Rozdział 10

505 51 5
                                    

Harry rozejrzał się. Znalazł się na polanie otoczonej wysokimi potężnymi drzewami. Ziemia pod ich stopami była porośnięta świeżą, jak po deszczu, trawą. Na otwartej przestrzeni było jasno, ale pod koronami drzew czaił się niebezpieczny półmrok. Zewsząd dobiegały tajemnicze odgłosy. Wokół Pottera było wiele innych dzieciaków z ich rocznika. Wszyscy siedzieli, próbując poradzić sobie z następstwami przeniesienia. Niektórzy, jak on, już się rozglądali. Do tej pory wszystko wydawało się być w idealnym porządku. Złe jest to, że wśród nich Harry widział Mariusa Blacka i Mladena Levskiego. Obaj byli ze swoimi współlokatorami. Podobnie Malfoy i Bletchley byli obok Harry'ego. Romilda Lestrange i Sarah Epstein były dwoma innymi członkami ich grupy. Harry westchnął ciężko. Teraz jasne jest, co Reginleifa miała na myśli, mówiąc o kolejnej próbie przywództwa.
Levski wstał pierwszy z trawy z szyderczym uśmiechem na twarzy.

- A więc o to chodziło z "przypadkową teleportacją".

- Chcą, żebyśmy się tutaj pozabijali, prawda? - zapytał ze złością Abraxas.

Spojrzał na Blacka, jakby to wszystko była jego wina. Marius próbował sięgnąć po swoją różdżkę, ale oczywiście jej tam nie było.

- Ręczne zabijanie się nawzajem byłoby trudne - powiedział Levski. - Nie dali nam nawet mieczy! W każdym razie jestem tu w mniejszości i w niebezpieczeństwie. Lestrange oczywiście broniłaby Blacka, a Epstein broniłaby Evansa. Cóż, uporządkujcie sprawy, a ja będę wspierać zwycięzcę!

- Szybko i do rzeczy - zaśmiał się Black.

Jeden z jego kolegów podniósł patyk z trawy. Lestrange zagryzła wargi w panice i załamała ręce, najwyraźniej nie chcąc walczyć. Ale Sarah zmrużyła oczy i już przyglądała się swojemu przeciwnikowi. Malfoy i Bletchley przygotowywali się do walki.

- Przestańcie - powiedział ostro Harry. - Żadnych walk.

- Niby dlaczego? Tchórzysz? - Black zauważył sarkastycznie.

- Jakakolwiek walka między nami w tej chwili nie tylko doprowadzi ostatecznie do zwycięstwa Levskiego, ale także osłabi drużynę. Co jeśli będziemy musieli biec i zostaniemy ranni? – stanowczo zaprzeczył jego zapewnieniu Harry.

Kiedy Potter był mały, jego kuzyn i przyjaciele bawili się w polowanie na Harry'ego. Chłopiec wiedział więc doskonale - ani na sekundę nie wolno tracić czujności, bo wróg może zaatakować z zasadzki, a jeśli zostaniesz ranny, będziesz biegł wolniej.

- Gdyby to było możliwe, to lepiej byłoby rozstrzygnąć tę kwestię w drodze głosowania, ale obawiam się, że w tym przypadku nic nam to nie da, głosy rozłożą się po równo. Musimy się zgodzić.

Levski zachichotał i apatycznie klasnął w dłonie. W krótkiej ciszy, która zawisła nad polaną, Harry usłyszał kilka zmartwionych głosów. Rozejrzał się szybko, spodziewając się zobaczyć ich właścicieli. Może w pobliżu jest inna grupa?

- On zaraz wejdzie na mój dom! - powiedział jeden głos z oburzeniem.

- Okropny, okropny zapach - powiedział inny.

- Uznajcie moje przywództwo i mamy porozumienie - powiedział zadowolony Black, który nie był szczególnie pod wrażeniem rozumowania zuchwałego półkrwi.

Donośny głos potomka najstarszego i najszlachetniejszego rodu zagłuszył wszystko inne. Harry zmarszczył brwi i rozejrzał się ponownie, ale nikogo nie zauważył, a potem rozproszyli go kłócący się faceci. Może tylko sobie wyobraził? Głosy brzmiały jak szelest liści.

- To nie wystarczy - powiedział Mladen. - Jeśli Evans się podda, to zgłaszam swoją kandydaturę na rolę lidera. Słuchanie cię w niebezpieczeństwie jest samobójstwem. Uwierz mi, bestie nie obchodzi twój rodowód.

white ash ✦ harry potter || tłumaczenieWhere stories live. Discover now