Dobrej zabawy, tygryski! — wika
—❖—
Stali pod hotelem, czekając, aż odźwierny przekaże im auto. Changho przestępował z nogi na nogę, niecierpliwiąc się, choć znajdowali się na zewnątrz dopiero od dwóch minut. Co chwila zerkał na zegarek, a potem na podjazd, fukając pod nosem. Odetchnął z ulgą, dopiero gdy ujrzał swoją Alpinę B7.
— Chcesz, żebym usiadł za kółkiem? — zapytał Jeha, chowając zmarznięte dłonie w kieszeniach kurtki.
— Umiem trzymać nerwy na wodzy — mruknął tygrys, obchodząc pojazd.
— Nie jestem pewien.
— Siadaj — powiedział, kiwając w stronę miejsca pasażera.
W pierwszej chwili Jeha zapragnął mu odpyskować, mówiąc, że komendy może wydawać swoim chłopcom. Potem przypomniał sobie przerażenie, które odmalowało się na twarzy Changho, gdy ten dostał telefon od swojego pracownika i zamartwił się o zdrowie córki. Jeha zacisnął więc usta w wąską linię, tym razem się powstrzymując. Płomienie, które jeszcze przed chwilą wiły się w jego oczach, przygasły, na nowo ukazując czerń tęczówek.
Chwilę później zajął miejsce pasażera, a zanim zdążył chwycić za pasy i przeciągnąć zapinkę w stronę zamka, starszy ruszył z piskiem opon, włączając się do ruchu drogowego. Być może rzeczywiście umiał trzymać nerwy na wodzy, ale — zdaniem boksera — z pewnością nie potrafił jeździć. Na pewno nie bezpiecznie. Przeciskał się między samochodami, ignorując ostrzegające dźwięki klaksonów, ignorował kolory świateł i wszelkie zasady pierwszeństwa, a mijając radiowóz policyjny, pędził o kilkadziesiąt kilometrów na godzinę za szybko. Albo wydawało mu się, że jest w tym momencie nietykalny, albo...
— Nie martwisz się, że cię zatrzymają? — zapytał Jeha, obracając się przez ramię, aby jeszcze raz spojrzeć na wyminięty radiowóz.
— Nie zatrzymają, bo znają swoje miejsce — odparł Changho, manewrując kierownicą i hamulcem, gdy wjeżdżał w kolejny zakręt. Znajdowali się już w połowie drogi, ale ta i tak dłużyła mu się niemiłosiernie. — Busańska policja zna rejestracje moich aut.
— No i? A co ty jesteś, kurwa, ponad prawem?
Tygrys zacmokał z niezadowoleniem i pokręcił głową.
— Nie podoba mi się, kiedy tak pan bluźni. Porozmawiamy o tym później.
— Czyli wciąż ci się wydaje, że po dzisiejszym spotkaniu w ogóle będę miał ochotę...
— Później — przerwał bokserowi. — Porozmawiamy później, a teraz daj mi się skupić na drodze.
Alpina mknęła przez skąpane w światłach latarni miasto, pozostawiając za sobą grzmot rozgrzanego silnika. Kierowali się w stronę zachodnich obrzeży Busan, przekraczając kolejno Most Nakdong, Most Seonakdong, a potem Most Jomangang. Kiedy zjechali z drogi ekspresowej prosto do lasu, Jeha zupełnie stracił orientację w terenie. Nie był nawet pewien, czy wciąż znajdują się na terenie drugiego co do wielkości miasta Korei Południowej, czy może przedostali się znacznie dalej — w końcu Changho pędził tak szybko, że równie dobrze mogli pokonać już setki kilometrów.
W rzeczywistości nadal znajdowali się w Busan, choć granice metropolii mieli już pod nosem. W sercu lasu ukryta była rezydencja tygrysa, otoczona wysokim ogrodzeniem betonowym. Kiedy wjechali w bramę, a nadzorujący ochroniarz rozpoznał swojego szefa, natychmiast wcisnął odpowiedni przycisk, by żelazne wrota się rozsunęły. Jeha przyglądał się temu wszystkiemu z niekrytym zaintrygowaniem — choć jego posiadłość w Calabasas nie należała do najskromniejszych, ta Changho musiała być kilkukrotnie większa, przypominała Błękitny Dom. Sama droga od bramy pod willę ciągnęła się na co najmniej dwa kilometry, wyłożona kamiennymi płytami, a następnie ażurowymi, równo wypełnionymi kruszywem.
ŞİMDİ OKUDUĞUN
TIGER MOTH
Aksiyon[zawieszone] Kim Jeha przygotowuje się do finałowej walki o czwarty pas mistrza świata w boksie zawodowym, tym samym licząc na zdobycie tytułu superczempiona. Z zakrwawionego ringu wpada prosto w pazurki Im Changho, który składa mu niecodzienną prop...