23 ❖ YOU PUT THE CRACKS INTO MY MORAL CODE

625 112 84
                                    

Dobrej zabawy, tygryski! — wika



—❖—

Jeha nie potrafił zasnąć. Po skończonym treningu udał się na relaks w postaci masażu i sauny, ale chaos, który miał w głowie, zdawał się jeszcze większy niż przedtem. Kręcił się więc w hotelowym łóżku, spychał z siebie kołdrę, to na powrót się nią nakrywał, i myślał nieprzerwanie o Im Changho. W zasadzie nie tylko o nim. O całym tym bagnie, w które wpadł, odkąd wrócił ze Stanów do Korei.

Co on wyprawiał, do cholery? Bez przerwy zmieniał zdanie, działał pod wpływem impulsów, a potem nie potrafił samemu sobie wytłumaczyć, dlaczego zachował się tak a nie inaczej. I czego on właściwie chciał? Raz wydawało mu się, że pożąda tygrysa, innym razem wszystko tłumaczył sobie chęcią ulżenia wysokiemu popędowi. Tyle że do tego nie potrzebował przecież konkretnej osoby, prawda? Mógł pójść do łóżka z kimkolwiek, kogo uznałby za atrakcyjnego, z kimkolwiek, kto okazałby mu zainteresowanie.

Zresztą Changho był typem spod ciemnej gwiazdy. Prowadził nielegalne interesy, nie tylko on, a cała jego mafijna, tygrysia rodzinka. Przebywanie z nim nie było ani krztynę bezpieczne — czego przykładem mógł być choćby fakt, że Jeha ledwo uszedł z życiem, gdy do mieszkania Changho podrzucono ładunek wybuchowy. Changho musiał zaleźć komuś za skórę, zapewne niejednej osobie. Nie był perfekcyjnym materiałem na kochanka ani tym bardziej na partnera.

Jeha wypuścił powietrze nosem, przekręciwszy się na plecy. Rozebrał się do naga, a że podkręcił klimatyzację, teraz było mu zimno i ciało pokrywała gęsia skórka. Nawet na brzuchu, nad którym bokser musiał jeszcze nieco popracować, by doprowadzić go do dawnej formy.

Chwycił za telefon, otworzył listę kontaktów i odszukał ten jeden, którego numer i tak znał na pamięć. Daniel.

Po tym wszystkim, co się stało, Jeha powinien go nienawidzić i chociaż sam upierał się, że tak jest, w chwilach takich jak te zaczynał za nim tęsknić. Daniel zawsze wiedział, co mu doradzić, znał Jehę jak nikt inny. Dlaczego musiał okazać się skurwysynem, który odwraca się od własnego przyjaciela?

Nah, he's not worth it — mruknął pod nosem, gdy opuszka kciuka znalazła się co najwyżej pół centymetra od ikonki ze słuchawką.

Wszedł z powrotem w listę kontaktów. Nie miał wielu zapisanych numerów, ponieważ wcześniej to Daniel dbał o to, by kontaktować się ze wszystkimi ludźmi — trenerami, fizjoterapeutami, masażystami, PR-owcami, sparingpartnerami, ochroniarzami, promotorami... A poza nimi Jeha nie posiadał żadnych znajomych. Przez ostatnie lata żył zamknięty w bańce, w której znajdowali się członkowie Team Jeha i teraz gdy bańka prysła, naprawdę nie miał nic.

Pod wpływem impulsu postanowił zadzwonić do Doyuna i zapytać, czy ten znajduje się w hotelu. Doyun odebrał dość szybko, nie wydawał się nawet szczególnie zaskoczony telefonem od boksera. Niemalże od razu podał mu numer i piętro swojego apartamentu.

Jeha wyskoczył z łóżka i zaczął ubierać się w biegu. Apartament opuścił w spodniach dresowych, T-shircie i hotelowych kapciach, a u pantery znalazł się ledwie kilka minut później. Sam nie wiedział, czemu się tak bardzo spieszy.

— Chyba nie wyznajesz zasady, że najlepszą regeneracją jest sen, co? — zagaił do niego Doyun.

Powitał Jehę w wydaniu, które pierwszy raz nie obejmowało garnituru. Pantera miała na sobie bowiem czarne, materiałowe spodnie i beżowy, obcisły golf, a stopy bose, tak że Jeha widział jej pomalowane czarnym lakierem paznokcie. W dłoni trzymała kryształową szklankę, do połowy uzupełnioną napojem o bursztynowym kolorze.

TIGER MOTHWhere stories live. Discover now