Rozdział 24

3K 266 79
                                    

Siedziałam na fotelu z mocno bijącym w piersi sercem, a mój oddech nie chciał się uspokoić. Wpatrywałam się w szalejący ogień w kominku i zdałam sobie sprawę, że nadal nie nauczyłam się tworzyć bariery. Ames nadal mógł czytać moje myśli, a coraz trudniej przychodziło mi niemyślenie przy nim o tym, co powiedziała wczoraj Mistrzyni Mądrości.

Umrę przed moimi urodzinami.

Chyba nie do końca oswoiłam się z faktem, że naprawdę umrę. Wydawało mi się to zupełnie abstrakcyjne. Miałam za dużo rzeczy do zrobienia, żeby tak po prostu odejść. W dalszym ciągu musiałam dowiedzieć się, dlaczego Ignatia zaplanowała moje porwanie, musiałam wydostać brata z Podziemia, zanim zacznie odczuwać negatywne skutki przebywania wśród jaszczurów i musiałam sprowadzić Amesa z powrotem na jasną stronę.

Panika podeszła mi do gardła. Co jeśli nie zdążę? Co jeśli mój brat tu utknie i umrze zaraz po mnie? Co jeśli nie zdołam przywrócić Amesa z powrotem? Wybrał ciemną stronę, żebym przeżyła, a przecież śmierć czyhała tuż za rogiem.

Drzwi od gabinetu otworzyły się z hukiem. Podskoczyłam na fotelu i wstałam, okręcając głowę w stronę dźwięku. Do środka wpadała rozwścieczona Bahar.

Miałam przechlapane.

Pewnie dowiedziała się o sukni. Kompletnie ją zniszczyłam. Podarła się w kilku miejscach, a materiał zafarbował od wina. Jedyną rzeczą, która w miarę się trzymała, był gorset. Zgubiłam nawet tiarę, którą wcisnęła mi na głowę.

– Gdzie on jest? – spytała.

– Kto?

– Ames! – wykrzyknęła, a w jej dłoniach pojawiły się różowe sztylety.

Cofnęłam się. Furia, która ją w tej chwili otaczała, sprawiała, że Bahar była naprawdę przerażająca.

– Wysyłamy mu sygnały od pół godziny!

Rozległ się kolejny huk i zaraz w pomieszczeniu pojawił się Leif. On znowu wyglądał na zdruzgotanego, nie rozwścieczonego jak Bahar. Byłam kompletnie skołowana całą tą sytuacją. Nie miałam zielonego pojęcia, co się działo.

– Był tu jeszcze jakieś dziesięć minut temu – odezwałam się niepewnie.

– Widzisz? – zwróciła się do Leifa. – Mówiłam ci, że specjalnie nas ignoruje.

Leif potarł twarz dłońmi.

– Co się dzieje? – zapytałam.

– Poród! – wykrzyknęła. – Poród się dzieje, a ten dupek nas ignoruje!

Jasna cholera.

– Z Sissy wszystko w porządku? – spytałam Leifa, wiedząc, że poród reptilianinek był bardzo ciężką i skomplikowaną sprawą.

– Jeszcze nie tak dawno wszystko szło gładko – odpowiedział roztrzęsionym głosem. – Ale Minevra wyczuła zmiany, skurcze stały się silniejsze i zwiększyły swoją częstotliwość, a uzdrowicielki nie potrafią złagodzić jej bólu.

– Stara się kontrolować emocje i ból, ale jest coraz gorzej – szepnęła Bahar, chowając sztylety do pochw na udach.

– Ames zawsze pomagał przy ciężkich porodach, lecz teraz nam nie odpowiada – dodał Leif.

– Nie wiem, gdzie jest – wyszeptałam, czując coraz większy niepokój.

Ames zajmował się Cecylią i sprawdzał jej stan, kiedy ostatni raz byłam w Podziemiu. Nawet odwiedził inną ciężarną, żeby zobaczyć, czy wszystko przebiega tak jak powinno.

Serce w OgniuWhere stories live. Discover now