Rozdział 14.

696 44 2
                                    

Ostatnie dni spędziłam chodząc do szkoły w kratkę, a raczej tak, by unikać konfrontacji z Liberty. Tak wiem, nie chciała mieć ze mną problemu, ale serce kuło mnie za każdym razem, gdy widziałam ją przechodzącą na korytarzu. Albo doskonale oddzielała życie prywatne od pracy, albo rzeczywiście nic to dla niej nie znaczyło, a ja liczyłam.. Nawet nie wiem na co liczyłam.

Przekleństwem była dla mnie jutrzejsza wigilia klasowa, na której chcąc nie chcąc musiałam być. Myślałam sobie, że przeżyje te kilka godzin z nią w jednej klasie uśmiechając się jakby nigdy nic i będę mieć kolejny tydzień podczas przerwy świątecznej na ułożenie wariujących myśli. Zdawałam sobie sprawę, że unikając jej pokazywałam swoją słabość. Któraś z naszej dwójki musiała.

Postanowiłam podnieść się z łóżka i poszukać jakichkolwiek ubrań na jutrzejszą okazję. Znów obowiązkowy wymóg galowy nie napawał mnie szczęściem, ale tym razem postanowiłam, że postaram się bardziej. Musiałam pokazać co poniektórym (czyt. Liberty) że żyje i mam się dobrze, a moje nieobecności są zupełnie przypadkowe. 

Ponownie wyrzuciłam z szafy wszystkie ciuchy i wygrzebałam wszystkie sukienki jakie miałam. Nie chodziłam w nich za często, bo za nimi nie przepadałam, ale chciałam (a nawet potrzebowałam) wyjścia ze swojej strefy komfortu. W moje oczy rzuciła się najładniejsza, ale i wymijająca się z regulaminem szkoły sukienka którą kupiłam z przymusu Ashley na sylwestra kilka lat temu.

O dziwo, sukienka okazała się wyglądać nawet lepiej niż kiedyś. Miała długie bufiaste rękawy, kwadratowy dekolt i sięgała do połowy uda. Do tego ubrałam czarne rajstopy i najwyższe szpilki jakie znalazłam w szafie mamy. Sama nie kupowałam takich ubrań, więc musiałam się poratować z nadzieją, że kobieta nie zauważy braku butów.

***

Następnego dnia wstałam z samego ranka, aby dopiąć wszystko na ostatni guzik. Wczesne wstawanie nie było moją mocną stroną, jednak wyjątkowa ekscytacja dzisiejszym dniem pozwoliła bez problemu wstać mi z łóżka o równej siódmej. Nie ekscytowałam się tym, że zobaczę się z nauczycielką, a tym że wyjdę ze strefy komfortu. Lubiłam to robić. Po prostu nadawało mi to pewności siebie, której zazwyczaj nie miałam zbyt dużo.

Pierw poszłam pod prysznic i zrobiłam kawę. Miałam masę czasu, a cholernie się niecierpliwiłam, co musiałam zastąpić jakimikolwiek czynnościami. Po wypitej kawie i szybkim śniadaniu zasiadłam do biurka i zaczęłam nakładać na twarz kosmetyki. Będąc szczerym, nie lubiłam się bez niego, ale nie miałam problemu by wyjść z domu niepomalowana. Tak samo jak kilka innych rzeczy, dodawał mi kilka punktów do samoakceptacji i atrakcyjności. 

Poprawiałam makijaż kilka razy nim uznałam, że jest wykonany perfekcyjnie. Spojrzałam na zegarek i widząc, że nie powinnam się spóźnić odetchnęłam z ulgą. Założyłam wczoraj przygotowaną sukienkę i narzuciłam na to skórzaną kurtkę, która zdecydowanie była zbyt cienka na dzisiejszą pogodę. Dodałam jeszcze kilka dodatków w postaci srebrnej biżuterii i torebki, po czym mogłam stwierdzić, że jestem gotowa do wyjścia.

Stwierdziłam, że pofatyguje się do szkoły na pieszo, bo dobrze mi to zrobi mimo przuszącego śniegu. Nie byłam przekonana jak uda mi się dojść w tych szpilkach, ale zaryzykowałam i po kilkunastu minutach przemierzałam odśnieżone chodniki w stronę szkoły. Na swojej drodze co chwilę napotykałam uczniów pędzących do szkoły. Niektórzy byli ubrani w zwykłe garnitury czy koszule, a ich mniejsza część w sukienki podobnie jak ja.

Wchodząc do placówki przybrałam kamienną twarz chociaż moje ciało drżało przy każdym otarciu się o samą siebie. Zmarzłam i to cholernie bardzo. Ruszyłam w stronę klasy ukrywając jak w środku ból klatki piersiowej związany ze strachem i odczuwanym dyskomfortem coraz bardziej się powiększa. Dzwonek zadzwonił, a ja wraz z nim weszłam do klasy.

— Wyglądasz jak trup. — odparła niebieskowłosa podczas gdy do klasy weszła Liberty.

— Nie przesadzaj.. — zaśmiałam się, chociaż wcale nie było mi do śmiechu. Czułam jak czyiś wzrok wypala we mnie dziurę i będąc pewną do kogo należał moje ciało natychmiastowo zadrżało.

— Cisza! — krzyknęła klaszcząc przy tym w ręce i rozejrzała się po klasie wymijając przy tym moje spojrzenie. — Skoro wszyscy dotarli na czas to możemy zaczynać. — mój wzrok mimowolnie spoczął na niej, jednak odwróciłam go gdy tylko zdałam sobie z tego sprawę. 

Cała klasa zaczęła dzielić się opłatkiem głośno się przy tym śmiejąc. Niektórzy odważni podzielili się z nim nawet z Liberty. W tym Chris, który z pewnością życzył jej czegoś równie obrzydliwego jak on. 

Wigilia trwała w dobre. Wszyscy prócz Harper siedzieli przy ławkach i żywo ze sobą rozmawiali, ona zaś grzebała w swoim laptopie ze swoją beznamiętną miną. Często zastanawiałam się, czy nakłada maskę specjalnie, czy był to jej naturalny wyraz twarzy, ale byłam pewna, że mógł odstraszyć każdego.

Naprawdę próbowałam powstrzymać się przed spojrzeniem na nią, ale mój wzrok sam z siebie padał w jej stronę. Przyjrzałam, że miała na sobie bordową sukienkę za kolano z wycięciem na boku. Nie miała dekoltu ale idealnie go uwadniała. Na jej ręce spostrzegłam kilka bransoletek w tym kupioną przeze mnie.

Rozkojarzona wstałam ze swojego miejsca i bez słowa skierowałam się w stronę łazienki. Znów czułam na sobie ten cholerny wzrok przez który wariowałam. Usiadłam w jednej z kabin, po czym zamknęłam się na zamek i zdjęłam z twarzy maskę. Potrzebowałam oddechu którego w klasie mi brakowało.

Kobieto co ty ze mną robisz?

— Wszystko git? — usłyszałam zza drzwi, które raz za razem otworzyłam. Dziewczyna weszła zdezorientowana do kabiny i zmarszczyła brwi.

— Tak, czemu pytasz? — posłałam jej najbardziej wymuszony uśmiech na jaki było mnie stać.

— Liberty mnie do ciebie wysłała. Nie wiem co, gdzie, jak i kiedy się stało, ale coś musiało i nie dam ci spokoju dopóki nie powiesz mi co.

 — Nic się nie stało, po prostu jestem przemęczona przez szkołę. Chodź bo Liberty sama tu zaraz wbije.  — podniosłam się z zamkniętej klapy toalety, żeby dziewczyna nie drążyła. Do sali weszłam z rozchmurzoną miną nie patrząc w stronę zaciekawionej nauczycielki.

Byłam lepszą aktorką, niż mi się wydawało.

Kolejna godzina klasowego spotkania mijała już w spokoju. Astrid nie dopytywała, a Harper nie zwracała na mnie uwagi. Podczas gdy Tomson opowiadała mi o swoich planach na sylwestra, ja dyskretnie spoglądałam stronę blondynki starając się nie zgubić w słuchaniu słów dziewczyny. Sama żadnych planów nie miałam. Ostatnie lata spędzałam pijąc na umór, a raz nawet przespałam północ czego mocno pożałowałam następnego dnia. W tym roku nie miałam zamiaru się upijać, a bynajmniej nie do nieprzytomności. Zapomniałam już jak to jest pamiętać cokolwiek z okazji nowego roku. 

— Zacznijcie powoli sprzątać. — odparła blondynka unosząc wzrok zza komputera.

Każdy niechętnie odstąpił od prowadzonych rozmów i zaczął robić to o co kazała. Ja zajęłam się ustawianiem ławek i idąc tyłem chcąc nakierować ją na swoje miejsce, poczułam jak na kogoś wpadam, a po sekundzie czyjeś dłonie zacisnęły się na moich biodrach.

— Parker uważaj z tą dupą, bo nie zawaham się użyć rąk. — odwróciłam się z grymasem na twarzy.

— Używaj sobie ich do czegoś innego. — rzuciłam patrząc na Chrisa mierzącym wzrokiem.

— Do czego na przykład? — uniósł zwycięsko brwi z perfidnym uśmiechem, który aż prosił się o pięść.

— Możesz użyć ich do podpisania uwagi, którą ci wystawiam. — wtrąciła Harper opierając się o krzesło. Wyglądała jakby miała go zabić i wcale się jej nie dziwiłam. Z chęcią bym jej przy tym pomogła.

— To ona na mnie wpadła, nie ja na nią! — gdy jego wzrok spotkał się z wzburzonymi oczami Liberty od razu zamilkł i wyrzucił ręce w górę.

— Ona zostaje. — wymierzyła we mnie palcem.

Night Under Star(s)Where stories live. Discover now