Rozdział dwudziesty drugi

2.4K 143 46
                                    

– Zostawię drzwi uchylone, jakbyś coś ode mnie chciał – powiedziała Rosalie, ledwo wymawiając słowa przez ściśnięte gardło.

– Co mówiłem o cmokaniu? – mruknął Tony. – Nic mi nie jest. Zasłabłem, a ty robisz z tego wielkie halo.

Nie odpowiedziała. Nie miała siły po raz kolejny się z nim o to kłócić. Rzuciła mu ostatnie spojrzenie i wyszła z pokoju. Na chwiejnych nogach przeszła do łazienki, walcząc z tym, aby znów się nie rozkleić.

Musisz być silna.

Rozebrała się i wskoczyła pod prysznic. Nie wiedziała jak długo tak stała, ledwo oddychając pod gorącą wodą, parzącą jej ciało. Łzy spływały jej po twarzy, z ust wyrwał się głośny szloch. Oparła głowę o mokre kafelki, zastanawiając się, ile była jeszcze w stanie udźwignąć. Może Lisa miała rację, że nie powinna oglądać ojca w takim stanie? Zacisnęła mocno powieki, blokując od siebie niechciane obrazy z ostatniego miesiąca.

Bezskutecznie.

Do szuflady pełnej tabletek, zakrwawionych ręczników i niedojedzonej grzanki doszło nowe wspomnienie, które już na zawsze będzie ją prześladować: trupio blada twarz ojca.

Przerażała ją myśl, że te ostatnie spędzone z nim miesiące, wyprą z jej pamięci Tony'ego, jakiego chciała zapamiętać. Silnego, pełnego energii i humoru mężczyznę.

Ale nie mogła zostawić go samego. Nie wybaczyłaby sobie tego. Musiała wziąć się w garść i zmierzyć się z tym, co zapisał jej los... nieważne, jak ciężkie to dla niej będzie.

Jej skóra przybrała niezdrowy odcień czerwonego, palce się pomarszczyły. Zakręciła wodę i wzięła głęboki oddech, wciągając do płuc intensywny zapach żelu pod prysznic. Nie poruszyła się przez dłuższą chwilę. Nie chciała opuszczać łazienki i na nowo mierzyć się z czekającymi na nią na zewnątrz problemami. Wolała zostać tutaj, otoczona resztką unoszącej się w powietrzu pary, gdzie wszystko wydawało się małe i nic nieznaczące.

Ale wiedziała, że to niemożliwe.

Owinęła się miękkim ręcznikiem i działając jak na autopilocie, dokończyła toaletę.

Zerknęła jeszcze raz do ojca, upewniając się, że niczego nie potrzebuje i zniknęła w swoim pokoju. Miała cztery nieodebrane połączenia od matki, ale postanowiła, że jutro wreszcie do niej oddzwoni. Zdecydowanie była ostatnią osobą, z którą chciała teraz rozmawiać.

Podeszła do okna, coraz bardziej przytłoczona poczuciem smutku i samotności. Drobny uśmiech błądził w kącikach jej ust, gdy dostrzegła światło w pokoju Liama. Tak bardzo pragnęła mu się zwierzyć; usłyszeć, że będzie przy niej. Nim zorientowała się, co robi, wybrała jego numer.

– Wyjdziesz na drzewo? – spytała, gdy odebrał.

Zgodził się bez wahania. Nie wiedziała, czy to z powodu desperacji słyszalnej w jej głosie, czy z ciekawości. Otworzyła okno i wspięła się na parapet. Przygryzła wargę, wchodząc niepewnie na gałąź i unosząc dłonie dla lepszego balansu. Zerknęła w dół i przeklęła pod nosem. Jakby nie mogła umówić się z nim na werandzie, gdzie miałaby stabilne podłoże pod nogami.

Z ulgą usiadła na środku drzewa, opierając się plecami o pień. Nie minęła minuta, gdy Liam znalazł się obok niej. Wspinanie się na wysokości nigdy nie sprawiało mu problemów.

– Masz, Glupia Mądralo – powiedział, wręczając jej swoją kurtkę. – Tak myślałem, że znów zapomnisz się ubrać.

Pomógł jej ją ubrać. Otoczył ją znajomy zapach dezodorantu i mydła. Nagle poczuła się, jakby znów mieli po szesnaście lat, a ich jedynym zmartwieniem było to, jak uciec przed Hope, aby tym razem ich nie znalazła.

Hate between us WYDANE 14.02.2024Where stories live. Discover now