21 ❖ MY DICK SO HARD POKIN' LIKE THE EIFFEL

781 107 105
                                    

Dobrej zabawy, tygryski! — wika



—❖—

Nad ranem Jeha wydał z siebie pełne zawodu stęknięcie, gdy okazało się, że zakwasy nie puściły go nawet w małym stopniu. Był wciąż obolały i nawet tak proste czynności jak wstanie z łóżka czy trzymanie ugiętej ręki podczas mycia zębów stanowiły dla niego nie lada wyzwanie. Drugim wyzwaniem był tygrys, który od rana mruczał mu do ucha, nie chcąc wypuścić go ze swych objęć.

Śniadanie zjedli razem, wykorzystując to, co znaleźli w  lodówce — Changho zadowolił się warzywnym omletem bez soli („Nie znoszę soli, nie solę nawet makaronu"), a  Jeha powrócił do swojej rutyny i zjadł dokładnie to, co zawsze — dwie kromki razowego chleba, banana, pięć surowych jajek oraz siedemsetgramowy kubek jogurtu greckiego. Na koniec sok jabłkowy do popicia wszystkich kapsułek, które czekały przygotowane w plastikowym pudełeczku. Zapytany o to, czy naprawdę je codziennie takie same śniadania, odpowiedział, że tylko w dni treningowe, a potem uświadomił sobie, że trenuje przecież praktycznie codziennie.

— Muszę się zacząć zbierać — oznajmił kilkanaście minut po dziewiątej starszy mężczyzna, gdy zdążył założyć już swój wczorajszy garnitur. Nie lubił nosić raz noszonych ubrań, zwłaszcza tych, które miały bezpośredni kontakt z jego skórą. Czuł się w nich brudny, nawet jeśli pocił się raczej niewiele, a w dodatku przykry zapach nie był wyłapywany nawet przez nosy kotowatych.

— Jedziesz dziś do Seulu, ta? — zapytał Jeha, za wszelką cenę starając się zabrzmieć tak, jakby wcale go to nie obchodziło. Marny był z niego jednak aktorzyna, zwłaszcza w oczach hybrydy, która parsknęła cicho, nie mogąc powstrzymać cisnącego się na usta uśmiechu.

— Powinienem dotrzeć tam najpóźniej na dwunastą i pewnie wrócę dopiero w nocy — odparł tygrys, kiwając głową. Przez to, że w pokoju sportowca nie znajdowało się żadne lustro, w którym mógłby się obejrzeć, pomógł sobie przednią kamerką w telefonie. — Jutro będę z kolei przez cały dzień w firmie, bo mamy spotkanie zarządu, a po nim obiecałem pokazać moim braciom nagranie z  twojej sobotniej walki. Zobaczymy się najpewniej dopiero w Tajlandii... choć wciąż ubolewam, że lecisz z Doyunem, nie ze mną — dodał, popatrując na Jehę.

Jeha wywrócił oczyma.

— Po co chcesz pokazać braciom moją walkę?

— Można powiedzieć, że są twoimi fanami — wytłumaczył spokojnie Changho, poprawiając pazurem kędziory opadające na czoło. Wolał zaczesywać je odrobinę w górę, ale niestety Jeha nie posiadał w  swojej kolekcji odpowiednich kosmetyków do stylizacji włosów. Był raczej typem mężczyzny lubującego się w butelkach i tubkach „trzy w jednym". — To jak z tym Szanghajem? Kupić ci bilety lotnicze? Możemy zabrać Bawoła ze sobą, żebyś mógł trenować.

Jeha zastanawiał się nad tym, zanim jeszcze zasnął, przytulony do ciepłej piersi mężczyzny. Do tej pory nie urządzał sobie żadnych solidnych wakacji — na wyjazdach z Danielem zawsze znajdował czas na treningi, odpowiednio wyposażona siłownia lub klub bokserski w pobliżu miejsca noclegowego były mu niezbędne. Kiedy przygotowywał się do ważniejszych walk, Daniel organizował mu obóz treningowy i wówczas wyjeżdżali gdzieś całym zespołem na dwanaście do piętnastu tygodni. Każdy koncentrował się na bokserze, który dzień za dniem trenował i regenerował się pod okiem specjalistów. Nic więcej. Żadnych imprez, wypadów na miasto, żadnych grillów.

Jeha zmrużył oczy, próbując oszacować szansę, że Bawół zgodzi się pojechać razem z nim. Trudna sprawa. Wypadałoby jeszcze spytać Doyuna i...

— Wrócimy do tego później — powiedział w końcu, doszedłszy do wniosku, że ma teraz ważniejsze sprawy na głowie niż towarzyszenie tygrysowi w wyjazdach.

TIGER MOTHWhere stories live. Discover now