, opierając głowę o przystanek, na którym się umówiłyśmy. Przyglądałam się przejeżdżającym samochodom. To zawsze relaksujące zajęcie. Codziennie wyczekuję na to jedno auto, które marzę, aby przejechało obok mnie - to auto Pani Asi, które jestem w stanie rozpoznać nawet z ogromnej odległości. A kiedy je zobaczę, serce zaczyna mi walić jak oszalałe. Nie wiem, co robić. Czy pomachać, uśmiechnąć się, przejść obojętnie, czy może zacząć uciekać, by nie pomyślała, że ciągle za nią chodzę? Zazwyczaj wybieram opcję trzecią. Przysięgam, że już nigdy jej nie pomacham. Raz chciałam być miła, ale to był błąd. Teraz już zachowuję się obojętnie.

- Siema! O czym tak myślisz? Bo stoję tu od 5 minut i ani przez chwilę mnie nie zauważyłaś. - usłyszałam nagle głos obok mnie. Lekko się przestraszyłam się. Krajewska zjawiła się na moim polu widzenia. Odziwo nie zauważyłam jej wcześniej.

- O niczym ważnym. Gdzie idziemy? - Podniosłam zmęczoną głowę z blachy przystanku i spojrzałam na nią. Mam szczerą nadzieję, że dzisiaj nie będzie chciała latać za tym swoim crush'em, bo nie mam do tego fizycznie sił. Postaram się przekonać ją, abyśmy poszli z moim znajomym na ławki na Biernaca, ale wątpię, żeby się zgodziła.

- No nie wiem, dzisiaj ty coś zaproponuj. Igora i tak nie ma. Wyjechał na jakiś mecz. Nie mam na kogo popatrzeć. - Woah, no wkońcu. Dobrze, że jeszcze nie wpadła na pomysł, aby tam za nim jechać. Nie mam nic przeciwko temu, że ona coś do niego czuje, ale czasami przesadza. Teraz nawet zaczyna uciekać z lekcji, aby go zobaczyć. Ciekawe, na jak długo będzie spokój, nie to, że coś, ale poprostu obawiam się, że popadnie w obsesję. Martwię się o nią i jej zdrowie psychiczne.

- Świetnie. Soo proponuje wyjść dzisiaj z Arturem. Co sądzisz? - Artur to naprawdę świetny gość. Kiedyś nawet myślałam, że mi się podoba, ale to było już dawno temu i teraz widzę go bardziej jak dobrego przyjaciela. Fajnie, że ma teraz dziewczynę i czasami wychodzimy razem.

- Nie ma problemu. A wiesz może czy możemy wbić do niego na chate? Mieszka gdzieś blisko? - Faktycznie, znamy się już od dłuższego czasu i zawsze mieliśmy dobry kontakt, jednak Artur nigdy nie pokazał mi, gdzie mieszka. Nie jestem pewna, czy to wynika z jakiegoś konkretnego powodu, ale szczerze mówiąc, nie mam pojęcia, gdzie chłopak dokładnie pomieszkuje.

- Czekaj zadzwonie. - Wyjęłam telefon z kieszeni i zadzwonilam do Artura, aby zapytać, czy miałby ochotę na spotkanie. Artur odebrał telefon po drugim sygnale i przyjął nasze zaproszenie. Powiedział, że chętnie się z nami spotka i wyjątkowo będziemy mogli do niego przyjść. Podając swój adres, ostrzegł jednak, że w mieszkaniu może być niezły bałagan. Mam nadzieję, że nie przestraszy się, gdy będzie miał okazję zobaczyć, jak wygląda mój własny pokój.

- I jak? - Spytała blondyka, a ja zamyśliłam się, próbując zastanowić, gdzie mógłby znajdować się dom Artura. Ulica Piotrkowska, dokładnie ta, na której stoimy. Na szczęście, nie mamy daleko, ale szkoda, że nie mam pojęcia, gdzie znajduje się dokładnie ten adres. Zaczęłam więc wpisywać go w mapy w telefonie by łatwiej się tam dostać. - Odwróć się debilu. - Patrycja nagle odezwała się, zaglądając do mojego telefonu. Zdziwiłam się i odwróciłam za siebie, nie do końca rozumiejąc o co jej chodzi.

Where the sky ends Where stories live. Discover now