11 ❖ I FUCK BEST WHEN I'M MAD AS FUCK

752 126 30
                                    

Dobrej zabawy, tygryski! — wika

—❖—

Słowa wypowiedziane przez Hyosanga odbijały się echem w głowie boksera, który nie potrafił się od nich uwolnić. Odkąd jego młodszy brat wyszedł z kuchni, on milczał, zaciskając dłonie i szczękę, aż te zaczęły go po prostu boleć. Stracił ochotę na dalsze śniadanie, rozmowę, na cokolwiek.

Changho to zauważył. Złości, która kipiała z Jehy, nie dało się zresztą przeoczyć. Zwłaszcza gdy tak mocno marszczył brwi i fukał pod nosem, wpatrując się w blat kuchennej szafki co najmniej tak, jakby zamierzał ją zniszczyć za pomocą własnej pięści. Tygrys dał mu więc przestrzeń do uspokojenia się i, zamiast pytać, co się stało, albo próbować go pocieszyć, zajął się sobą i córką, szamiącą kolejną porcję płatków.

— U? — zapytała Eunha, gdy czas ich wspólnej ciszy wydłużał się, a Jeha wciąż stał w tym samym miejscu, przetwarzając słowa młodszego brata. — U...?

Tygrys pokręcił głową, by dać jej do zrozumienia, że nie jest to najlepszy moment na zaczepianie Jehy. Choć nie sądził, że bokser byłby w stanie zachować się agresywnie w stosunku do kilkuletniego dziecka, momentami miewał wrażenie, że ten ma problemy z kontrolowaniem własnych emocji. W porównaniu do Changho był porywczy, szybko dawał po sobie poznać, że coś mu się nie podoba, zdradzał się za pomocą gestów, dźwięków, postawy ciała. Można było czytać z niego jak z otwartej księgi, co było jednak zupełnym przeciwieństwem osoby, którą stawał się, wkraczając na bokserski ring. Wtedy płonęły mu oczy, ale ten ogień idealnie maskował ruchy jego źrenic, omamiał, porywał.

Teraz też wzniecił się w nich płomień, taki, którego dawno nie było w nich widać. Jeha był po prostu wkurwiony.

Niedługo później w drzwiach mieszkania boksera pojawił się Wooseop — trzymał dwa pokrowce. Jeden z czystym garniturem dla swojego szefa, drugi, mniejszy, z ubrankami dla Eunhy. Wziął również pełną kosmetyczkę, którą tygrys przejął od niego z uprzejmym uśmiechem, prosząc, aby rozgościł się w salonie.

Jeha nie opuścił kuchni. Dopiero gdy został sam, poruszył się, wydychając nagromadzone w płucach powietrze, które wydawało mu się stęchłe, zupełnie jakby zaczął gnić od środka. Podszedł do lodówki, by wyjąć z niej butelkę ze schłodzoną wodą, wypił ją na raz, dużymi łykami, aż chlupało mu w gardle i w żołądku. Potem przemył twarz pod kranem, mocząc przy tym włosy oraz kark, i ze ściekającymi po twarzy i szyi kroplami przeszedł do salonu, gdzie zastał siedzącego Wooseopa.

Wooseop powitał go kiwnięciem głowy. Jeha odwzajemnił ten gest, przyglądając mu się z nieskrywaną podejrzliwością. Kiedy to robił, mrużył oczy i zaciskał usta, jakby się na niego czaił. Pracownik Changho był niebywale wysokim mężczyzną o przeciętnej — zdaniem boksera — urodzie. Zasinienia pod oczami, tak samo jak szary odcień jego skóry, mogły świadczyć o tym, że nie sypiał zbyt dobrze. Był jednak zadbany i schludny, dobrze pachniał. Musiał być około trzydziestki.

— Więc... jesteś jego szoferem? — zapytał Jeha, zatrzymując się przy bocznym oparciu kanapy. Przycisnął do niej biodro, przenosząc na nie ciężar ciała.

— Nie. Jestem jego prawą ręką. Hyungnim...

— Czyli jesteś pieskiem na posyłki?

— Wooseop o mój zaufany człowiek — odezwał się Changho, który przed chwilą musiał wyjść z łazienki, odświeżony i przebrany w czyste rzeczy. Za rękę trzymał Eunhę, uczesaną w dwa niezbyt równe warkocze. Dziewczynka obgryzała sobie pazur na kciuku.

TIGER MOTHWhere stories live. Discover now