13 ❖ YES I'M A BEAST, I'M A BITCH, I'M A MONSTER

691 111 45
                                    

Dobrej zabawy, tygryski! — wika


—❖—

Wyszedł przed hotel wyprostowany jak strzała i z twarzą napiętą w przerażająco poważnym grymasie. Choć poruszał się niezbyt szybko, z charakterystyczną dla niego lekkością, ziemia zdawała się trząść z każdym krokiem mężczyzny. Gniew bił od jego bursztynowych oczu — teraz zmrużonych, jakby czaił się do ataku, współgrających ze ściągniętymi, ciemnymi brwiami.

Wooseop, który już na niego czekał, natychmiast otworzył drzwi od strony pasażera, witając mężczyznę szybkim skinieniem głowy. Zamknął je, gdy tylko hybryda wsiadła do środka, po czym prędko zajął swoje wcześniejsze miejsce. Ruszył z piskiem opon, wciskając się przed jadące po jezdni auto, i przyspieszył jeszcze bardziej, nie przejmując się głośnym dźwiękiem klaksonu zaambarasowanego kierowcy.

— Pojadę na skróty — zaproponował, zaciskając palce na czarnej obręczy. — Zapnij pasy, hyungnim.

Jechali do oddalonego o dwadzieścia kilometrów od hotelu miasta Gimhae, a dokładniej na obrzeża tegoż miasta, gdzie zlokalizowany był ogromny magazyn firmy spedycyjnej, której siedzibę Changho odwiedził zaledwie dwa dni temu. Był tam dokładnie tego samego dnia, kiedy umówił się na randkę z bokserem, i kiedy też musiał zakończyć ową randkę, dowiedziawszy się o wybuchu w jego rezydencji.

Ktoś przekroczył granice jego cierpliwości, wchodząc prosto do jaskini tygrysa. Ten ktoś sprawił, że Changho, dotychczas stroniący od popadania w gniew, był teraz niezwykle wkurwiony.

Nawet nie pożegnał się z Jehą. Po prostu, gdy Wooseop powiadomił go, że jest już pod hotelem, zerknął po raz ostatni na nagiego mężczyznę i obrócił się na pięcie, następnie ruszając w kierunku drzwi. Planował z nim zostać, być może do rana, choć nie miał zwyczaju spędzania nocy ze swoimi partnerami, o ile nie interesowała go więcej niż jedna runda. Tym razem czuł jednak, że chętnie by tutaj poleżał, na hotelowym łóżku, przyglądając się podrapanym udom i zmęczonej twarzy sportowca. Gdy nie miał siły na egzaltowanie swojego poirytowania, był nawet słodki, a to z kolei — choć kłóciło się z tym, co pociągało tygrysa w innych mężczyznach — w jego przypadku działało na duży plus.

Teraz nie mógł niestety dłużej o tym myśleć. Jeszcze przez chwilę obwiniał się, że nie powinien był w ogóle udawać się do hotelu, ale to i tak niczego by nie zmieniło — ktoś podpaliłby magazyn niezależnie od tego, gdzie znajdowałby się Changho. Jedno nie miało nic wspólnego z drugim.

Kiedy dotarli na miejsce, znajdowała się tam już i straż, i radiowozy policyjne, a wśród zbiorowiska błąkających się po placu osób mężczyzna dostrzegł również dwóch braci — Seokho i Baekho. Obaj ubrani byli w czarne płaszcze i kapelusze z niedużym rondem, opuszczonym nisko na oczy. Brakowało im tylko lasek i skórzanych rękawiczek.

Hyungnim — powiedział do najstarszego z rodzeństwa, stanąwszy tuż przed nim. Jesienny wiatr rozwiewał mu włosy, których nie zdążył nawet ułożyć, w biegu opuszczając hotelowy pokój. — Co już wiadomo?

— Ktoś przeciął instalację — powiedział Baekho, kiwając głową w kierunku gaszonej hali. — Doszło do wybuchu i hala zajęła się ogniem. Na razie nie wiem, czy uda się coś ocalić, ale patrząc na to, że znajdowały się tam głównie części do samolotów... masz miliardy dolarów w dupę, Changho.

Nie powiedział mu w zasadzie nic, czego sam nie zdążyłby się już domyślić. Spodziewał się, że pożar, o którym został poinformowany, był jedynie skutkiem eksplozji, a więc miał do czynienia z drugą detonacją w przeciągu tego tygodnia. Jedną mniejszą — w jego własnej sypialni i na szczęście bez ofiar, a drugą ogromną — w hali składującej części samolotowe Korean Air. Nawet jeśli dostałby odszkodowanie z ubezpieczenia, nie udałoby mu się uciec od wszystkich strat, bo wiele ze zniszczonych rzeczy składował tutaj na czarno i nie znajdowały się one w ewidencji.

TIGER MOTHWhere stories live. Discover now