19 ❖ BITCH I CAN EXPLODE AT ANY MOMENT

547 119 40
                                    

Dobrej zabawy, tygryski! — wika



—❖—


Changho opuścił mieszkanie z ogromną niechęcią, tęskniąc za swoim bokserem już w chwili, gdy zamykał za sobą drzwi, by zaraz potem skierować się do windy. W podziemnym parkingu czekał na niego Wooseop, oparty o maskę samochodu i z przedramionami skrzyżowanymi na piersi okrytej białą koszulą. Powitał go niewielkim uśmiechem, który tygrys mimowolnie odwzajemnił, przed oczyma mając jednak obraz Jehy.

Naprawdę nie chciał go zostawiać. Najchętniej spędziłby z nim cały dzień w łóżku, drocząc się i testując nadszarpniętą cierpliwość sportowca. Lubił doprowadzać go do tego momentu, gdy mężczyzna zaciskał zęby i posyłał mu to charakterystyczne spojrzenie, kiedy ostrzegał, że lada moment wyrzuci pięść w jego stronę. Jeha był bez wątpienia wyjątkowym przypadkiem — inaczej Changho już dawno temu straciłby nim zainteresowanie, a to na razie tylko coraz szybciej wzrastało.

Musieli się jednak rozstać, przynajmniej na kilka godzin, w końcu starszy nie mógł zrezygnować z niedzielnego, rodzinnego spotkania, a właśnie to czekało na niego tego dnia. Poza tym stęsknił się za swoją córką, z którą ostatnimi czasy widywał się naprawdę sporadycznie. Czuł się z tym okropnie, przepełniał go coraz to większy strach. Z jednej strony wiedział doskonale, że Eunha jest w bezpiecznych rękach, a on nie potrafi w tym momencie jej tego zapewnić, a z drugiej wydawało mu się, że lada moment stanie się coś złego i jego nie będzie wtedy obok. Nigdy by sobie tego nie wybaczył.

Wciąż miewał ten dziwny, powtarzający się niczym zacięta płyta koszmar, w którym spoglądał na przedziurawioną klatkę piersiową pięciolatki i nie mógł już nic zrobić. Mógł co najwyżej patrzeć na wylewającą się krew oraz na oczy dziecka, pomału zachodzące mgiełką słonych łez. Nie był nawet w stanie ruszyć w jej kierunku, ten widok za bardzo go paraliżował, a przecież Changho...

Changho zawsze miał wszystko pod kontrolą. Nie pozwalał sobie na płacz nawet w chwilach ogromnego cierpienia, nie zanosił się wrzaskiem bądź rykiem, nie dawał satysfakcji swoim wrogom, kamuflując gniew, strach czy zwątpienie we własne możliwości. Koszule miał zawsze idealnie wyprasowane, pazury czyste i wypiłowane, stronił od używek i śmieciowego jedzenia, dbał o kondycję oraz zdrowie fizyczne, regularnie się badał. Jedyną niespodzianką w jego życiu, czymś, czego nie był w stanie w stu procentach okiełznać, był Jeha — ale z tego zdał sobie szybko sprawę i zdążył to nawet polubić.

Wsiadłszy do auta, od razu wyciągnął swój tablet, by rzucić okiem na zbliżający się tydzień, a w zasadzie cały miesiąc. W poniedziałek, a więc jutro, musiał stawić się wraz z Haonem w Seulu, by spotkać się z dłużnikami oraz dyrektorem generalnym Narodowego Banku Korei. Tuż przed wyjazdem ze stolicy miał zamiar zjeść kolację z udziałowcami Korean Air, przy okazji przedstawiając im wstępny plan ramowy na kolejny rok. We wtorek cotygodniowe spotkanie zarządu i pogrzeb jednego z szanowanych biznesmenów. Kolejne spotkania i jeszcze więcej pracy. W piątek lot do Tajlandii, by zobaczyć walkę Riwoo, a w przyszłym tygodniu lot do Szanghaju, na spotkanie z Yao Yao. Zapowiadał się pracowity okres — choć należałoby chyba powiedzieć, że ten nigdy się nie kończył.

— Wyspany? — zapytał Wooseop, gdy tygrys zablokował ekran tabletu, a urządzenie odłożył z powrotem do schowka.

Changho skinął pojedynczo głową.

— Zostałbym jednak jeszcze trochę w łóżku — odparł.

— Z pewnością — mruknął Wooseop. — Zwłaszcza że coś, a raczej kogoś w nim zostawiłeś.

Ton jego głosu nie spodobał się hybrydzie, która mimowolnie zmrużyła oczy, posyłając mu ostrzegawcze spojrzenie. Lubił swojego pracownika, momentami wydawało się nawet, że go faworyzuje, ale mimo wszystko nie był zwolennikiem spoufalania się i wolał nie przekraczać pewnych granic. Mógł z nim od czasu do czasu pożartować, szepnąć mu co nieco o swoim życiu prywatnym, jednak na tym się kończyło.

TIGER MOTHWhere stories live. Discover now