Rozdział XII

160 8 0
                                    

- Jesteś pewna że dasz radę? - zabrzmiał głos Ethana, który szedł obok Amy, trzymając ją za rękę. - Jeśli nie masz siły lub coś takiego to-

- Ethan. Jest dobrze, serio. - odpowiedziała, zatrzymując się na chwilę na środku chodnika. Oboje szli właśnie w stronę ich mieszkania, wiedząc co mogą tam zastać.

- Martwię się o ciebie, nie powiedziałaś że będziesz chciała spotkać się ze swoją matką, która o mało co cię nie zabiła.

- Wiem i żałuję że tam poszłam. - stwierdziła idąc przed siebie.

- Dlatego że zachowała się wobec ciebie okropnie?

- Nie. Dlatego, że prawie jej wybaczyłam, widząc w jakim była stanie. - wbiła wzrok w ziemię, bojąc się spojrzeć w oczy chłopaka, które spoglądały na nią z obawą i troską.

- Jeśli... jeśli chcesz się z nią pogodzić to czemu nie? Stacy już chyba to zrobiła, prawda?

- Ethan. Nasza matka nie wiedziała nawet że jej córka żyje.

- Mówisz na serio? - brunet był mocno zaskoczony słowami swojej dziewczyny.

- Tak. Myślała że przez obrażenia jakich doznała, nie przeżyła. Mówiła też że gdy wyjdzie z tego szpitala, chcę z nami naprawić relację.

- A co ty o tym sądzisz?

- Nie wiem. Okropnie mnie to przytłacza. Z jednej strony chcę jej wybaczyć, ale z drugiej boję się dać jej drugą szansę...

- To zrozumiałe. Ale pamiętaj jedno, to tylko i wyłącznie twoja decyzja, nikt cię do niczego nie zmusi. - Amy podniosła głowę, spoglądając w czekoladowe oczy chłopaka.

- Dziękuję ci. - posłała mu szeroki uśmiech, który poprawił loczkowi humor.

- Mówiłem ci kiedyś że masz piękny uśmiech? - w odpowiedzi, czerwonowłosa zaśmiała się ukazując przy tym swoje śnieżnobiałe zęby.

- Nie, nie mówiłeś mi tego. Ty za to masz piękne loczki.

- To już wiem.

Oboje spoważnieli, gdy zauważyli karetki, straż pożarną oraz policję pod blokiem, gdzie mieszkały Sam, Tara i Quenn.
Ethan widząc że ciało Amy zaczęło nieco drżeć, chwycił jej dłoń mocniej, chcąc w ten sposób dodać jej otuchy.

Ominęli taśmę policyjną, rozglądając się dookoła, aż w końcu zauważyli przy karetce Chada, Tare i Mindy.

- Chad? - Ethan spojrzał na współlokatora z udawanym niezrozumieniem, ten tylko podszedł do niego, łapiąc go za koszulkę i przywierając do boku czarnego samochodu.

- Chad?! Co ty odwalasz?! - warknęła czerwonowłosa, dobrze wiedząc że musi udawać, że nie wiedziała co się stało w nocy.

- Gdzie byliście?! -

- C-co? Kiedy?

- Wczoraj wieczorem!

- Miałem econ!

- Chrzanisz! Znikasz, a ja omal nie tracę siostry!

- Chad, byłem w sali pełnej setek innych ludzi, możesz spytać! - Ethan podniósł dłonie w geście obronnym. Brat Mindy tylko przyglądał mu się przez chwilę, aż w końcu go puścił. Odwrócił głowę w stronę Amy.

- A ty gdzie byłaś?

- Byłam spotkać się z mamą. - Rzuciła i w tym momencie zauważyła jak policjanci zapinają czarny worek, w którym ktoś leżał. Ktoś kto był martwy.

- O mój Boże. Kto? - spytała.

- Anika..i Quenn. - Ethan słysząc słowa przyjaciela, podszedł do karetki w której siedziały Tara i Mindy.

- Mindy, tak mi przykro..

- Cofnij się. - brunet posłusznie cofnął się, będąc nieco przestraszonym co było tylko udawaniem.  - Jesteś pierwszy na mojej.

- Miałem econ! - powiedział z podniesionym głosem, a Amy znalazła się u jego boku.

- O proszę. I osoba która jest na drugim miejscu mojej listy. - odparła chłodno Mindy, spoglądając na czerwonowlosą.

- Co? Na serio mnie podejzewasz Mindy? Myślałam że się przyjaźnimy. - powiedziała, odchodząc od nich i stając jakoś kilkanaście metrów od nich. W jej oczach stanęły łzy, które były kłamstwem, miała nadzieję że dzięki temu ktoś zwróci na nią uwagę i spyta się czy wszystko w porządku.
I tak też się stało.

- Amy? - usłyszała za sobą głos Sam.

- Hej Sam...

Młodsza odwróciła głowę w jej stronę, ciesząc się w myślach, jednak na twarzy miała smutek oraz strach.

- Jak się czujesz? W porządku?

- Serio pytasz? Oni podejrzewają mnie o bycie durnym ghostfacem! - dłonią wskazała na Mindy i resztę.

- Masz alibi na wczoraj? - Amy dopiero teraz zauważyła że twarz czarnowłosej nie pokazywała nic. Samą pustkę.

- Ty też mi nie wierzysz...

- Nie wierzę nikomu. Co wczoraj robiłaś?

- Byłam się spotkać z mamą..

- A gdzie?

- W psychiatryku.

- A no- czekaj co?! - kobieta przyjrzała się młodszej z ogromnym szokiem. - Twoja mama jest w psychiatryku?! Czemu o tym nie mówiłaś?

- Nie lubię gadać o mojej rodzinie. To dla mnie trudny temat.

- Ale...no tak. Przecież nigdy nie mówiłaś o rodzicach ani o rodzeństwie. Jeśli jakieś oczywiście masz.

- Tak, mam młodszą siostrę.

- A co z twoim ojcem?

- O tym nie chcę gadać.

- A czemu twoja mama jest w szpitalu psychiatrycznym?

- Próbowała mnie i moją siostrę zabić parę razy jak byłyśmy małe. Zanim spytasz, nasz ojciec nam nie pomagał ponieważ on tylko pogarszał sprawę i bił nas będąc całe dnie pijany.

- Amy ja...tak mi przykro...

Sam nie pewnie podeszła do współlokatorki, przytulając ją do siebie. Amy tylko pochwaliła się za to w myślach. Wszystko szło zgodnie z planem.

- Gale powiedziała nam, że znalazła coś bardzo ciekawego w sprawie. Chcę nam to pokazać. Idziesz z nami?

- Jasne że tak, musimy dorwać tego zabójcę. - odparła wycierając łzy w rękach swojej bluzy, po czym poszła za przyjaciółką.

Po drodze dołączyła do nich reszta. Gdy nikt nie widział, Amy dała znać Ethanowi że wszystko idzie po ich myśli.

Długo mnie nie było co? Wybaczcie ale nie miałam w ogóle weny do pisania i czasu ಥ⁠‿⁠ಥ

𝐑𝐄𝐃 𝐋𝐀𝐔𝐆𝐇^ ᵉᵗʰᵃⁿ ˡᵃⁿᵈʳʸWhere stories live. Discover now