Rozdział 28.

601 38 0
                                    

Przez odsłonięte rolety do pokoju wpadały poranne promienie słoneczne znacząco rażąc moje zaspane oczy. Miałam ochotę nakrzyczeć na oślepiające światło za to, że akurat dziś kiedy postanowiłam zarwać noc i pospać o wiele wiele dłużej musiało mnie obudzić. Spojrzałam na zegarek w upewnieniu, że jest wcześnie. Było i to o wiele.

Małymi krokami zbliżała się wiosna, a już tęskniłam za zimą. Co prawda wolałam ciepłe, kwiatowe powietrze od mrozu ale równie dobrze wolałam wstawać kiedy mi się podobało, a nie słońcu.

Po przetarciu oczu i ułożeniu myśli z porannego bałaganu wstałam na równe nogi. Podreptałam od razu do łazienki żeby uporządkować wygląd i z powrotem wróciłam do pokoju. Nie miałam zamiaru leżeć kolejny dzień w łóżku. Wypoczynkowa energia zgromadzona przez ostatnie dni przelałaby się gdybym nic nie robiła, a ostatnie szare komórki wykipiały by po choćby jednej minucie serialu.

Tak więc wpadłam na jedno możliwe wyjście. Gotowanie.

Nie robiłam tego cholernie długo, a bardzo lubiłam. Już wczoraj myślałam nad tym się co mogłabym upichcić by zająć czas i przy okazji zrobić coś miłego dla mamy.

Zeszłam do kuchni, poszperałam po szafkach żeby wreszcie uświadomić sobie, że stać mnie jedynie na ciastka, bo półki oślepiały nicością. Pomyślałam, że lepsze to niż nic i wyjęłam składniki. Może nie było to wytrawne, zdrowe i pełne wartości odżywczych danie, ale były ciasteczka. 

Włączyłam do tego muzykę i wzięłam się za rozrabianie ciasta. W tym czasie nagrzałam jeszcze piekarnik i.. odebrałam dzwoniący telefon zabrudzonymi od mąki rękoma.

Twoja mama jest w domu?  — usłyszałam przystawiając telefon do ucha. Musiałam przytrzymać go barkiem, bo potrzebowałam obu rąk.

Niee, a co? — uśmiechnęłam się zaciekawiona krusząc kawałek czekolady.

Jestem w okolicy i pomyślałam, że wpadnę.

Jasne, za ile będziesz? — spytałam mając nadzieję, że zdążę ogarnąć ten bajzel.

Tak właściwie to.. — usłyszałam pukanie do drzwi. — Otworzysz, czy otwarte?

— Otwarte! — krzyknęłam tak by kobieta usłyszała to zza drzwi i przez telefon. Odłożyłam komórkę w czyste miejsce, a ręce wytarłam w koszulkę. Mogłam założyć fartuch.

— Krzyknęłaś bardzo głośno wiesz? — skrzywiła się. — I jesteś ubrudzona mąką na twarzy. Co robisz? 

— Ciastka, a raczej ciastka robią mnie jak widać. — zaśmiałam się wycierając biały puder policzka. — I wcale nie byłaś w okolicy.

— Nie mów mi, że nie nudzi ci się w tym domu. Można zwariować siedząc samemu w czterech ścianach. — uniosła w przekonaniu brwi. — I może trochę się za tobą stęskniłam. — dodała przewracając oczami gdy w uśmiechu założyłam ręce na piersi.

— Za mną zawsze się tęskni. — posłałam jej zwycięski uśmiech. — Chcesz mi pomóc, czy pozwolisz żeby czekoladowe wyroby przejęły nade mną kontrole? 

— Jak nie boisz się, że spalę ci kuchnie lub twoja mama nagle wejdzie i zobaczy swoją córkę piekącą ciasta ze swoją nauczycielką co jest chyba bardziej moją obawą, to chętnie. 

— Moja mama wraca późno więc jeden problem z głowy. Co do kuchni to mam gdzieś gaśnice.. chyba. — wzruszyłam ramionami na co przewróciła oczami. — Sama zaczęłaś, chodź. — złapałam ją za rękę i pociągnęłam w stronę blatu. — A, i żeby było sprawiedliwie.. — znacząco na nią spojrzałam, po czym wzięłam w dłoń garść mąki i ubrudziłam nią jej żuchwę.

— To nie było konieczne.. — przetarła swoją ręką po ubrudzonym miejscu, jednak wilgotny proszek zdążył się już do niej przykleić.

— Prawdziwy kucharz nigdy nie wychodzi z kuchni bez grama mąki lub jajka we włosach. — odwróciłam się z powrotem w stronę deski, na której leżały cząsteczki czekolady. — Proszę nie spal mi kuchni.. — spojrzałam na nią spod oka.

— Prędzej spalisz sobą. — zaśmiała się biorąc do ręki pierwszą tackę z porcją jeszcze surowych ciastek i włożyła je do piekarnika. — Gotować może nie umiem, ale z pieczeniem sobie radzę. — oznajmiła i obie zabrałyśmy się do dalszej roboty.

Zauważyłam, że kobieta zachowuje się zupełnie inaczej w moim towarzystwie niż w szkole z innymi uczniami. Każdy spostrzegał ją jako tą wredną i zimną. Wśród pierwszo i drugoklasistów nie była panią od angielskiego, a kosowatą czego nie pochwalałam. 

Ja znałam jej obliczę od tej dobrej strony. Nie zawsze wiało od niej chłodem. Może czasem owszem, ale potrafiła być miła, kochana i się martwić. Zwłaszcza o mnie.

— Głowo w chmurach, musisz wyjąć ciastka bo się spalą. — machnęła mi ręką przed twarzą. — I możesz powiedzieć mi o czym takim myślałaś, że mi nie odpowiadasz.

— Głowa w chmurach wyjmuję ciastka. — zasalutowałam dyskretnie wymijając jej słowa. — Chyba zjadliwe.. — odparłam otwierając drzwiczki od piekarnika. Sięgnęłam po rękawice kuchenną, wyciągnęłam blachę i wsadziłam kolejną.

— I tak się kiedyś dowiem co siedzi w tej ślicznej głowie. — uśmiechnęła się, a ja oparłam się o blat.

— Przecenia pani swoje możliwości, pani profesor. — naprawdę próbowałam się powstrzymać od tych słów, ale to było silniejsze. Rzadko miałam okazję żeby rozmawiać z nią bez czerwonej twarzy i spoconych rąk, a teraz właśnie taka była i chciałam ją wykorzystać.

— Ah tak, niegrzeczna dziewczynko? — okazja przepadła zaraz po tym, gdy usłyszałam jej słowa.. — Ze mną nigdy nie wygrasz, Parker. Nawet się na to nie łudź. — dodała widząc gorąc na moich policzkach. 

— Próbowałam.. — przewróciłam oczami w poddaniu. — A właśnie! Mam coś dla ciebie.. — rozchmurzyłam się i migiem pobiegłam do swojego pokoju. — Miałam dać ci w szkole, ale skoro już jesteś.. Chciałabyś pójść ze mną na ten koncert? — zapytałam z uśmiechem trzymając bilet w dłoni.

— Nie masz kogo zabrać? — zaśmiała się, a moja mina zrzedła. — Żartuje pani obrażalska. Z chęcią z tobą pójdę.

*

— Nie spaliłam ci kuchni, twoja mama nas nie przyłapała, wyszłam z kuchni ubrudzona, a ty z buraczkiem na twarzy. Spotkanie uważam za udane. — uśmiechnęła się zakładając na siebie płaszcz. — W takim razie do poniedziałku. — podeszła bliżej by złożyć na ustach pożegnalny pocałunek.

— Do poniedziałku, pani profesor. — szepnęłam w jej usta.

— Kiedyś pożałujesz za tę panią profesor. I to bardzo. — odparła nachylając się nad moim uchem z uśmiechem. — Powinnaś być kurewsko przerażona. 

Stanęłam jak wryta i wpatrywałam się w drzwi za którymi zniknęła. 

Night Under Star(s)Tempat cerita menjadi hidup. Temukan sekarang